piątek, 17 kwietnia 2015

Od John'a (CD Luy): Wiewiórka

Uśmiechnąłem się. A przynajmniej spróbowałem.
- Iluzjonistka, co? – rzuciłem.
Tajemnicza wadera tylko uśmiechnęła się sztucznie.
- Nie znam się na iluzji – zacząłem – ale też znam parę sztuczek. Nie tak zaawansowanych, co prawda, ale wystarczających w moim…fachu – przy ostatnim słowie się zawahałem, ale po sekundzie rzuciłem je wymijającym tonem.
Rozejrzałem się za jakimś „celem”. Po chwili wychwyciłem ruch pod drzewem niedaleko. Jakaś zdeterminowana wiewiórka olała naszą obecność żeby dostać się do leżącego w trawie żołędzia. Chwyciła orzech w łapki i zaczęła go obracać z niesamowitą szybkością, precyzyjnie ogryzając skorupkę. Podszedłem trochę bliżej i nie mając lepszego pomysłu rzuciłem pierwsze zaklęcie jakie przyszło mi do głowy:
- Dolor.
Zwierzątko momentalnie wyprężyło się, dostało silnych skurczów. Wypuściło zdobycz i padło na ziemię zwijając się w konwulsjach. Wiewiórka piszczała przeraźliwie na zmianę prostując i kurcząc łapki. Może się to w moim przypadku wydawać dziwne, ale nie czerpałem z tego chorej satysfakcji. Nie jestem sadystą…on dobra, jestem, ale nie w stu procentach. Gdyby ten gryzoń był kimś kogo nie cierpię, a jest kilka takich osób, chociażby sam Mefistofeles – wtedy owszem, byłoby to przyjemne uczucie.
Gdy zwierzątko zaczynało tracić oddech rzuciłem „Satis”. Wiewiórka natychmiast uspokoiła się, wstała i – zapominając o żołędziu, przez którego tak się narażała – uciekła z powrotem na drzewo. Podszedłem pod dąb i patrząc w dziuplę w której się ukryła powiedziałem „Somniatis”.
- A to ostatnie to po co?
Wzdrygnąłem się lekko. Zapomniałem zupełnie o obecności przeklętej. Spojrzałem w jej stronę.
- Po takim przeżyciu najlepszy jest porządny sen – odpowiedziałem. – Wiem to z doświadczenia.
- Niech ci będzie – nieznajoma usiadła obok. – Nie umiesz rzucać zaklęć bez słów? – to ostatnie rzuciła czysto złośliwie.
- Nie przykładałem się do lekcji magii – „wzruszyłem ramionami”. – A poza tym, jak zapewne doskonale wiesz, istnieje kilka rodzajów magii. Rodzaj którego ja używam wymaga odpowiedniego układu słów. Inaczej cel będzie odwrotny od zamierzonego.
Wilczyca przewróciła oczami.
- No niech ci będzie. A jak się ten twój cały rodzaj magii nazywa?
- Sam zbyt dobrze nie wiem, za krótko go używam. Ale wilki, które widziały mnie przy pracy nazywają to „szatańskimi sztuczkami”.
„Nawet nie wiedzą, ile mają racji” dodałem w myślach.
Lua? Wybacz, że takie nijakie, ale nie chcę trzymać bloga w miejscu. Nie ma to jak maltretowanie wiewiórek ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz