sobota, 4 kwietnia 2015

Od Behemota (CD. Blue): „Wybacz, jeśli sprawiam Ci kłopot – mówię”

Ponownie siadamy, opierając się grzbietem o skały, jednak ja nie poprzestaje na tej czynności. Niemal od razu kładę się z powrotem. Widząc moje ruchy, Blue robi to samo. Zerkam na nią kątem oka. Widać, jak opadają jej powieki. Wcześniej również się zachwiała. Na samą tę myśl marszczę brwi, lecz wilczyca tego nie zauważa, ponieważ zdążyła już zamknąć oczy. Podejrzewam, że zdążyła już odpłynąć.
Odwracam łeb w drugą stronę. Gdy przebywam z jakimkolwiek wilkiem, te cholern.e cienie korzystają z okazji i podczepiają się również do sił mojego towarzysza. Nie lubię tego, ponieważ uważam, że ja powinienem się z tym użerać, nie ktoś inny. W takich przypadkach daję im większe pole do manewru nad moją energią. One nie odpuszczą takiej okazji i kiedyś w końcu dają spokój z tamtym. Miałem zamiar kolejny raz im pozwolić na dotarcie do mojego składu siły, lecz dalej się wahałem. Co jeśli zemdleję? Wtedy nasz marsz się opóźni, a ja stanę się dla nich balastem. Ale czy to daje mi prawo do patrzenia, jak nad inną, niewinną istotą goszczą te pomyleńce?
W końcu doszedłem do wniosku, iż jakoś to wytrzymam. Zasnąłem, a we śnie odpuściłem i już z nimi nie walczyłem. Niech biorą, co chcą…

***

Gdy pierwsze promienie słońca w tym dniu opadły na moje oczy, powoli je otworzyłem. Mozolnie wstałem i rozejrzałem się. Zauważyłem, iż nie ma koło mnie Blue. Nie śpiesząc się, zajrzałem do jaskini. Stado budziło się, pod wpływem wołań delty. Wszedłem do środka i przez chwilę przypatrywałem się watasze, jednak z transu szybko wyrwał mnie głos Jenny.
– Natychmiast wyruszamy. – oznajmiła. Mimo, że słowa nie były skierowane do mnie, dotarły one do moich uszu.
Po chwili, wszyscy ustawili się w rzędzie, by móc wyjść z groty. Dalej byliśmy w parach, bowiem mgła po nocy zelżała, jednak nie zniknęła i dalej perfidnie zasłaniała nam część widoczności. Z racji tego, iż maszerowaliśmy na dużej wysokości, wiatr stał się chłodniejszy, a wczesna pora dodatkowo potęgowała te uczucie.
– Jesteś zły? – dobiegło mnie pytanie, wypowiedziane melodyjnym głosem Blue. Odwróciłem głowę, by móc na nią spojrzeć.
– Wybacz, ale obawiam się, iż nie rozumiem pytania. – odpowiedziałem wracając do wcześniejszej pozycji mojego łba.
– Za wczoraj. Wiesz, za tą sukę i inne takie… – rzekła również odwracając wzrok i kierując go przed siebie.
– Nic się nie stało. Każdy czasem nie wytrzymuje, nieprawdaż? – spytałem bardziej retorycznie. Wilczyca pokiwała łbem. – Wyspałaś się? – odezwałem się po krótkiej chwili milczenia. Blue spojrzała na mnie zdziwiona zapewne nieformalnością pytania.
– T-Tak… – wydukała lekko zbita z tropu. Jednak ta odpowiedź niespodziewanie przyniosła mi ulgę. Przynajmniej o n e się od niej odczepiły. Lecz jej stwierdzenie było zupełnie inne od tego, w jakim ja byłem stanie. Miałem jedynie nadzieję, iż nikt nie zauważy mojego lekko niedbałego kroku oraz zamglonego wzroku. Starałem się utrzymać równe tępo, lecz nie zawsze mi to wychodziło.

***

Po dość długiej już wędrówce, dotarliśmy na szczyt. Słońce przygrzewało wysoko na niebie, choć zimne podmuchy powietrza sprawiały, iż jego ciepło nie było odczuwalnie na futrze. Niemal wszyscy mieli wzrok wlepiony w ścieżkę przed nami, która niepozornie schodziła na sam dół.
– Czeka nas zejście. Będzie mniej uciążliwe niż wejście, ale musicie uważać. Jeśli któreś z was się poślizgnie, prawdopodobnie spadnie na sam dół i nie gwarantuję, że przeżyję. – usłyszeliśmy pokrzepiającą mowę Vervady, która niemal od razu skierowała się na szlak. Kamienie, które osuwały nam się spod łap i ciężar naszego ciała pchający nas w dół, potęgowały wzrost naszej ostrożności. Niekiedy dało się słychać stłumione krzyki innych, oznajmujące, iż jeden ze stada właśnie stracił chwilowo równowagę, lecz następujące zaraz westchnienia ulgi mówiły, że jednak nikt nie ucierpiał.
Możliwe, iż delta się myliła. Schodzenie, wbrew pozorom, okazało się trudniejsze, niż się na początku wydawało, a do tego trzeba było być skupionym, by łapy nie odmówiły posłuszeństwa.
Po dłuższym czasie zacząłem odczuwać nasilające się uczucie zmęczenie. Momentalnie stanąłem. Blue również się zatrzymała.
– Nic ci nie jest? – zapytała ustępując miejsca wilkom, które chciały nas wyprzedzić. Potrząsnąłem głową, powstrzymując zipanie.
– Nie ma powodu do obaw – odparłem prostując się. Jednak wadera zagrodziła mi drogę.
– Przecież widzę, że coś jest nie tak. Nie jestem ślepa – rzekła lekko się bulwersując. Westchnąłem i wyminąłem ją, lecz kiedy przechodziłem koło niej, powiedziałem ściszonym głosem:
– Wybacz, jeśli sprawiam Ci kłopot.
Blue? :3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz