Jakiś czas temu spotkałam pewnego wilka. W sumie… to ciężko mi go
opisać. W ogóle się nie przestawił, nie powiedział skąd jest. Spytał się
tylko czy tu jest jakaś wataha i odszedł. Tak po prostu. W sumie to
ciężko mi to jakoś skomentować… nawet złośliwe.
„Witam, wnioskuję iż pani jest z tutejszej watahy” przypomniało mi się
jak zwrócił się do mnie basior. Pierwszy raz mnie wtedy zatkało. Jaka
znowu p a n i ? Że niby to było d o m n i e ?!
Parsknęłam śmiechem. Wilka już dawno ze mną nie było, więc mogłam sobie powspominać tą dziwną rozmowę bez żadnych konsekwencji.
Spojrzałam w niebo. Było niebiesko- różowe. Za jakiś czas słońce będzie
się chować za horyzontem. Przypomina mi się, że obiecałam Jennie pójść
na polowanie. Musimy przecież jeść coś innego niż króliki. Trzeba tylko
najpierw zebrać jeszcze kilka wilków. Sama mogę upolować najwyżej młodą
(lub dość starą) sarnę. A wszystko przez mój cholerny wzrost. I brak
jako takiej siły fizycznej. Stawiam sobie więc jeden cel: znaleźć kilka
wilków do pomocy. Myślę kto mógłby mi pomóc. Część wilków jest
„niedysponowana” z powodu przedawkowania alkoholu więc lista robi się
coraz krótsza. Chcę aby poszła ze mną Rira.
-Przecież ona ma opaskę na oku!- przypominam sobie. Wzdycham…
Może, w takim razie Marvel i Asher mogą ze mną pójść? Nie… Asher może niech zostanie z Rirą ().
Sama z Marvel’ em upolujemy więcej niż jeden wilk, ale to nadal będzie
za mało. Przydałyby się jeszcze dwa wilki. Co najmniej.
Noż cholercia! Czemu tamte trzy się upiły?! Nie dość, że połowa stada
jest gdzieś… gdzieś daleko, to jeszcze nie każdy jest przytomny. Chyba
nic już mnie w życiu nie zaskoczy.
Docieram do miejsca, gdzie jeszcze dwa dni wcześniej większość z nas
leżała przy ognisku. Kiedy wpatruję się tak w opustoszałe miejsce, do
mojej głowy wdzierają się wspomnienia. Widzę jak walczymy z kanibalami.
Później, po wojnie zostajemy na noc na tej malutkiej polanie. „Widzę”
Eloy' a, który rozpala ognisko, Azzai która rozmawia z Hiro… a później
walkę Hiro z Eloy' em. Uciszającą ich Jennę i Varvadę. Dostrzegam kruki
Asher’ a i zranioną Rirę. Odruchowo chcę do niej podejść, ale „obraz”
zaraz się rozpływa. Zniknął tak nagle, jak się pojawił. Później widzę
Marvel’ a i jeszcze te nowe wilczyce. Nie zamieniłam z nimi ani słowa,
ale z tego co słyszałam to, cóż… powiedzmy, że doszło do pewnych
nieporozumień i sporów, częściowo z ich powodu. Ale ja się do nich nie
mieszam. Nie lubię widzieć czyichś łez, ale pocieszać też najlepiej nie
umiem. Po prostu cudny charakter. Naprawdę często żałuję, że urodziłam
się właśnie taka. Poza tym zdecydowanie za dużo myślę i rozmawiam ze
sobą. Ponoć to pierwszy stopień do szaleństwa, nie?
Ale w jednej chwili uświadamiam sobie, że mi to nie grozi. Już jestem
rąbnięta. Ale przynajmniej do końca pozostaję ze sobą szczera. I to się
liczy!
Nagle słyszę czyjś głos. Na szczęście należy do żywej istoty, więc
biegnę w jego stronę. Przedzieram się truchtem przez gęste drzewa. Nie
mam ochoty biegać, zwłaszcza, że nikt nie woła o pomoc. To tylko głosy
innych wilków. Kiedy docieram na miejsce widzę kilku członków naszej
watahy. Jest tam Hiro i Marvel. Zaraz dostrzegam jeszcze Jennę i Rirę. I
jest jeszcze Asher. A oprócz tego jakaś wadera, która stoi na tyle
daleko, że nie mogę jej rozpoznać. No i jest jeszcze… ten wilk. A
właściwie t e n wilk!
„…. iż Pani jest z tutejszej watahy…”
Dobra! Już dość tego! Zamknij się wreszcie!- upominam swój głos, który
wbrew mojej woli wdziera mi się do głowy. Od czasu tej walki z
kanibalami zdarza się to coraz częściej. Innymi słowy- mam popie***one
we łbie. Czasem już tak bywa. W sumie, kogoś musiało to spotkać. Pech
chciał, że wypadło ma mnie.
-...biała wadera, z charakterystycznym, niebieskim znakiem w okolicach
prawego oka…- słyszę kawałek rozmowy. Podchodzę bliżej zaciekawiona. Nie
wiem co powiedział ten nowy, ale kilka par oczu zwróciło się w jego
stronę. Uznaję, że też powinnam tak zrobić, abym nie wyszła na „tą,
która nie uważała”. Podchodzę więc jeszcze bliżej, do wilków. Ciemny
basior mnie zauważył. Zmarszczył brwi i zaczął mnie taksować wzrokiem,
tak jak zapewne ja taksowałam jego. Jednak zaraz się odwrócił do
swojego rozmówcy. Lub rozmówczyni. Ciężko jest mi rozpoznać wilka, który
stoi do mnie tyłem. Jednak kiedy przyglądam się bliżej, rozpoznaję
Jennę. Ta odwraca się, kiedy mnie dostrzega i macha łapą, dając mi znak
abym podeszła bliżej. Podchodzę więc i siadam obok wilczycy. Przez
chwilę rozważam dodanie: „widzę, że jesteś już trzeźwa”, ale w porę
gryzę się w język. Przypominam sobie, że nie jesteśmy same, a głupio
byłoby abyśmy wyszli na stado „wiecznie pijanych wilków”.
-Jeśli chodzi o polowanie…- zaczynam, kiedy wadera na mnie spogląda.- to
zbieram jeszcze wilki. Powinniśmy iść przynajmniej w czwórkę, tak mi
się zdaje. Może Marvel się zgodzi, ale brakuje nam w takim razie jeszcze
dwóch wilków.- kończę. Czekam aż Jenna zaproponuje kto może jeszcze
iść. Ona zna resztę wilków zdecydowanie lepiej niż ja. Raczej będzie
wiedziała kto ma teraz czas. Poza tym moja aspołeczna część mnie
wołałaby nie pytać się każdego wilka, czy chce iść na polowanie.
Jenna? Behemot?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz