– Tak? – Uśmiechnęłam się do Riry przyjaźnie, kiedy odwróciłam swój łeb w jej stronę, a ona podeszła wystarczająco blisko. „Czego?”
– Za niedługo wyruszamy. Zauważyłaś, że kogoś nie ma? – zapytała wesoło. Pewnie teraz wszyscy upewniają się czy kogoś nie zostawili.
– Nie – odparłam stając naprzeciwko niej, nie chcąc zachowywać się niegrzecznie. To przecież takie złe. „Nie, chyba wszyscy są, chociaż wolałabym, by nie było tutaj z nami pewnego działającego mi na nerwy basiora...”
– To dobrze. Nikt by chyba nie chciał, by ktoś tu został – westchnęła z ulgą. „Jasne...” – Um, a gdzie Twój p r z y j a c i e l? – spytała, uśmiechając się do mnie wymownie z rozbawieniem na pysku.
– N-Nie wiem… – wyjąkałam, z całych sił próbując zatuszować przechodzące mnie drgawki gniewu i obrzydzenia. Ponadto, usłyszałam ciche parsknięcie śmiechu Ventusa, wiszącego mi nad grzbietem. Nie musiałam widzieć jego łba, by wiedzieć, że słuchanie tej rozmowy sprawia mu dużą przyjemność. Szczególnie, że wie, jakie emocje mną teraz targają. Najwidoczniej ma ubaw z moich starań.
– Patrz! Tam jest! I gapi się na Ciebie – szepnęła Rira konspiracyjnie, poruszając znacząco brwiami i wskazując swoim łbem „pewnym” kierunku. Sama się jednak nie odwróciła, bo pewnie chciała, bym pierwsza to uczyniła. Musiałam to niestety zrobić. Spojrzałam na basiora i, o dziwo, koło niego siedziała jakaś inna wadera. Znałam ją z widzenia, jednak nie było mi dane wiedzieć, jak jej na imię. Szczupła i smukła sylwetka stanowiła podporę dla równie pięknego łba wilczycy. Na jej pysku natomiast, znajdował się surowy grymas. Nie byłam pewna czy posiada taki wyraz twarzy, czy specjalnie zrobiła taką miną. Przez myśl przemknęło mi, że mogłaby stanowić świetną parę dla Węża. Wtedy pierwszy raz pomyślałam, że on naprawdę musi mieć niezłe branie u płci przeciwnej. Cóż, mogłam go nienawidzić i chcieć jego śmierci, ale musiałam przyznać, że był wyjątkowo przystojny (oczywiście jak na posiadacza takiego denerwującego charakteru) i po części rozumiałam te, które lgnęły do niego jak magnes. Chociaż JA nigdy nie zniżyłabym się do tego poziomu, ani dla niego, ani dla innego basiora. Tak, Blade wyglądał na typowego play i bad boya. Poza tym… Chwila, o czym ja myślę?!
Mimo, że mój monolog nie był krótki, zajął mi ledwo dwie sekundy. By nie wzbudzać podejrzeń żadnego z wilków, mój kpiący uśmiech z wewnątrz, zanim wpłynął na pysk, przeszedł przez bardzo gęsty filtr, który pozbył się z niego całego jadu z mojej strony i odwalił naprawdę dużo roboty, przemieniając go w pełen uroku wyszczerz.
O dziwo (?) basior odwzajemnił uśmiech. Zgaduję, a wręcz jestem pewna, że gdyby nie obecność naszych (znowu to okropne słowo) towarzyszek, zrobiłby to bardziej złośliwie i arogancko. Prychnęłam pogardliwie w duchu, komentując tym sposobem jego wyczyn.
Ponownie odwróciłam swój łeb w stronę Riry, która śmiała się w najlepsze.
– Stanowicie doskonałą parę! – Tupnęła z satysfakcją łapą w ziemię.
– Z-Zdaje mi się, że on nie lubi mnie tak, jak ja jego… – wyjąkałam z udawaną niepewnością. „Pff… Oboje darzymy się nienawiścią”.
– Oj, mylisz się moja kochana! – powiedziała z ciepłym uśmiechem na ustach.
– C-Co? – Tym razem szczerze zdziwiła mnie jej wypowiedź.
– Lubi Cię! Widzę to w jego gestach i oczach! A wierz mi, nikt nie zna się na tym lepiej, niż ja! – rzekła entuzjastycznie, po czym wstała i odwróciła się z zamiarem odejścia.
– Cz-Czekaj! – zawołałam za nią, podrywając się z miejsca, lecz było już za późno. Wadera odbiegła ode mnie, znikając w tłumie wilków.
– Ha! Jest dobra! – zaśmiał się Ventus. Zgromiłam go szybko wzrokiem tak, by nikt tego nie widział, po czym westchnęłam, dalej skołowana.
To prawda. Rira zna się na odczytywaniu emocji z ciała wilków, ale… Ale teraz jakoś ciężko mi w to uwierzyć. Że niby on darzy mnie sympatią? Ha! Prędzej uwierzę w to, że spadające gwiazdy spełniają życzenia lub pocałuję kobrę, niżeli miałabym przyjąć do faktu, że to, co powiedziała niebiesko włosa wadera, jest prawdą! Bo nie jest, prawda? Ach, głupia! Oczywiście, że nie. Bezsensowne i puste gadanie…
***
Na moje szczęście, podczas pierwszych chwil wędrówki, nie było przy mnie
tego denerwującego Padalca, ponieważ cały ten czas spędził ze swoją
ukochaną, która najwidoczniej była s t r a s z n i e zmęczona i
podpierała się na jego boku. Wyglądało to tak uroczo, że aż miało się
ochotę podejść do tej dwójki i pisnąć im do ucha: „Słodziaki!”. Chociaż
pamiętając o swojej roli, szybko o tym zapomniałam. Może „poszczułabym”
ich Rirą? Znowu zaczęłaby paplać o swojej wiecznej miłości i wiązać ich
świętym węzłem małżeńskim. Nie powiem, miałabym z tego niezły ubaw,
jednak musiałabym się tylko ograniczać do lekkiego zdziwienia na moim
pysku. Może to nawet lepiej? Szkoda by było nie cieszyć się w pełni z
takiego przedstawienia.
Wkrótce stado postanowiło zrobić postój. Nie mam pojęcia z jakiego powodu. Przecież szliśmy dopiero… Nie wiem… Godzinę? Półtorej? Nieważne. To pewnie przez tą śpiącą waderę. Ygh. Nie chcę zmarnować mojej energii, dlatego może wybiorę się „pozwiedzać” tutejsze tereny?
Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Jak najszybciej oddaliłam się od watahy, wzdychając głośno z dużą ulgą, nie musząc już dalej inicjować mojego wyszczerzu i spokojnie posiadać znudzony wyraz pyska. Jakie szczęście…
– Och, to się nazywa pech… – jęknęłam, gdy ujrzałam sylwetkę basiora, siedzącą na dużym głazie nad małym jeziorkiem. Ten, słysząc mój głos, odwrócił łeb z kpiącym uśmieszkiem.
– Z ust mi to wyjęłaś – odparł, patrząc na mnie z góry. Przewróciłam oczami.
– Mogłam tutaj spotkać każdego, a trafiłam akurat na Ciebie! – przeklęłam go swoim morderczym spojrzeniem.
– Cóż, może to przeznaczenie chciało, byśmy się spotkali w tak piękną noc? – zapytał złośliwie, na co ja niemal natychmiast parsknęłam rozbawiona.
– Przeznaczenie? – powtórzyłam, jakbym nie dosłyszała jego głupiej (jak zawsze) wypowiedzi – Hmm, widzę „przeznaczenie” chce kolejnej wojny – odparłam, zerkając na niego pogardliwie.
– Wojny? Czyżbyś znowu wymyśliła jak mam Cię pokonać? – powiedział, zeskakując z głazu, lądując miękko na ziemi i prostując się dumnie.
– Nie. To tym razem JA pokonam CIEBIE! – zawołałam, dumna ze swojego pomysłu – Rzucam Ci rękawicę! – powiedziałam wyniośle.
– Pff, już to widzę – zakpił – No, ale dobrze k s i ę ż n i c z k o, co to za rodzaj potyczek? – zapytał złośliwie, kładąc nacisk na moje przezwisko. Uśmiechnęłam się triumfująco.
– Dowiesz się, gdy już będziemy widzieli naszą watahę. Chodź – odparłam z dziwną dla Blade'a satysfakcją, który bez słowa spełnił mój rozkaz.
Hahaha… Skoro tak bardzo tego chcę, to go pokonam! Ale moją własną bronią! Właśnie! Mam coś, czego on nie posiada! Dokładnie…
– Co tak zamilkłaś, księżniczko? – zapytał z przekąsem Wąż, przerywając między nami ciszę, która trwała już od dłuższych chwil.
– Och, czyżbyś miał dość milczenia i pierwszy zaczął rozmowę z e m n ą? – powiedziałam z teatralnym przejęciem. Ten tylko prychnął rozbawiony.
– Pamiętaj, że musisz mi powiedzieć, co wymyśliłaś – rzekł, spoglądając na mnie kpiąco kątem oka.
– Och, jasne, jasne. – Natychmiast się rozpromieniłam – Czekaj, aż w końcu zobaczymy stado… – rzekłam tajemniczo, patrząc na niego tak, jak bym już wygrała.
– Nie ciesz się zbytnio. Cokolwiek to będzie i tak jestem lepszy od Ciebie – powiedział dumnie. Nie odpowiedziałam, tylko zaśmiałam się złowieszczo, co było do mnie nie podobne (w sensie, że nie odpyskowałam).
– Teraz syp swoimi kąśliwymi uwagami, póki jeszcze możesz – odparłam pewna siebie. Ten tylko, popatrzył na mnie uważnie.
– Co ty kombinujesz?
W końcu, by zobaczyć jego reakcję, zaczęłam tłumaczyć:
– A to, że to właśnie będzie nasz (Yhg) pojedynek. Skoro twierdzisz, że we wszystkim jesteś lepszy, to zobaczymy, czy jesteś też dobry w mojej specjalności. Mianowicie: aktorstwie. – By potwierdzić te słowa, uśmiechnęłam się do niego uroczo, by zaraz potem kontynuować: – Kiedy tylko dojdziemy do stada, o b o j e mamy zachowywać się dla innych oraz dla siebie miło, przyjacielsko i tym podobne… Pojedynek się skończy, kiedy któreś z nas pęknie. Proste. Jest oczywiście, kilka zasad, ale o nich potem…
– Co to za rodzaj konkurencji? – rzucił basior. Chyba nie podoba mu się mój pomysł. „Idealnie!”.
– Ale teraz jeszcze się nie zaczęła, ciamajdo – powiedziałam z przekąsem.
– Co powiedziałaś, różyczko?
– Ciamajda. Dobrze słyszałeś. Niezdara i ciapa życiowa! – powtórzyłam złośliwie, będąc z tego nadzwyczaj dumna.
– Posłuchaj uważnie – zaczął – Jedyną ciapą z tej dwójki, jesteś…
I zgadnijcie co się wtedy stało. Nie uwierzycie! Nagle łapa Blade'a się osunęła na brzegu małego dołka, wykopanego pewnie przez jakieś inne zwierzęta. Basior przewrócił się na ziemię i pięknie zarył pyskiem w częściowo już zamarznięte przed nami błoto.
Parsknęłam śmiechem. Nie był on kpiący czy złośliwy, tylko… Naturalny? Nie chciałam dopiec Wężowy (No dobra, chciałam), ale wtedy to nie to było moim motywem przewodnim. Po prostu mnie rozbawił i tyle. Gdybyście to widzieli ten widok tego Padalca, również zwijalibyście się z bólu. Mój perlisty śmiech brzmiał, jakbym właśnie usłyszała jakiś dobry kawał czy opowiastkę…
Wkrótce stado postanowiło zrobić postój. Nie mam pojęcia z jakiego powodu. Przecież szliśmy dopiero… Nie wiem… Godzinę? Półtorej? Nieważne. To pewnie przez tą śpiącą waderę. Ygh. Nie chcę zmarnować mojej energii, dlatego może wybiorę się „pozwiedzać” tutejsze tereny?
Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Jak najszybciej oddaliłam się od watahy, wzdychając głośno z dużą ulgą, nie musząc już dalej inicjować mojego wyszczerzu i spokojnie posiadać znudzony wyraz pyska. Jakie szczęście…
– Och, to się nazywa pech… – jęknęłam, gdy ujrzałam sylwetkę basiora, siedzącą na dużym głazie nad małym jeziorkiem. Ten, słysząc mój głos, odwrócił łeb z kpiącym uśmieszkiem.
– Z ust mi to wyjęłaś – odparł, patrząc na mnie z góry. Przewróciłam oczami.
– Mogłam tutaj spotkać każdego, a trafiłam akurat na Ciebie! – przeklęłam go swoim morderczym spojrzeniem.
– Cóż, może to przeznaczenie chciało, byśmy się spotkali w tak piękną noc? – zapytał złośliwie, na co ja niemal natychmiast parsknęłam rozbawiona.
– Przeznaczenie? – powtórzyłam, jakbym nie dosłyszała jego głupiej (jak zawsze) wypowiedzi – Hmm, widzę „przeznaczenie” chce kolejnej wojny – odparłam, zerkając na niego pogardliwie.
– Wojny? Czyżbyś znowu wymyśliła jak mam Cię pokonać? – powiedział, zeskakując z głazu, lądując miękko na ziemi i prostując się dumnie.
– Nie. To tym razem JA pokonam CIEBIE! – zawołałam, dumna ze swojego pomysłu – Rzucam Ci rękawicę! – powiedziałam wyniośle.
– Pff, już to widzę – zakpił – No, ale dobrze k s i ę ż n i c z k o, co to za rodzaj potyczek? – zapytał złośliwie, kładąc nacisk na moje przezwisko. Uśmiechnęłam się triumfująco.
– Dowiesz się, gdy już będziemy widzieli naszą watahę. Chodź – odparłam z dziwną dla Blade'a satysfakcją, który bez słowa spełnił mój rozkaz.
Hahaha… Skoro tak bardzo tego chcę, to go pokonam! Ale moją własną bronią! Właśnie! Mam coś, czego on nie posiada! Dokładnie…
– Co tak zamilkłaś, księżniczko? – zapytał z przekąsem Wąż, przerywając między nami ciszę, która trwała już od dłuższych chwil.
– Och, czyżbyś miał dość milczenia i pierwszy zaczął rozmowę z e m n ą? – powiedziałam z teatralnym przejęciem. Ten tylko prychnął rozbawiony.
– Pamiętaj, że musisz mi powiedzieć, co wymyśliłaś – rzekł, spoglądając na mnie kpiąco kątem oka.
– Och, jasne, jasne. – Natychmiast się rozpromieniłam – Czekaj, aż w końcu zobaczymy stado… – rzekłam tajemniczo, patrząc na niego tak, jak bym już wygrała.
– Nie ciesz się zbytnio. Cokolwiek to będzie i tak jestem lepszy od Ciebie – powiedział dumnie. Nie odpowiedziałam, tylko zaśmiałam się złowieszczo, co było do mnie nie podobne (w sensie, że nie odpyskowałam).
– Teraz syp swoimi kąśliwymi uwagami, póki jeszcze możesz – odparłam pewna siebie. Ten tylko, popatrzył na mnie uważnie.
– Co ty kombinujesz?
W końcu, by zobaczyć jego reakcję, zaczęłam tłumaczyć:
– A to, że to właśnie będzie nasz (Yhg) pojedynek. Skoro twierdzisz, że we wszystkim jesteś lepszy, to zobaczymy, czy jesteś też dobry w mojej specjalności. Mianowicie: aktorstwie. – By potwierdzić te słowa, uśmiechnęłam się do niego uroczo, by zaraz potem kontynuować: – Kiedy tylko dojdziemy do stada, o b o j e mamy zachowywać się dla innych oraz dla siebie miło, przyjacielsko i tym podobne… Pojedynek się skończy, kiedy któreś z nas pęknie. Proste. Jest oczywiście, kilka zasad, ale o nich potem…
– Co to za rodzaj konkurencji? – rzucił basior. Chyba nie podoba mu się mój pomysł. „Idealnie!”.
– Ale teraz jeszcze się nie zaczęła, ciamajdo – powiedziałam z przekąsem.
– Co powiedziałaś, różyczko?
– Ciamajda. Dobrze słyszałeś. Niezdara i ciapa życiowa! – powtórzyłam złośliwie, będąc z tego nadzwyczaj dumna.
– Posłuchaj uważnie – zaczął – Jedyną ciapą z tej dwójki, jesteś…
I zgadnijcie co się wtedy stało. Nie uwierzycie! Nagle łapa Blade'a się osunęła na brzegu małego dołka, wykopanego pewnie przez jakieś inne zwierzęta. Basior przewrócił się na ziemię i pięknie zarył pyskiem w częściowo już zamarznięte przed nami błoto.
Parsknęłam śmiechem. Nie był on kpiący czy złośliwy, tylko… Naturalny? Nie chciałam dopiec Wężowy (No dobra, chciałam), ale wtedy to nie to było moim motywem przewodnim. Po prostu mnie rozbawił i tyle. Gdybyście to widzieli ten widok tego Padalca, również zwijalibyście się z bólu. Mój perlisty śmiech brzmiał, jakbym właśnie usłyszała jakiś dobry kawał czy opowiastkę…
Blade?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz