poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Od Blue (C.D Behemota): Źle mieć mnie za przyjaciela, za wroga jeszcze gorzej.

I znów wyruszyliśmy. Ver powiedziała, że za jakiś czas będziemy schodzić na dół. Koniec z wspinaczką. Jak ona to ujęła… A! Powiedziała, że teraz będziemy mieć już „z górki”. Ja jednak myślę, że miała na myśli dystans jaki się zmniejsza między nami a resztą watahy, a nie drogę jaką mamy pokonać. Bądź co bądź ale łatwiej jest się wspinać na górę niż z niej schodzić. Swoją drogą, myślę, że reszta watahy też się o tym przekonała. Kiedy natrafialiśmy na jakieś strome zbocze, wszystkie rozmowy natychmiast się ucinały. Każdy martwił się o ty, czy uda mu się przejść. I czy przeżyłby ewentualny upadek. Jednak kiedy zagrożenie mijało i wszyscy byli cali, znów zaczęły się rozmowy. Streściłam więc jak z grubsza wygląda podróż. I chyba zapowiedziałam jak będzie wyglądać przez następny pół dnia, jeśli nikt nie zrobi sobie krzywdy lub nie zatrzymamy się na noc.
Zerkam na Behemota. Żebyście sobie nie myśleli, że mam jakąś obsesję, to na swoje usprawiedliwienie dodam, że jesteśmy ze sobą w parze na czas tej długiej podróży. Zauważyłam już wcześniej, że basior nie idzie tak prawie siebie jak wcześniej. Wygląda na zmęczonego, ale kiedy pytam się czy wszystko w porządku, wilk twierdzi, że tak.
„Jasne… na takie sztuczki próbuj nabrać innego wilka, nie mnie”- myślę i zagradzam basiorowi drogę.
-Przecież widzę, że coś jest nie tak. Nie jestem ślepa.- odpowiadam ponuro. Nie wiem, czy to co robię jest niesłychanie odważne, czy też bezczelne i bezgranicznie głupie. Zagradzam Behemot’ owi drogę, kiedy znajdujemy się na niebezpiecznym górskim szlaku. Część par wilków zaczyna się rozpychać, próbując nas wyprzedzić. Jednak na wąskiej dróżce jest to trudniejsze niż się wydaje. Zagradzam basiorowi drogę, by ten przez chwilę mnie wysłuchał. Jednak Behemot tylko wzdycha i jestem pewna, że przed chwilą wywrócił oczami. Nie zwracając na mnie uwagi, przechodzi obok. Ze względu na brak miejsca, ociera się o mnie, przez co muszę się wycofać.
-Wybacz jeśli sprawiam ci kłopot.- słyszę szept Behemota. Odwracam się do basiora i… nic nie mówię. Otwieram usta, czekając aż te same odpowiedzą, a tu nic. Nigdy nie wierzyłam wilkom, które twierdziły, że odebrało im mowę, a tutaj proszę. Teraz sama nie wiem co powiedzieć. Wreszcie, kiedy zbieram się na odwagę, Behemot znika z mojego pola widzenia.
-Blue, gdzie twoja para?- odwracam się i widzę rozbawioną Rirę. Posyła mi znaczący uśmiech, za który (gdyby nie była moją przyjaciółką) mogła bym się nieźle odegrać. Teraz przypomina mi się, że to chyba Rira była wilczycą, którą niechcący obudziłam podczas postoju.
-Nie wiem. Mało mnie to obchodzi.- mruczę niezadowolona. Albo zażenowana, sama już nie wiem.
-Idź tam lepiej.- wilczyca kiwa głową przed siebie. Posyłam jej jedno z moich odstraszających spojrzeń, ale Rira nic sobie z tego nie robi i dodaje- Źle by było, gdybyśmy się teraz pogubili.- kątem oka dostrzegam stojącego obok Riry Asher’ a, który wydaje się być rozbawiony całą tą sytuacją.
-Bardzo zabawne. Po prostu prześmieszne.- rzucam wilkowi, ale ten tylko wzrusza ramionami. Wzdycham niespokojnie i zostawiam tamtą dwójkę. Kiedy wymijam jeszcze dwie pary wilków, docieram do Behemota. Idę obok niego, dotrzymując basiorowi kroku. Żadne z nas się nie odzywa, ale przez głośne rozmowy innych wilków, ta cisza nie jest tak bardzo odczuwalna.
Patrzę na Behemota. Wilk odwraca głowę. Nie wiem, czy robi to specjalnie, czy może po prostu skupia się na drodze i nie zdaje sobie sprawy z mojej obecności. Ale dla mnie nie ma różnicy. Jakoś specjalnie mnie to nie obchodzi. Chcę dać basiorowi do zrozumienia jak bardzo mam to gdzieś. Pokazać, że to co wcześniej powiedział, wcale nie odebrało mi mowy.
-Żeby było jasne,- mówię, a Behemot w końcu odwraca głowę w moją stronę.- Nie skomentuję tego, co wcześniej powiedziałeś ze względów grzecznościowych.- jestem zadowolona ze swojej odpowiedzi i czekam co na to mój towarzysz.
-Obawiam się, że nie powiedziałem wcześniej niczego niestosownego.- posyłam mu ponure spojrzenie.
-Znowu kłamiesz.- mówię oskarżycielskim tonem. Jestem prawie przekonana, że basiorowi błysnęły kły w uśmiechu. Ale zanim zdążyłam się przyjrzeć, wilk znów założył maskę obojętności. Wzdycham z rezygnacją.
-Żeby było jasne, nie mam zamiaru tego dalej ciągnąć. Wiem, że coś jest z tobą nie w porządku, ale nie mam zamiaru się tobą opiekować. Rób jak chcesz. Jeśli coś ci się stanie, twój problem.- czuję na sobie spojrzenie czerwonych oczu Behemota. Jego bezlitosne i chłodne spojrzenie odrobinę złagodniało, ale nadal patrzy na mnie z powątpiewaniem. Nie zwracam na to uwagi i mówię dalej.- Wolałabym jednak abyś był ze mną szczery. Tego typu wymówki działają na szczeniaki, więc lepiej nie kłam. Pamiętaj, że nie najlepiej jest mieć mnie za przyjaciela, ale za wroga jeszcze gorzej.- obserwuję Behemota, ciekawa jego reakcji. Ale on tylko wzrusza ramionami i odpowiada obojętnym tonem.
-Rób jak uważasz.- denerwuje mnie ta odpowiedź, bo to o n tutaj słabnie, a nie j a.
-Nie żadne „rób jak uważasz”.- mówię, starając się nie pokazywać tego, co tak naprawdę czuję. Nie wiem dokładnie co to jest, ale aby to ukryć dodaję spokojnie.- To ty się źle czujesz i twierdzisz, że tego nie zauważę.- brzmi to dziwnie. Behemot chyba też to wyczuł. Odwraca się w moją stronę. Na chwilę przystajemy, ale biorąc pod uwagę idący za nami sznur wilków, znów musimy ruszać.
-Wybacz.- odzywa się po chwili.- Nie sądziłem, że to jak się czują inni… jak ja się czuję jest dla ciebie aż tak istotne.- mówi nieoficjalnym tonem.
Szczerze? Teraz żałuję, że nie ugryzłam się wcześniej w język. Chętnie cofnęła bym czas do chwili, kiedy zagrodziłam basiorowi drogę. Nie przejmowałabym się jego zdrowiem i zostawiła ten temat w spokoju. Rozmawialibyśmy teraz zapewne o pogodzie, drodze jaką mamy przed sobą, albo czymś równie fascynującym. Szkoda tylko, że wpadłam na to dopiero teraz.
Cho*era.
Wzdycham długo, tak aby Behemot zrozumiał, że jestem tym wszystkim sfrustrowana. Zerkam na niego i uśmiecham się złośliwie. Mam zamiar skończyć tę dyskusję.
-Ech, już nieważne.- mówię.- Niech będzie, że wygrałeś. Pamiętaj tylko, że jeśli zemdlejesz, ja cię nieść nie będę. Ani nie będę się tobą opiekować, dotarło?- Teraz sama się zastanawiam, czy rzeczywiście tak bym zrobiła. Czy faktycznie byłabym w stanie patrzeć jak basior mdleje i nie spróbowałabym mu pomóc. Czy zostawiłabym go komuś innemu w opiece? Sama mdlałam wiele razy, przez brak energii, którą wyssały ze mnie duchy. Wiem co najlepiej robić w takiej sytuacji, Behemot zapewne też. Czy naprawdę byłabym wstanie zostawić go i patrzeć obojętnie na słabnącego wilka?
Widzę jak Behemot taksuje mnie wzrokiem. W jego oczach dostrzegam cień powątpiewania, który rozpływa się tak samo szybko, jak się pojawił.
Behemot? Zabawne jak zwykła rozmowa przerodziła się w „pretensje małej Blue” ._. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz