wtorek, 11 sierpnia 2015

Od Blade'a (CD Luy): Bratnia dusza

Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc jak moja nowa towarzyszka przysypia podczas naszego marszu. Tak, nie powinienem tego mówić, ale to jednak b y ł o zabawne. Widok Luy, która utkwiła głową w dziupli? Widok jej, która omal nie spadła pyskiem w kałużę? Poza tym czasem zdarzało jej się upadać tak gwałtownie, że omal nie podcięłaby komuś łap. No tak, jeszcze tylko tego brakowało by ktoś się o nią potknął. Chociaż, wadera była tak zmęczona, że nie sądziłem by się wtedy obudziła.
Tak naprawdę to chyba dobrze, że przez cały ten czas byłem obok niej. Właściwie to było dziwne uczucie. Po raz pierwszy w życiu byłem komuś potrzebny. K t o ś potrzebował m o j e g o towarzystwa. To nie było normalne. Z resztą, zdziwił mnie sam fakt, że fioletowa wybrała akurat mnie. To znaczy…. Miałem pilnować by nie zasnęła i by nikt jej tutaj nie zostawił samej. Czyli poniekąd, jakby na to nie patrzeć, byłem za nią odpowiedzialny. Dlaczego zaufała akurat mi? Nie miałem pojęcia. Wiedziałem natomiast, że jest pierwszą, ostatnią i jedyną osobą na świecie, która była do tego zdolna. Co z pewnością było niezłym dowodem na to, że byliśmy do siebie w miarę podobni. Czyli w tej watasze są i n n e wilki! Tak, to było dla mnie najważniejsze. Bo skoro znalazłem bratnią duszę, kogoś kto mnie zrozumie, nie musiałem szukać nowej sfory. Innymi słowy, zapowiadało się bardzo ciekawie i obiecująco.
Myślę, że bez większych problemów (jak jest się czarnym charakterem to jednak niestety zawsze jakieś problemy są) moglibyśmy się ze sobą dogadać. Oczywiście pod warunkiem, że fioletowa najpierw się wyśpi.
-Dobranoc.- mruknąłem w jej stronę, gdy ta bez ostrzeżenia położyła się na ziemi. Dziwne… nie wybrała sobie nawet żadnego miejsca, tylko po prostu wwaliła się gdzie popadnie. Ja zawsze starałem się odpoczywać na uboczu, zdała od wszystkich. Chociaż z drugiej strony… zapewne gdybym był tak samo zmęczony jak Lua, również walnąłbym się gdziekolwiek.
„Chyba ona potrzebuje tego postoju bardziej niż my wszyscy.”- pomyślałem.
Miałem z resztą rację. Waderze nie przeszkadzały wilki, które przechodziło obok niej. Nie otworzyła oka, ani nie zmrużyła powiek, reagując w jakikolwiek sposób na hałas rozmów, czy odgłos kilkunastu wilków idących zaraz przy jej pysku. Nie reagowała na to, bo jej to nie przeszkadzało, albo po prostu nie chciała by ktoś zauważył, że coś jej w tym nie pasuje. Chociaż biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej drzemała z głową w dziupli, uznałem, że chyba faktycznie nie przeszkadzał jej ten chaos.
Nie czekając na odpowiedź fioletowej, oddaliłem się by jej nie przeszkadzać. Skąd u mnie ten gest dobroci? Tak jak już wcześniej mówiłem, zawsze wspierałem i pomagałem tym i n n y m. Taki mój kaprys.
Przez chwilę miałem wrażenie, że gdy się oddalałem, Lua coś do mnie mruknęła w odpowiedzi. Ale równie dobrze, to mógł być tylko i wyłącznie mój wymysł. Albo był to głos jakiejś innej wadery, która pomyliła mi się z Luą. Chociaż wątpiłem w ten drugi scenariusz.
W każdym bądź razie, oddaliłem się od drzemiącej wadery, ale nie miałem zamiaru jej zostawić. To znaczy, tylko na czas postoju. Chciałem się gdzieś przejść, pooglądać niebo nocą. Może to dziwne, ale czasem miałem takie chwile, w których potrzebowałem spokoju i ciszy. Lubiłem wtedy podziwiać naturę lub rozmyślać na jakiś temat. Od zawsze zdawałem sobie sprawę z tego, że był to mój słaby punkt, dlatego potrzebowałem być wtedy sam. I nie lubiłem gdy mi przeszkadzano. A po Luę wrócę, gdy skończy się postój. Obudzę ją, tak jak mnie prosiła i znów zaczniemy wędrówkę. Może gdy będzie bardziej wypoczęta, będziemy mogli o czymś pogadać? Nie miałem pojęcia.
Oddaliłem się od reszty stada, na tyle bym już nie słyszał ich rozmów. Właściwie to nie dobiegały już do mnie żadne dźwięki i gdybym nie wiedział o obecności stada, mógłbym uznać, że znalazłem się na odludziu. Oczywiście, gdyby nie liczyć zapachu wilków.
Usiadłem nad niewielkim jeziorem, które mieniło się ciemną, granatową barwą, wdzięcznie odbijając nocne niebo, usiane łańcuchami gwiazd. Podniosłem głowę go góry. Ne znałem wielu gwiazdozbiorów. A przynajmniej, nie tych oficjalnych. Oczywiście, takie jak Wielka Niedźwiedzica, Smok, czy Lew nie były mi obce. Jednak ja miałem tendencję to tworzenia własnych skupisk gwiazd i nadawaniu im nazw. Tak powstały takie gwiazdozbiory jak Kruk, Lis, czy też ta piekielna Czarna Róża.
Zamknąłem oczy i wbrew zdrowemu rozsądkowi (czemu? Co to takiego?) zacząłem nucić piosenkę. Był to nawyk, który wykształcił się u mnie, gdy podróżowałem sam i mogłem pozwolić sobie na tego typu chwile. Coś mi jednak mówiło, że nie powinienem tego robić, gdy podróżuje z ogromną watahą wilków. Byłem sam, ale zawsze ktoś mógł się tutaj przypałętać.
Ja jednak nie brałem tego pod uwagę.

Drain the Pressure from the swelling
The sensation over whelming
Give me a long kiss goodnight
And everything will be alright
Tell me that I won’t feel it again
so, Give me a Novacaine…. *

Nagle do moich uszu dobiegł szelest liści. Właściwie to mógłbym nie zwrócić na niego uwagi, gdyż dźwięk był łudząco podobny, do porywania liści przez wiatr. Łudząco podobny, ale nie identyczny.
-Oh, to się nazywa pech.- usłyszałem głos wadery. Znałem go chyba zbyt dobrze. Poza tym sposób, w jaki wypowiedziała te słowa, wyraźnie wskazywał, że mnie rozpoznała. Do nikogo innego nie odezwałaby się tak kpiąco.
-Z ust mi to wyjęłaś.- posłałem jej złośliwe spojrzenie.
-Oh, mogłam spotkać tutaj każdego, a trafiłam akurat na ciebie!
Nie mogłem powstrzymać się od złośliwej docinki. Wiedziałem, że czasem powinienem sobie odpuścić, ale nie potrafiłem się pohamować.
-Cóż, może to przeznaczenie chciało byśmy się spotkali w tak piękną noc?- odparłem kpiąco.


Farce?

  *Fragment piosenki Green Day „Give me a Novacaine”. Blade zaśpiewał całą piosenkę, ale ja dałam tutaj tylko jej refren, gdyż jest najciekawszy. Jak chcecie to możecie sobie posłuchać od początku, by „wczuć się” w klimat ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz