czwartek, 2 kwietnia 2015

Od Ikany (CD. Sohy)

 Odskoczyłam jak oparzona na widok blasku ślepi odbijającego od wschodzącego księżyca. Łapy delikatnie dotknęły ziemi. Położyłam uszy, pochyliłam głowę, warknęłam. Wilk stał wyprostowany. Nie widziałam go zbyt dobrze. Po posturze wnioskuję, że basior. Dość spory. Cofnęłam się parę kroków w stronę drzew i...tu popełniłam błąd. Zza dębu wyskoczył inny. Poczułam słaby ból gdzieś na karku sugerujący, że zostałam popchnięta ,a potem silniejszy w głowie i w boku, który jednoznacznie wskazywał na ciężki upadek. Podniosłam wzrok na napastnika. Stał przy mnie niski, chudy, rudawy basior. Jednak pierwszym co zarejestrowałam patrząc na jego pysk był brak lewego oka. Jako że szeroko się szczerzył można było też dostrzec ubytek w zgryzie, brakowało jednego kła.
Nic dziwnego, że brał z zaskoczenia. W równej walce byłby bezbronny.
 Wyszarpałam się cherlakowi, od którego nawiasem mówiąc lepsza teraz nie byłam i stanęłam na równe łapy by po chwili znów znaleźć się na ziemi. Tym razem to czarny postanowił się pofatygować. Ugryzłam przytrzymującą mnie kończynę ku ,,niezadowoleniu" właściciela i swemu obrzydzeniu. Nie mogłam się spodziewać tak obrzydliwe smaku. Basior szarpnął się pogarszając tylko stan swojej łapy. Puściłam go i odturlałam się. Kiedy wstawałam od razu nastawiłam się na atak drugiego, ale nie nastąpił. Kaleka stał pod drzewem zza którego wcześniej wyskoczył. Teraz spoglądał na mnie prawie że pokornie. Zrobiłam krok w jego stronę. Wilk zniknął równie szybko jak się pojawił. Zwróciłam się ku towarzyszowi rudzielca. Basior stał prosto za nic sobie mając sącząca się z łapy krew. Zmrużyłam oczy. Nie znoszę takich sytuacji. O dziwo tamten się nie poruszył. Stał dalej mierząc mnie niezbyt skupionym spojrzeniem. Musiał być bardzo pewny siebie. I w sumie mu się nie dziwię biorąc pod uwagę, że nie więcej niż sekundę po uznaniu go za idiotę zostałam chwycona za kark i znów sprowadzona do parteru. Zawyłam. Poczułam coś ciepłego w miejscu ugryzienia. Krew...cudownie...
- Brawo-usłyszałam niski, chrypliwy głos-Nieźle rozegrane. Wolałbym jednak nie widzieć tak banalnych błędów jak twój.
Było to chyba skierowane do basiora, który dał się użreć w łapę. Próbowałam się wyszarpnąć, ale nie dało to oczekiwanego efektu.
- Skoro już schwytaliśmy alfę to chyba możemy...-urwał- Co to ma być?!
Wyczułam znaczne pokłady gniewu bijące od właściciela głosu.
- Co on tu robi?!
Soha? Podniosłam głowę, którą jak dotąd trzymałam blisko ziemi usiłując uniknąć wdychania oparów wydobywających się z pyska wilka. Niczego jednak nie dostrzegłam. Za dużo kanibali przypadało na metr kwadratowy. Innymi słowy- zwyczajnie mi zasłaniali.

Soha?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz