sami jednak nie jesteśmy lepsi. Świat jest okrutny, lecz my równieżyjemy potrafimy ranić. Może nawet głębiej?
"Jesteś potworem!", słyszałem nieraz w swoim życiu. Nie... to nie ja tu jestem bestią, tłumaczyłem ze złośliwym uśmiechem na pysku. To świat. To los jest okrutny. Ja tylko próbuję za nim nadążyć. Naśladować go, by przeżyć. Czy tak to właśnie wygląda?
Ale każdy ma też swoją drugą stronę. Odkrywamy ją, przyznając się do niej przed wszystkimi, bądź tylko przed samym sobą. Tajemnica. Na tym to właśnie polega.
Świat też czasem bywa łaskawy, choć nie zawsze w odpowiednim momencie i nie zawsze dla tych, którzy coś dla nas znaczą. Czasami daje zbyt wiele fory jednym, nie pamiętając o reszcie.
Ale los jest ślepy. Zupełnie jak sprawiedliwość.
Jednak ja myślę, że świat, w którym żyjemy nie troszczy się o biednych i potrzebujących. On daje fory odważnym. Każdy przeżył kiedyś swoje lepsze i gorsze dni. Zupełnie jak w tarocie. Koło Fortuny- najpierw wzloty, potem upadki. Wszyscy coś przeżywamy, a wiele wspomnień zachowujemy głęboko w pamięci. Złe czy dobre- dla świata to nie ma znaczenia. Chociaż na dłuższą metę tylko od niego zależy co zapamiętamy.
Myślę jednak, że na tym polega łaskawość losu. Złych wspomnień nie utrzymuje długo przy życiu, a te dobre pozwala nam zachować na tak długo, jak tylko chcemy.
ale co jeśli nie wiemy, czy wspomnienie jest dobre, czy złe?
Pomyślałem o Gwenllian, jednak zaraz zaśmiałem się krótko i pokręcił głową.
Posłam Farce żądny mordu spojrzenie i nie czekając na jej reakcję, ruszyłem w swoją stronę. Przez jakiś czas miałem wrażenie, że ta żmija mnie śledzi, ale gdy w końcu obejrzałem się za siebie, jej już nie było. Pech chciał, że później znów na siebie wpadliśmy. Jednak na nasze szczęście lub nieszczęście (zależy od punktu widzenia), Farce znalazła sobie jakieś towarzystwo.
I dobrze! Przynajmniej będę miał spokój. Postój jeszcze trwał i zapewne trwać będzie przez kolejne 15 minut, jeśli nie dłużej. Odszukałem wzrokiem jedyną osobę, z którą byłem w stanie się dogadać. Niestety, Lua jak spała wcześniej, tak spała dalej.
-Chol.era.- mruknąłem do siebie.- Naprawdę nie ma tu innych, normalnych wilków?
Znudzony, położyłem się obok najbliższego drzewa i zamknąłem oczy. Nie miałem w planach snu, więc zgodnie z umową sen do mnie nie przyszedł. Poza tym powiedziałem Fioletowe, że później ją obudzię. A obietnice są jak poprzysiągłe zemsty- zawsze się ich dotrzymuje.
~***~
Otworzyłem jedno oko. Nie chciało mi się wstawać, zwłaszcza że padał na
mnie przyjemny cień rzucany przez drzewo. Jednak w końcu dałem za
wygraną.
Coś nie dawało mi spokoju i uniemożliwiałóżka dalsze leżenie. Wiatr świszczał mi w uszach, szepcze i nucąc tą samą meloidę. Ale nie to zwróciło moją uwagę.
Gdzieś niedaleko ktoś śpiewał. Nucił, a właściwie nucie melodię, która przedramienia się przez szepty i obietnice wiatru. Ktoś śpiewał. I co z tego?, zapewne teraz sobie myślicie. Cóż, ja również tak uważałem. A właściwie, uważał bym gdyby nie jeden szczegół. To że znałem tą piosenkę, a wadera która ją śpiewała, miała telent jeszcze nie było takie istotne. Przecieże śpiewanie nie wiąże się z naturalnym talentem, tylko długimi ćwiczeniami. Każdy może nauczyć się śpiewać, jeśli poświęci temu odrobinę czasu (a tak między nami, to prawda). Tylko że kadry miał inny głos. A ja znałem ten głos, który śpiewał dobrze znany mi utwór. I tylko to zwróciło moją uwagę.
Znów pomyślałem o Gwenllian. Ten głos nie był identyczny, ale bardzo podobny do jej. Ale tą piosenkę na pewno kiedyś mi śpiewała. Gwenllian...
"Blade! Dla przyjaciół po prostu Gwen. Ty też możesz tak mówić, nie pamiętaszuka? "
Tak... pamiętałeb i to aż za dobrze. Gwenllian, dla przyjaciół Lia lub po prostu Gwen. No właśnie, dla przyjaciół. Zawsze trochę bolał mnie fakt, że byliśmy dla siebiednych tylko znajomymi i kilka razy odniosłem wrażenie, że Gwen myślała podobnie. To była moja pierwsza miłość. Kochałem ją. Jednak przez cały ten czas żadne z nas nie zrobiło niczego, by to udowodnić. Pozostaliśmy przy przyjaźni. Wspólny śpiew, ogniska, kradzieże, oszustwa. Razem uciejaliśmy, trenowaliśmy, rozmawialiśmy. To ona nauczyła mnie tańczyć, pokazała jak kochać sztukę. Pokazałem jej Czarną Magię, a ona sprawiła, że te okropne zaklęcia stały się czymś pięknym. Podsunął mi pomysł, by stworzyć Czarną Różę.
Mimo to pozostaliśmy przyjaciółmi. Do czasu aż każde z nas udało ruszyło w swoją drogę, zostawiając za sobą przeszłość. Wtedy po raz pierwszy obejrzałem się za siebie.
Ale teraz słyszałem piosenkę, którą tak często nucie Gwenllian. W dodatku śpiewał ją głos tak bardzo podobny do niej. Podszedłem bliżej i przez chwilę naprawdę miałem nadzieję, że urzędnicy moją dawną przyjaciółkę.
Ale moim oczom ukazała się nieznajoma wadery, która na mój widok przestała nucić.
"Debil! A kogo ty chciałeś spotkać, co?"
Chciałem znów zobaczyć tą wysoką wadery, o długich nogach. Wysportowaną i odrobinę wychudzoną sylwetkę, o sierści czarnej jak smoka i włosach szkarłatnych, niczym krew. Wilczycę, która na szyi nosiła łańcuszek z pentagramem. Pragnąłem by znów spojrzał na mnie te dzikie, złote oczy.
Ale wadery, którą ujrzałem, ani trochę nie przypominała mojej Gwenllian. Nie ukrywam, że z początku odrobinę mnie to rozczarowało, ale trwało to zaledwie chwilę. Juże miałem odejść i zostawić nieznajomą w spokoju, ale poczułem ogromną ciekawość. Podszedłem bliżej i spytałem, trochę zbyt ostrym tonem (który brzmiał trochę oskarżycielsko, ale nie chciałem by tak brzmiał):
-Skąd znasz tą piosenkę?
Coś nie dawało mi spokoju i uniemożliwiałóżka dalsze leżenie. Wiatr świszczał mi w uszach, szepcze i nucąc tą samą meloidę. Ale nie to zwróciło moją uwagę.
Gdzieś niedaleko ktoś śpiewał. Nucił, a właściwie nucie melodię, która przedramienia się przez szepty i obietnice wiatru. Ktoś śpiewał. I co z tego?, zapewne teraz sobie myślicie. Cóż, ja również tak uważałem. A właściwie, uważał bym gdyby nie jeden szczegół. To że znałem tą piosenkę, a wadera która ją śpiewała, miała telent jeszcze nie było takie istotne. Przecieże śpiewanie nie wiąże się z naturalnym talentem, tylko długimi ćwiczeniami. Każdy może nauczyć się śpiewać, jeśli poświęci temu odrobinę czasu (a tak między nami, to prawda). Tylko że kadry miał inny głos. A ja znałem ten głos, który śpiewał dobrze znany mi utwór. I tylko to zwróciło moją uwagę.
Znów pomyślałem o Gwenllian. Ten głos nie był identyczny, ale bardzo podobny do jej. Ale tą piosenkę na pewno kiedyś mi śpiewała. Gwenllian...
"Blade! Dla przyjaciół po prostu Gwen. Ty też możesz tak mówić, nie pamiętaszuka? "
Tak... pamiętałeb i to aż za dobrze. Gwenllian, dla przyjaciół Lia lub po prostu Gwen. No właśnie, dla przyjaciół. Zawsze trochę bolał mnie fakt, że byliśmy dla siebiednych tylko znajomymi i kilka razy odniosłem wrażenie, że Gwen myślała podobnie. To była moja pierwsza miłość. Kochałem ją. Jednak przez cały ten czas żadne z nas nie zrobiło niczego, by to udowodnić. Pozostaliśmy przy przyjaźni. Wspólny śpiew, ogniska, kradzieże, oszustwa. Razem uciejaliśmy, trenowaliśmy, rozmawialiśmy. To ona nauczyła mnie tańczyć, pokazała jak kochać sztukę. Pokazałem jej Czarną Magię, a ona sprawiła, że te okropne zaklęcia stały się czymś pięknym. Podsunął mi pomysł, by stworzyć Czarną Różę.
Mimo to pozostaliśmy przyjaciółmi. Do czasu aż każde z nas udało ruszyło w swoją drogę, zostawiając za sobą przeszłość. Wtedy po raz pierwszy obejrzałem się za siebie.
Ale teraz słyszałem piosenkę, którą tak często nucie Gwenllian. W dodatku śpiewał ją głos tak bardzo podobny do niej. Podszedłem bliżej i przez chwilę naprawdę miałem nadzieję, że urzędnicy moją dawną przyjaciółkę.
Ale moim oczom ukazała się nieznajoma wadery, która na mój widok przestała nucić.
"Debil! A kogo ty chciałeś spotkać, co?"
Chciałem znów zobaczyć tą wysoką wadery, o długich nogach. Wysportowaną i odrobinę wychudzoną sylwetkę, o sierści czarnej jak smoka i włosach szkarłatnych, niczym krew. Wilczycę, która na szyi nosiła łańcuszek z pentagramem. Pragnąłem by znów spojrzał na mnie te dzikie, złote oczy.
Ale wadery, którą ujrzałem, ani trochę nie przypominała mojej Gwenllian. Nie ukrywam, że z początku odrobinę mnie to rozczarowało, ale trwało to zaledwie chwilę. Juże miałem odejść i zostawić nieznajomą w spokoju, ale poczułem ogromną ciekawość. Podszedłem bliżej i spytałem, trochę zbyt ostrym tonem (który brzmiał trochę oskarżycielsko, ale nie chciałem by tak brzmiał):
-Skąd znasz tą piosenkę?
Hioshi? ^^ Co prawda nie jest to arcydzieło, ale cóż... nic na to nie poradzę póki piszę na telefonie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz