Tak też zrobiłem. Ruszyłem za nią i po jakimś czasie znalazłem waderę, leżącą na ziemi. Miała mokre policzki, ale nie wiedziałem czy to od łez, czy też od wody, do której ją wrzuciłem.
-Dlaczego mi to zrobiłeś, co?- spytała ponownie, jakby moja wcześniejsza odpowiedź do niej nie dotarła. A z resztą, czego można było się po niej spodziewać?
Rozważałem odpowiedź: „Chciałem pomóc wrócić piranii do domu.”, i przez chwilę naprawdę byłem gotów tak do niej powiedzieć. No bo co za różnica? Tak to już jest jak się mówi co ślina na język przyniesie. Jednak zamiast tego odparłem:
-A ty co się tak spięłaś, co? Nie jesteś z cukru, woda cię nie zabije.- podszedłem do wadery i dotknąłem jej mokrego futra na łopatce.- Widzisz? Nie topi się.- była to najmilsza ironia na jaką było mnie stać. Tak jak już mówiłem, ja NAPRAWDĘ nie wiem co się robi, gdy ktoś płacze.
-Prześmieszne. Pytam poważnie.
-A ja ci poważnie odpowiadam.- wzruszyłem ramionami. Czego ona jeszcze chce?- Powinnaś się trochę wyluzować i tyle.
-Ja? Jestem wyluzowana.- mruknęła. Chyba naprawdę nie miała ochoty na moje towarzystwo. No cóż, jej problem.
Nie wytrzymałem i parsknąłem chyba najbardziej kpiącym śmiechem, na jaki było mnie kiedykolwiek stać. Jakaś moja mała rozsądna część mnie, mówiła mi, że nie powinienem tego robić. Ale ja nigdy nie słuchałem się głosu rozsądku. Nie patrzyłem na Farce, więc ciężko mi powiedzieć jaka była jej reakcja. Zgaduję jednak, że skoro na nią nie patrzyłem, to w tym momencie posyłała mi wrogie spojrzenia, pełne nienawiści i zła w czystej postaci. Ani trochę mi to nie przeszkadzało.
-Tak, jesteś baaardzo wyluzowana.- szturchnąłem ją w ramię, co nie było najmądrzejszym posunięciem z mojej strony. Przez chwilę wydawało mi się, że księżniczka wywróciła oczami, ale udawałem, że tego nie zauważyłem.
Odszedłem od niej i usiadłem kilka metrów dalej. Wykopałem niewielkie dół, chociaż zanim to zrobiłem musiałem odgarnąć czerwono-brązowe liście, których było wszędzie pełno. Cóż jesień już się kończy, więc liście gniją i mieszają się z błotem. Nadchodzi zima, a wraz z nią biały, puszysty i chłodny wytwór Szatana, zwany śniegiem. Tak, nigdy nie przepadałem za tą porą roku. Nigdy nie lubiłem śniegu, chociaż nie dawałem tego po sobie poznać. Jednak na moje szczęście, do zimy jeszcze trochę.
Wykopałem malutki dołek w wilgotnej glebie. Nadstawiłem nad nim swoją prawą łapę. Już miałem przejechać po jej ostrymi kłami, ale zawahałem się przez chwilę. Co ja właśnie robię?
-Co tam robisz?- odezwała się Farce, czytając mi w myślach. Podeszła bliżej, zaciekawiona. Przez chwilę zastanawiałem się, czy robi to tylko po to by nie wypaść z roli, czy naprawdę cokolwiek obchodzą ją czary.
-Nic takiego.- mruknąłem. Nie lubiłem gdy mi się przeszkadzało.
Teraz już bez ani jednej chwili wahania, wbiłem swoje kły w prawą łapę. Była to płytka rana, bo nie chciałem by goiła się zbyt długo i niepotrzebnie utrudniała mi tym wędrowanie. Fragment mojego czarnego futra zrobił się mokry i zaczął błyszczeć od krwi. Nachyliłem łapę i zacząłem obserwować w skupieniu jak czerwone krople spływają po sierści, a potem spadają pojedynczo do dołka. Gdy uznałem, że już wystarczy, zasypałem z powrotem dziurę i stanąłem na niej ranną kończyną. Wymamrotałem pod nosem zaklęcie. Co prawda słowa nie były tutaj potrzebne. Właściwie to rzadko kiedy wymawiałem zaklęcia na głos, gdyż liczyły się tylko intencje i umiejętności. Ale tworzenie czegoś co w naturze nie istnieje wymagało trochę większego skupienia, dlatego potrzebowałem pomocy w postaci słów.
Zdjąłem łapę i zacząłem wpatrywać się w zasypany dołek. Farce również się na niego patrzyła, chociaż nie obchodziło mnie jej zachowanie, ani poczynania. Z początku nic się nie działo, ale ja wiedziałem, że potrzeba tutaj odrobiny cierpliwości. Co prawda pierwszy raz korzystałem z tego zaklęcia by stworzyć, no… roślinę, ale to nie było istotne.
Po chwili zobaczyłem jak na powierzchnię ziemi przebija się cienka łodyżka z malutkim pąkiem. Rosła jednak w niesamowitym tempie. Łodyga była coraz dłuższa i grubsza. Pojawiały się na niej pierwsze liście, które również rosły z nienaturalną szybkością. Podobnie jak kolce, które wcześniej przez swoje rozmiary były właściwie niewidoczne.
Kwiat otworzył pąk. To było jak obserwowanie dojrzewania rośliny, ale w zdecydowanie szybszym tempie. Tylko magia mogła zapewnić rośliną tak szybki wzrost. Tylko Czarna Magia potrafiła stworzyć tak wyjątkowe nasienie z kilku kropli krwi. Kwiat, który powołałem do życia nie był zwykłą różą. Była to różna, o płatkach w kolorze głębokiej i wyrazistej czerni, ciemniejszej niż mrok nocnego nieba. Czarna róża. Kwiat, który nie istniał w przyrodzie.
-To…- usłyszałem głos wadery.
-… Czarna Magia, tak zgadza się.- wzruszyłem ramionami obojętnie, jakbym mówił „jabłko”, albo „adenozynotrifosforan”.- A co? Czyżby nasza księżniczka interesowała się okultyzmem?- dodałem kpiąco. Wadera nie odpowiedziała. A przynajmniej, nie na moje pytanie.
-Czy wszystko co tworzysz za pomocą czarnej magii jest… no, c z a r n e.- spojrzałem się na wilczycę niepewnie, unosząc jedną brew. Nie wierzyłem w ani jedno jej słowo, tak jak ona zapewne nie wierzyła w moje. Wszystko było tylko udawaniem. Swego rodzaju grą. To również mi nie przeszkadzało. Zwłaszcza, że nie miałem powodów, by być z kimkolwiek całkowicie szczerym.
-Nie, nie wszystko. Ja sam zdecydowałem się na taki kolor, gdyż Czarne Róże nie istnieją w naturze. A przynajmniej, do tej pory nie istniały.- uśmiechnąłem się pod nosem, zadowolony ze swojego pomysłu. Zaraz potem do głowy wpadł mi kolejny. Normalnie nie użyłbym takich słów i nie wypowiedział tego zdania. Ale skoro wszystko było tylko grą?- Jest twoja.
-S-słucham?- Farce zamrugała kilka razy.
-Jest twoja i koniec. Zrób z nią co chcesz.
-Tworzyłeś już kiedyś czarne kwiaty?
-Nie, to mój pierwszy raz…
-A co jeszcze tworzyłeś?- na to również chciałem odpowiedzieć „na odwal się”, ale w tym momencie coś mi się przypomniało. Na moim pysku po raz kolejny zagościł wredny uśmiech, który zniknął na czas korzystania z zaklęć. Tak, stworzyłem niedawno pewne niewielkie zwierzę, korzystając z czarnej magii. Poza tym Farce go widziała, chociaż ona nie wiedziała, że jest wytworem mych umiejętności. Ha! Mało tego! Nie tylko go widziała, ale nawet próbowała go upolować…
-Wiesz, różne rzeczy. Dzisiaj rano, na przykład wyczarowałem niewielkiego zająca. On również był czarny, tak jak ta róża. Szkoda tylko, że rozpłynął się w norce, zanim k t o ś zdążył go złapać.- Farce przez chwile siedziała zamyślona, jednak zaraz dygnęła, jak oparzona ogniem. Nie miałem wątpliwości co do tego, że zrozumiała moją aluzje.
Farce? Co ty na to? ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz