piątek, 3 kwietnia 2015

Od Appalosy: Nadzieja?

Nagle pojawiłam się w szczerym polu. Nie wiedziałam gdzie iść. Więc poszłam przed siebie. Szłam cały dzień. Nigdzie drzewa, nigdzie cienia. Słońce zaczęło powoli zachodzić. Szłam dalej. Gdy już było ciemno nogi mi się osunęły, a ja momentalnie zasnęłam. Następnego dnia obudziłam się bardzo późno. Słońce mocno grzało i było wysoko. Nagle usłyszałam szum. Szłam w jego stronę. Tak! Woda! Dobiegłam tam na „miękkich” łapach i zaczęłam pić. Kiedy już się lekko orzeźwiłam zrobiłam coś, czego pragnęłam od dłuższego czasu. Wskoczyłam do jeziora. Chłód, który poczułam na futrze był przyjemny. Popływałam tak chwilę, i wyszłam na brzeg. Otrząsnęłam się z wody i poszłam dalej. Zobaczyłam las. Umierałam z głodu, a to była oferta na królika. Przeczucia mówiły mi, że coś tam znajdę. I nie myliłam się. Zaczaiłam się między krzakami, i wyskoczyłam prosto na grzbiet zająca. Poczułam metaliczny smak krwi. Nie. To nie było dla mnie. Więc po co to zrobiłam? Głód. Przez głód pragniemy czegoś do jedzenia i zrobimy wszystko, aby go mieć. Szłam dalej. Za lessem zauważyłam jaskinię. Było dość jasno na dworze więc powolnym ruchem zaczęłam stawiać nogę za nogą. W jaskini było ciemno, a ja co chwile nadeptywałam na leżące kamyki. Nagle potknęłam się. Wylądowałam z głową na zimnej ziemi, a łapami na czymś… Miękkim (O.o)? Usłyszałam pomruki, więc szybko wstałam z miejsca i wzięłam do pyska pochodnie leżącą parę metrów dalej. Podeszłam w tamto miejsca, ale nic nigdzie nie leżało. Za to zwróciłam wzrok na wilka, który stał z oburzoną miną obok mnie. Odłożyłam „lampę” na glebę i zapytałam
- Obudziłam cię? – Skuliłam uszy ku dołu i zniżyłam łeb. Było mi.. Ech.. Głupio.
- Nie. Ducha świętego – Odezwała się.
- Przepraszam
- Trudno. Skoro tak, to może wyjdziemy na zewnątrz? Wyspałam się już – Uznała przeciągając się. Następnie ruszyła, a ja śledziłam ją wzrokiem. Ruszyłam się z miejsca i niepewnym krokiem poszłam dalej. Światło już powoli zachodzącego słońca oślepiało mnie. Zmrużyłam oczy.
- Długo tu jesteś? – Spytałam patrząc na waderę.
- Właściwie nie. Kilka dni temu to doszłam.
- Mhm.. – Odwróciłam wzrok ku niebu.
- Jestem Moonlight. – Spojrzałam na nią i odpowiedziałam niepewnie
- Appalosa.
- A ty? Skąd się tu wzięłaś?
- Ja.. – Nie mogłam jej powiedzieć, że pojawiłam się znikąd. Nie uwierzyła by. –Ja tu przed chwilą przyszłam. Po prostu… Eee… Noo.. Jak to się mówi? A! W watasze gdzie byłam nastała wojna… z inną watahą. Rodzice kazali mi uciekać iii… No i tu jestem. – Uśmiechnęłam się lekko, ale nagle posmutniałam. Niech uważa, ze naprawdę wybuchła wojna.
- Ach, ciekawe. Smutne też.
- Będziemy tu tak stały? – Spytałam rozmarzonej wilczycy.
- Nie wiem. Odeszłam do watahy. Nie mam pojęcia gdzie aktualnie są. Zmieniają położenie przez klątwę alfy.
- Klątwę?
- Co? Ty.. Ty jej nie masz?
- Jaa? Mam.. Czyli jednak nie jestem sama..
- Wszyscy z tamtej watahy byli przeklęci.
- Naprawdę? Nie pomyślałabym. Ale nie uda ci się ich znaleźć? Może jednak gdzieś się znajdą?
- Być może.
- Więc.. Ruszmy się stąd!
- My?
- Tak? Coś nie pasuje?
- Może zostańmy na noc. Nie ma po co iść w nocy. Jutro rano wyruszymy.
- Niech będzie – Odwróciłyśmy się i poszłyśmy w głąb jaskini. Ona poszła tam gdzie wcześniej, zaś ja ułożyłam się w koncie. Nie mogłam zasnąć. Myślałam nad tym jak to wszystko się potoczy. Nagle oczy mi się zamknęły, a ja zasnęłam.
 
Moonli? Dokończysz? 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz