piątek, 10 kwietnia 2015

Od Azzai(CD.Asher'a): Spontaniczne i trochę bolesne spotkanie.

Nagle Sil nas zauważyła.Popatrzyłam się na kruki.Czemu akurat w tej chwili musiały krakać.Chciałam jednego z nich udusić,ale wiem,że będę się liczyła z Asherem,ale tego nie chce.Fajny z niego gość,tylko czasami przychodzi do nas nie w porę.Po chwili Asher popchnął mnie swoim zadem i wpadłam w krzaki.Potem on zakrył "wejście" liśćmi i przysunął się do Riry.
-Ani drgnij.-powiedział Asher.
Potaknęłam głową i znieruchomiałam.Zza ściany wyszła Sil i rozglądała się.Potem był krótki dialog i poszła gdzie jest jej miejsce.Uśmiechnęłam się.Nie wiem co mogło się stać,gdyby mnie zobaczyła.Pewnie by była awantura o szpiegowanie.Po paru minutach wyszłam z ukrycia,jednak mogłam trochę później...Dowiedziałam się,że Rira i Asher są razem.
-O LOL!!-powiedziałam
-Co LOL?-odpowiedziała ze zdziwieniem Rira.Widać,że Asher się trochę czerwienił
-No co,że chodzicie!
-CISZEJ!!
-Że chodzicie.-(szeptem)-Gratuluje.
-E tam,nie gratuluj,normalna rzecz...Nikomu nie mów bo inaczej!
-No OK.Haha.-Zaśmiałam się.Nie tak,że z nich tylko z sytuacji.
Wyszłam z jaskini,jednak to był błąd,ponieważ zza wyjściem stałą Sil.
-Wiedziałam!Jak śmiesz mnie szpiegować!-wydarła się na mnie.Niestety zwróciła uwagę watahy.
-Co!Że ja,kto by chciał cię szpiegować?!I tak masz nudne życie!
-Słucham!
-To co słyszysz!Suko.
-Przegięłaś!-po czym ją popchnęłam.
Jednak ona odwzajemniła się tym samym, tylko że popchnęłam mnie w stronę urwiska.Opierałam się jednak ona w tej chwili była silniejsza.Gdybym byłą na to przygotowana to bym się spięła i by mnie nie ruszyła,ale...
Po chwili z tłumu wyskoczył Eloy,ale było za późno.Silvana mnie znów popchnęła i niestety spadłam.Już myślałam,że spadam,lecz zsunęłam się na mały próg skalny.
-Azzai!!!-usłyszałam głos Eloy'a.
-Eloy!!!-krzyknęłam.
Jak otworzyłam oczy zobaczyłam,że jestem około 5 metrów pod szlakiem.Spojrzałam w dół.Nie było tak daleko do ziemi,ale gdybym spadła to na pewno bym sobie coś złamała.Serce mi szybciej biło.Z moich łap wydobywały się iskry.Przypomniałam sobie słowa mojej szamanki-"Azzai zginie bolesną i straszną śmiercią".Obejrzałam się też na boki.Żadnej półki skalnej tylko tu.
-POMOCY!!!-znów krzyknęłam
Coraz szybciej oddychałam.Patrzyłam się w górę.Miałam nadzieję,że coś znajdę gdzie moge się spiąć,niestety takich przedmiotów nie było.Nagle zauważyłam,że półka pod moim ciężarem powoli się kruszy.Podniosłam łapę.Pod nią były wypalone odciski i ślady kruszeń.Oparłam się o ścianę.Próbowałam się uspokoić,ale w tej sytuacji to było niemożliwe.Na górze było słychać kłótnie.Cóż po co mnie nawet próbować uratować,jeśli można się między sobą kłócić.Dopiero teraz zauważyłam,że w tej watasze jestem sama.Każdy ma przyjaciela oprócz mnie.Czy każdy mnie się boi bo mam wybuchowy charakter?Tego nie wiem...Nagłe półka zamiast kruszyć się zaczęła się łamać.Duże odłamki skał zaczęły się odrywać i spadać na dół.Nie minęła sekunda a już było tak mało miejsca,że się zsuwałam.Nagle na moje tylne łapy brakło już miejsca. Ni się obejrzałam już zwisałam.Trzymałam się tylko pazurami.Jednak to nie trwało zbyt długo,więc po chwili spadłam.Poczułam mocne uderzenie w głowę i zobaczyłam ciemność.Po paru godzinach powoli otwierałam oczy.Nic już nie było słychać.Wszyscy odeszli.Gdy podnosiłam głowę poczułam okropny ból.Pod głową byłą kałuża krwi,niestety mojej,ale najważniejsze było,że żyłam.Sprawdziłam łapy,wszystkie były całe.Postanowiłam wstać.To był zły pomysł,ponieważ bardzo bolała mnie głowa,oraz kręciło mi się(również)w głowie.Otrząsnęłam się i poszłam przed siebie.Obejrzałam się za siebie.Zobaczyłam ścieżkę,którą się poruszaliśmy.Postanowiłam pójść jakoś jej stronę.Ale chciałam najpierw znaleźć wodę.O wodę nie było trudno.Przeszłam się parę metrów i znalazłam małe jeziorko.Weszłam w nią i się wyczyściłam z pyłu i kurzu.Chyba jako jedyna dbałam tak o swoją sierść.Obmyłam też ranę na głowie i poszłam w stronę gdzie prawdopodobnie się spotkamy.Zastanawiałam się,czy umowa z Rirą jest nadal aktualna.W tych rejonach trudno nawet o zająca.Szłam tak z pół godziny aż nie wpadłam na jakiś trop.Był to wilk.Zboczyłam z trasy mając nadzieje,że to jeden z nas,lecz ten zapach nie pasował mi za bardzo.Trafiłam na skalny grunt.Tam zobaczyłam jakiś cień.
-HEJ!--zawołałam
Zamiast odpowiedzi otrzymałam biegnącego na mnie wilka.Trochę ćwiczyłam refleks i na szczęście go wyminęłam.To co się stało sprawiło to,że już nic nie może mnie zaskoczyć,a nawet szarżujący na mnie wilk.Owy wilk zatrzymał się.
-Zginiesz marnie,przeklęta zjawo!
Czy tak będzie wyglądał mój koniec?Ale zastanawiało mnie jedno-skąd wiedział,że jestem przeklęta.Wilk odwrócił się i popatrzył na mnie.Ja usiłowałam wyglądać dumnie i stać prosto.On wyszczerzył zęby i znów wystartował.Ja się ustawiłam do skoku,jednak gdy skoczyłam i byłam w powietrzu on mnie złapał i przygwoździł mnie do ziemi.Postanowiłam użyć klątwy.Przyłożyłam swoje łapy do jego ciała i wypuściłam całą moc.On odskoczył i się telepał.
-Chce ci coś powiedzieć...Po pierwsze nie jestem zjawą...Po drugie jeśli znów mnie zaatakujesz to znów to cię spotka...

 John?Ktoś z góry? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz