sobota, 8 sierpnia 2015

Od Blade'a (CD Farce i Luy): Ci, których odrzuciło Piekło.

Zbliżaliśmy się do reszty watahy. A tak właściwie to Farce się do nich zbliżała, gdyż ja w żadne sposób nie potwierdziłem swojej przynależności do owego stada Przeklętych. Uznałem ich po prostu za dość ciekawy i rzadko, (naprawdę rzadko) spotykany okaz. Poza tym miło być w towarzystwie wilków, które dźwigają podobne brzemię co ty. No, może poza tą jedną jędzowatą odmianą wadery, która szła przede mną. Jednak, gdyby jej nie liczyć, to miałem nadzieję, że w tym stadzie znajdą się wilki, które będą… hm, no cóż tutaj ukrywać? Szukam wilków, które nie są normalne i tyle.
Każdy ma swoje dziwactwa, większe lub mniejsze, to jest oczywiste. Jednak niektórzy swoje nawyki chowają i nie chcą o nich mówić, ani ich pokazywać. A niektórzy mają dziwactwa, które nie są ani trochę interesujące. Ja szukałem wilków, które są inne niż wszyscy. Oczywiście, dla wielu was zapewne sam fakt, że jesteśmy Przeklęci będzie pewną odmiennością. Jednak ja szukałem dziwaków pośród tych najdziwniejszych. Głupie i szalone? Oczywiście, że tak! Ale ponieważ sam do tych normalnych nie należę (z takim charakterem i umiejętnościami to nawet i bez klątwy odstawałbym od społeczeństwa) to chyba naturalne jest to, że szukam na świecie wariatów, prawda? Wcześniej wiele podróżowałem i zawitałem do naprawdę wielu stad. Niektóre były ogromne, a inne składały się z zaledwie garstki wilków. Jednak w prawie każdym z nich mogłem znaleźć bratnią duszę. Zaprzyjaźniałem się już z wieloma skazańcami, straceńcami, kryminalistami i oszustami, których czarne uczynki jeszcze nie ujrzały światła dziennego. Były wadery, które bawiły się Czarną Magią i interesowały się okultyzmem. Były basiory, które potrafiły powalić cię za jednym zamachem, w dodatku z zimną krwią. Były nawet szczeniaki, które w niesłychany i świetny sposób wykorzystywały swój wiek i niewinny wygląd. O, i to jak! Nie dość, że okradały i oszukiwały innych, to jeszcze do ostatniego momentu udawały niewinnych i przerażonych tym ,że ktoś je oskarża. Tak, to właśnie takie małe gremliny uczyłem grać w karty i oszukiwać, by dały sobie radę w tym świecie, gdy zostały pozbawione rodziców lub opiekunów. To właśnie wtedy również powstał pomysł na grę w łapanie czarnego zająca. Tworzyłem już takie szaraczki kilka razy, po to by uczyć małych polować. Jednak zanim wam się wymsknie lub chociaż pomyślicie „Jaaaaki on był dooobry! Uczył osierocone szczeniaki polować! Ach, cudnie!” (nawet się nie ważcie tak pomyśleć!!!) to powinienem dodać, że nie zawsze byłem no, co tutaj ukrywać- nie zawsze byłem wredny. To jest, nie dla wszystkich. Kieruję się zasadą, że odmieńcy i skazańcy powinni trzymać się razem i wspierać, dlatego pomagałem takim jak ja. Niektórzy nawet nauczyli mnie kilku rzeczy, albo chociaż podali kilka wskazówek. Chociażby pomysł z tą piekielną Czarną Różą podsunęła mi pewna młoda wadera, z ostatniej watahy, do której zawitałem.
W każdym bądź razie, szukałem w tym świcie odmieńców i po cichu liczyłem również, że spotkam w tej Watasze Przeklętych wilki, które były ścigane przez prawo. A jeśli takowych tutaj nie będzie?- cóż, żaden problem! Świat jest długi i szeroki! Opuszczę tą sforę i poszukam kolejnej. Nic mi nie szkodzi, zwłaszcza, że nigdy nie potrafiłem się przywiązywać do wilków.
-A ty coś tak ucichła, księżniczko? Mam zacząć się martwić?- rzuciłem po dłuższej chwili milczenia. Jednak najjaśniejsza pani najwyraźniej uznała, że nie jestem godny by udzielić mi odpowiedzi, gdyż zupełnie mnie ignorowała. No nic, niech będzie. Mi również należy się chwila spokoju. Przynajmniej nie muszę słuchać jak się przechwala.
Jednak dopiero po chwili zauważyłem, że wadera nie ignoruje mnie świadomie. To znaczy, może na początku faktycznie tak robiła, ale później chyba pochłonęły ją jej własne myśli.
Nagle Farce gwałtownie odskoczyła w bok. Nie tak, jakby robiła unik, ale tak jakby czegoś się przestraszyła. Nie, jakby ktoś nagle do niej wrzasnął, kiedy spacerowała w ciszy, pochłonięta przez swoje myśli. Uniosłem jedną „brew” do góry. Nie miałem pojęcia o co jej chodziło i już zamierzałem otworzyć usta, by wypowiedzieć złośliwy komentarz, który w jednej chwili przyszedł mi do głowy. Ale w końcu się powstrzymałem. O dziwo, nie miałem ochoty po raz pięćdziesiąty czwarty zaczynać z nią kłótni. To znacz, akurat nie teraz. Ale później, oczywiście (żebyście sobie nie myśleli!).
A i jeszcze zanim przejdziemy dalej, to wolałbym sprostować pewną sprawę. To nie jest tak, że powstrzymałem się od złośliwości, bo było mi żal Farce i się nad nią zlitowałem (co to „litość”?). Powstrzymał mnie od tego zdrowy rozsądek i obietnica, którą złożyłem. Znajdowaliśmy się pośród innych wilków, więc niemądrze byłoby wszczynać tutaj kolejną kłótnię. Chociaż, nie ukrywam byłem ciekawy jak Farce zachowa się przy innych, gdy nie będzie mogła odpowiedzieć na moje złośliwe zaczepki. Ale powstrzymałem się, bo czasem nawet taka parszywa szuja jak ja potrafi dotrzymać słowa. A skoro charakterek naszej Różyczki miał pozostać tajemnicą, to niech tajemnicą zostanie. No, przynajmniej na jakiś czas. Do póki mi się to nie znudzi? Tak, to chyba dobry termin.
Znów zacząłem się rozglądać dookoła, przyglądając się nieznajomym pyskom. Niektóre wilki pamiętałem z wcześniejszych obserwacji, tak jak chociażby czarnego basiora z krukiem….
Jednak wiele twarzy było mi zupełnie obcych. Najwyraźniej ktoś zwołał całą watahę i to chyba dość głośno, lub dość strasznie, bo ci zaczęli zbierać się bardzo szybko jeszcze przed zachodem słońca. Gdzieś wyruszają? Skoro tak to może wypada zabrać się z nimi? Oczywiście, jeśli znajdę tutaj kogoś ciekawego…
Nagle w tym całym chaosie spieszących, biegnących i liczących się nawzajem wilków, zauważyłem pewien nieruchomy kształt. Nie, to nie był kształt tylko inny wilk. Jednak jemu, a właściwie jej jak zauważyłem gdy podszedłem bliżej, ani trochę się nie spieszyło. Właściwie to zdawała się być trochę inna od reszty i to nie tylko przez te świecące łańcuszki, które owijały jej ogon oraz talię. Zaciekawiony podszedłem bliżej. Teraz już wiedziałem, dlaczego fioletowa wadera nie szykowała się do wymarszu jak inni.
„Czy ona przypadkiem nie śpi?”- pomyślałem, gdy pochyliłem się nad nieznajomą. Miała zamknięte oczy i nie zwróciła uwagi na moją obecność. Tak, z pewnością spała.
-Pobudka, fioletowa!- klasnąłem w łapy przy jej uszach. Był to okropny sposób budzenia innych, ale właśnie dlatego zawsze go stosowałem.
Nieznajoma niechętnie otworzyła zaspane oczy. Najwyraźniej nie lubiła gdy ktoś budzi ją klaskaniem. Cóż, mogłem jeszcze zagwizdać jej do ucha, ale to kończyło się jeszcze gorzej.
-Masz…- mruknęła cicho, przypatrując mi się przez chwilę, gdy zdała sobie sprawę, że dalsze próby zaśnięcia mijają się z celem.-… masz czerwone oczy.
„I pani również: dzień dobry”
-Wywalili cię z Piekła?- spytała, uśmiechając się niewinnie. Wykrzywiłem usta w złośliwym grymasie. No proszę, czyli może jest tutaj ktoś i n n y ?
-Mówili, że nie chcą tam jadowitych węży. Chyba otrułem Hadesa.- odparłem, niby to obojętnym tonem.- Ale widzę, że ty również nie ominęłaś Tartaru, co?- wskazałem na jej blizny. Wiele wilków uważa, że wszelkiego rodzaju zadrapania, blizny i znamiona szpecą i tylko psują wygląd. Ja uważam, że dodają nam charakteru.
-Spłoszyłam Cerbera.
-Tak? Wszystkie trzy głowy?
-Kiedy je widziałem, uciekały razem.
Uniosłem „brwi” ze zdziwienia. Między nami zapanowała cisza, jednak nie było w niej niczego niezręcznego. Przez chwilę myślałem, że fioletowa wadera-pogromczyni- wszystkich- głów- Cerbera, wstanie i dołączy do reszty stada. Ale ona chyba naprawdę nie miała ochoty się podnosić. Nie wyglądała na leniwą. Ale była tym wszystkim… a bo ja wiem? Zmęczona? Znudzona? Tak, to chyba dobre określenia.
Nie wiedząc co robić znów zacząłem się rozglądać dookoła. Przyglądałem się wilkom, które zaczęły się zbierać w jednym, wyznaczonym miejscu. Było ich coraz więcej. Zakładałem, że około 24, może 25. Mój wzrok wbrew mojej woli padł na brązową waderę, z czarną różą we włosach.
„Chol.era! Dlaczego akurat o n a ?!”
Rozmawiała z czarną waderą, tą samą, która wcześniej do nas podbiegła. Rira Niebieskowłosa, wilczyca od przyjaźni „damsko- męskiej” do usług!
Farce, jakby wyczuła, że się im przyglądam spojrzała w bok i napotkała spojrzenie moich czerwonych ślepi. Posłała mi chyba najbardziej wymuszony i naciągany przyjacielski uśmiech, na jaki było ją stać, a ja bez żadnych hamulców i obaw uśmiechnąłem się szelmowsko. Byłem pewien, że gdyby nie towarzystwo Riry, księżniczka zabiłaby mnie wzrokiem.
-Komu się tak przyglądasz, co? Zabójco Hadesa?- odezwała się fioletowa, której najwyraźniej spodobała się moja historia. Podniosła się i przez chwilę studiowała moje spojrzenie.
-Nikomu.- szybko odwróciłem wzrok od tamtych dwóch wader.- Tamci chyba już się zbierają. Wyruszasz z nimi?

 Lua? Wyszłaś z Tartaru, to i drogę dasz radę z nami pokonasz. A może Farce też coś od siebie dorzuci? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz