czwartek, 27 sierpnia 2015

Od Appalosy (CD Moonli i Paluku)

Odeszłam głębiej między drzewa. Szłam cały czas nie zważając , czy idę w dobrą stronę. Jeśli zauważę, że gdzieś mnie nie było, po prostu się wrócę. W końcu nigdzie nie skręcam. Lasy pięknie prezentują się jesienią. Opadające, złoto – brązowe liście. Głośny szelest przy każdym kroku. Idąc i rozmyślając tak nie patrzę, czy coś jest w lesie. Ale jak już się zorientuję, że coś może wyskoczyć zza krzaków zaczyna udzielać się strach… Z zamyślenia wyrwały mnie głosy Paluku i Moonli. Nie wiedziałam co mówią, ale znałam ich głosy. W sumie, może wypadałoby zaczekać? W sumie Moonli jest osłabiona, a ja sobie poszłam. Zwolniłam. Obserwowałam jeszcze przez chwilę las. Szczerze, to nic się nie zmieniło od chwili jak patrzyłam na niego przed chwilą…
- Appa! – Krzyknęła Moonlight. Stanęłam i wbiłam łapy w ziemię. Jej ton nie był „przyjaźnie” nastawiony.
- T-tak? – Zapytałam nadal nie odwracając się.
- Jak mogłaś ich zabić?! – Powiedziała wściekła. Czułam ten gniew.
- Ja.. Ja nie wiedziałam co zrobić! Bałam się! Ja..
- To może przestań się bać i zacznij myśleć! – Odkrzyknęła. To mnie zabolało. Wyminęła mnie ze smutnym i wściekłym wyrazem pyska jednocześnie. Łzy napłynęły mi do oczu.
- Nie płacz. – Powiedział półgłosem Paluku. – Musiałaś coś zrobić aby nas nie zabiła.
- Ale mogłam zrobić coś innego, a nie ją podpalić… - Starałam się nie okazywać smutku. Ale nie mogłam. Gdy tylko pomyślałam, że zabiłam niewinne zwierzę. – Jestem potworem…
- Nie Appa. Nie jesteś! Nie myśl tak, proszę. – Chyba starał się mnie pocieszyć.
- Ale to mnie będzie męczyć.. – Podniosłam wzrok na basiora. – I nigdy nie przestanie. – Ponownie spuściłam głowę i zaczęłam iść za Moonlight. Za mną ruszył Paluku. Zależy mi na nim. Ale wiem, że to Vervada to… Nie. Może ja skończę te głupie rozmyślanie. Podniosłam głowę. Popatrzyłam się w każdą stronę. Znowu zaczęłam obserwować te głupie liście. Patrzyłam w lewo, potem zwróciłam wzrok w przeciwną stronę i zauważyłam sylwetkę wilka. Podniosłam gwałtownie łeb i nastawiłam uszy. Zaczęłam obserwować. Paluk o mało co nie wpadł na mnie.
- Coś nie tak? – Spytał.
- Ciii.. – Uciszyłam basiora i dalej wpatrywałam się między drzewa. On również zwrócił tam wzrok . Wilk nagle się zatrzymał i chyba nas zauważył.
- Lua? – Spytał Paluk. Ja bym dalej na niego patrzyła, ale ten tylko zaczął iść w naszą stronę.
- Może. – A jednak to była wadera.

 Lua? Dokończysz?

środa, 26 sierpnia 2015

Od Blade'a (CD Farce): Znajomy głos obcej wadery

Wilki mawiają, że świat jest okrutny. Brutalny, niesprawiedliwy, ślepy, zdradliwy. Zupewnij jak wąż. Nigdy nie można mu całkowicie zaufać, bo w końcu wykorzysta twoją nieuwagę i wstrzyknie śmiertelną truciznę pod skórę.
sami jednak nie jesteśmy lepsi. Świat jest okrutny, lecz my równieżyjemy potrafimy ranić. Może nawet głębiej?
"Jesteś potworem!", słyszałem nieraz w swoim życiu. Nie... to nie ja tu jestem bestią, tłumaczyłem ze złośliwym uśmiechem na pysku. To świat. To los jest okrutny. Ja tylko próbuję za nim nadążyć. Naśladować go, by przeżyć. Czy tak to właśnie wygląda?
Ale każdy ma też swoją drugą stronę. Odkrywamy ją, przyznając się do niej przed wszystkimi, bądź tylko przed samym sobą. Tajemnica. Na tym to właśnie polega.
Świat też czasem bywa łaskawy, choć nie zawsze w odpowiednim momencie i nie zawsze dla tych, którzy coś dla nas znaczą. Czasami daje zbyt wiele fory jednym, nie pamiętając o reszcie.
Ale los jest ślepy. Zupełnie jak sprawiedliwość.
Jednak ja myślę, że świat, w którym żyjemy nie troszczy się o biednych i potrzebujących. On daje fory odważnym. Każdy przeżył kiedyś swoje lepsze i gorsze dni. Zupełnie jak w tarocie. Koło Fortuny- najpierw wzloty, potem upadki. Wszyscy coś przeżywamy, a wiele wspomnień zachowujemy głęboko w pamięci. Złe czy dobre- dla świata to nie ma znaczenia. Chociaż na dłuższą metę tylko od niego zależy co zapamiętamy.
Myślę jednak, że na tym polega łaskawość losu. Złych wspomnień nie utrzymuje długo przy życiu, a te dobre pozwala nam zachować na tak długo, jak tylko chcemy.
ale co jeśli nie wiemy, czy wspomnienie jest dobre, czy złe?
Pomyślałem o Gwenllian, jednak zaraz zaśmiałem się krótko i pokręcił głową.
Posłam Farce żądny mordu spojrzenie i nie czekając na jej reakcję, ruszyłem w swoją stronę. Przez jakiś czas miałem wrażenie, że ta żmija mnie śledzi, ale gdy w końcu obejrzałem się za siebie, jej już nie było. Pech chciał, że później znów na siebie wpadliśmy. Jednak na nasze szczęście lub nieszczęście (zależy od punktu widzenia), Farce znalazła sobie jakieś towarzystwo.
I dobrze! Przynajmniej będę miał spokój. Postój jeszcze trwał i zapewne trwać będzie przez kolejne 15 minut, jeśli nie dłużej. Odszukałem wzrokiem jedyną osobę, z którą byłem w stanie się dogadać. Niestety, Lua jak spała wcześniej, tak spała dalej.
-Chol.era.- mruknąłem do siebie.- Naprawdę nie ma tu innych, normalnych wilków?
Znudzony, położyłem się obok najbliższego drzewa i zamknąłem oczy. Nie miałem w planach snu, więc zgodnie z umową sen do mnie nie przyszedł. Poza tym powiedziałem Fioletowe, że później ją obudzię. A obietnice są jak poprzysiągłe zemsty- zawsze się ich dotrzymuje.


~***~ 

 Otworzyłem jedno oko. Nie chciało mi się wstawać, zwłaszcza że padał na mnie przyjemny cień rzucany przez drzewo. Jednak w końcu dałem za wygraną.
Coś nie dawało mi spokoju i uniemożliwiałóżka dalsze leżenie. Wiatr świszczał mi w uszach, szepcze i nucąc tą samą meloidę. Ale nie to zwróciło moją uwagę.
Gdzieś niedaleko ktoś śpiewał. Nucił, a właściwie nucie melodię, która przedramienia się przez szepty i obietnice wiatru. Ktoś śpiewał. I co z tego?, zapewne teraz sobie myślicie. Cóż, ja również tak uważałem. A właściwie, uważał bym gdyby nie jeden szczegół. To że znałem tą piosenkę, a wadera która ją śpiewała, miała telent jeszcze nie było takie istotne. Przecieże śpiewanie nie wiąże się z naturalnym talentem, tylko długimi ćwiczeniami. Każdy może nauczyć się śpiewać, jeśli poświęci temu odrobinę czasu (a tak między nami, to prawda). Tylko że kadry miał inny głos. A ja znałem ten głos, który śpiewał dobrze znany mi utwór. I tylko to zwróciło moją uwagę.
Znów pomyślałem o Gwenllian. Ten głos nie był identyczny, ale bardzo podobny do jej. Ale tą piosenkę na pewno kiedyś mi śpiewała. Gwenllian...
"Blade! Dla przyjaciół po prostu Gwen. Ty też możesz tak mówić, nie pamiętaszuka? "
Tak... pamiętałeb i to aż za dobrze. Gwenllian, dla przyjaciół Lia lub po prostu Gwen. No właśnie, dla przyjaciół. Zawsze trochę bolał mnie fakt, że byliśmy dla siebiednych tylko znajomymi i kilka razy odniosłem wrażenie, że Gwen myślała podobnie. To była moja pierwsza miłość. Kochałem ją. Jednak przez cały ten czas żadne z nas nie zrobiło niczego, by to udowodnić. Pozostaliśmy przy przyjaźni. Wspólny śpiew, ogniska, kradzieże, oszustwa. Razem uciejaliśmy, trenowaliśmy, rozmawialiśmy. To ona nauczyła mnie tańczyć, pokazała jak kochać sztukę. Pokazałem jej Czarną Magię, a ona sprawiła, że te okropne zaklęcia stały się czymś pięknym. Podsunął mi pomysł, by stworzyć Czarną Różę.
Mimo to pozostaliśmy przyjaciółmi. Do czasu aż każde z nas udało ruszyło w swoją drogę, zostawiając za sobą przeszłość. Wtedy po raz pierwszy obejrzałem się za siebie.
Ale teraz słyszałem piosenkę, którą tak często nucie Gwenllian. W dodatku śpiewał ją głos tak bardzo podobny do niej. Podszedłem bliżej i przez chwilę naprawdę miałem nadzieję, że urzędnicy moją dawną przyjaciółkę.
Ale moim oczom ukazała się nieznajoma wadery, która na mój widok przestała nucić.
"Debil! A kogo ty chciałeś spotkać, co?"
Chciałem znów zobaczyć tą wysoką wadery, o długich nogach. Wysportowaną i odrobinę wychudzoną sylwetkę, o sierści czarnej jak smoka i włosach szkarłatnych, niczym krew. Wilczycę, która na szyi nosiła łańcuszek z pentagramem. Pragnąłem by znów spojrzał na mnie te dzikie, złote oczy.
Ale wadery, którą ujrzałem, ani trochę nie przypominała mojej Gwenllian. Nie ukrywam, że z początku odrobinę mnie to rozczarowało, ale trwało to zaledwie chwilę. Juże miałem odejść i zostawić nieznajomą w spokoju, ale poczułem ogromną ciekawość. Podszedłem bliżej i spytałem, trochę zbyt ostrym tonem (który brzmiał trochę oskarżycielsko, ale nie chciałem by tak brzmiał):
-Skąd znasz tą piosenkę? 

Hioshi? ^^ Co prawda nie jest to arcydzieło, ale cóż... nic na to nie poradzę póki piszę na telefonie.

Od Farce (CD Blade'a, Christophera, Sonei, Darknenyomu): Chcę poznać jej treść.

Co on nagadał Rirze? „Przyjaźń”? M y? Oczywiście, wiedziałam, że to było kłamstwo, ale jak mu łatwo to przyszło! A to, o tych całych relacjach? Och, biedny… No dobra, kłamię. Miałam lekki ubaw z parzenia na to przedstawienie, ale… Z drugiej strony, to oszukanie Riry nie przyszło mu tak ciężko, jak myślałam. Dlaczego?! Przecież to j a jestem mistrzynią w aktorstwie! Co on sobie wyobraża? Hmpf! Kretyn…
Basior minął mnie z morderczym spojrzeniem, które mówiło, iż na zemstę nie muszę długo czekać (Jaaasne…) i ruszył przed siebie, daleko ode mnie i Riry. Najwidoczniej miał już dość towarzystwa, albo jej, albo mojego. Chociaż stawiam na jedno i drugie. W każdym razie, nie mogę go tak łatwo pościć! Muszę wiedzieć czy rzeczywiście gra miłego, tak jak mi to obiecał, nie? Cholerny…! Sprawia mi dużo kłopotów!
– Nie mów mi, że naprawdę chcesz go śledzić – rzekł Ventus, gdy wskoczyłam za basiorem do gęstych zarośli i szukałam jego zapachu, unosząc wysoko w górę swój nos.
– A mam inne wyjście? – syknęłam, rzucając mu zdenerwowane spojrzenie, jednocześnie oznajmiając mu, iż mi też się to nie podoba.
– Tak! – zawołał i zagrodził mi drogę – Zostawić go w spokoju i znaleźć sobie przyjaciół! – Był bardzo tym zaaferowany. Może mu się to już znudziło? Albo miał dość?
– Przyjaciół… – prychnęłam na niego – Co mi po przyjaciołach? – zapytałam z przekąsem – Chroni mnie samotność! – Mówiąc to pełna pewności siebie, stanowczo tupnęłam łapą w ziemię.
– Chronią p r z y j a c i e l e! – zawołałam po raz kolejny, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Ponownie prychnęłam i ruszyłam przed siebie, tym samym przechodząc przez niematerialnego wilka.
– Posłuchaj mnie! – krzyknął za mną i od razu znalazł się na swoim dawnym miejscu. Znowu musiałam się zatrzymać, zmuszona przez Ventusa.
– To już się powoli przeradza w obsesję! Co ja mówię! To się j u ż przerodziło w obsesję! – krzyczał na mnie ze srogim wyrazem pyska.
– Gadanie! Jestem zdrowa i na ciele, i na umyśle, także zostaw mnie już w spokoju! – odpyskowałam mu i ruszyłam stanowczym truchtem przed siebie. Tym razem wilk podleciał do góry, uniemożliwiając mi kolejne przejście przez jego ciało.
– Hej! Ja chcę dla Ciebie dobrze, jasne?! – Widać, że zaczynała go doprowadzać do furii jego postawa. Nie oglądając się na fioletową chmurkę, zaśmiałam się kpiąco.
– Od kiedy ty tak się o mnie troszczysz? – zapytałam, niezmiennie idąc dalej w poszukiwaniu Blade'a.
– Od zawsze! Jakbyś nie wiedziała, jestem do Ciebie przykuty! A wyraźnie mi powiedziano, że jeśli znikniesz ty, zniknę również ja, a JA nie mam zamiaru rozpłynąć się w powietrzu, tylko dlatego, że TY tak chcesz! – zawołał groźnie, lecz po chwili odetchnął, starając się ponownie przywrócić spokój.
– Słuchaj, od małego chciałaś wrócić do rodziny, prawda? – zapytał łagodnie. Na dźwięk słowa „rodzina”, gwałtownie się zatrzymałam. Oczy miałam szeroko otwarte, ponieważ A) skurczybyk miał rację i B) nigdy o niej nie wspominał. Szczęście, że latał gdzieś z tyłu i wydział tylko mój grzbiet.
– Właśnie… – Starał się ostrożnie dobierać słowa. – A odkąd tu jesteś, podjęłaś się jakiejkolwiek próby odszukania jej? Czy tylko spędzałaś czas na tym, by udowodnić wszystkim jaka jesteś niesamowita…? – zapytał. Rozluźniłam napięte dotąd mięśnie i lekko zwiesiłam łeb, wpatrując się w moje łapy. Było mi wstyd.
Miał rację… Mimo, że tego nie okazywałam, ja nadal tęsknię za swoją rodziną, bo jakby nie patrzeć, oni mnie wychowali i… I kocham ich. Dlaczego w takim nigdy nie zaczęłam ich szukać? Dlaczego nadal tkwiłam w tej watasze, zapatrzona we własne, wygórowane możliwości…? Czy naprawdę jestem taka tępa…? Ventus ma rację. To powoli przeradza się w obsesję. Jak dotąd… Co ja zrobiłam takiego szczególnego…? Jakiś wyczyn… Cokolwiek? Od kiedy pojawił się ten basior, mój umysł był nim całkowicie pochłonięty, oczywiście w tym z ł y m sensie. Ja… Ech, jestem żałosna… Głupia…! Głupia, głupia, głupia!
Po chwili milczenia i nieustannego stania w tym samym miejscu, odwróciłam się tyłem do śladów Blade'a i powędrowałam z powrotem w stronę stada, bo… Co mnie obchodzi jakiś egoista? Nawet nie chcę myśleć o jego stosunkach z rodziną. Moje były… Wspaniałe. I zamiast do nich wrócić, ja starałam się być najlepsza. To idiotyczne. Małe pragnienie szczeniaka, przerodziło się w wielką obsesję wadery.
Muszę powtórzyć: jestem żałosna.
Wyszłam z zarośli z lekko posępną miną, która nadal była zakrywana. Co prawda, to prawda. Starych nawyków jest bardzo trudno się pozbyć… Rozejrzałam się wokoło. Wataha dalej miała postój. Ech, i co teraz mam ze sobą zrobić? Obecnie jesteśmy w trakcie wędrówki, więc zaczynanie jakichkolwiek poszukiwań, będzie głupotą… Tak samo jak moje dotychczasowe życie…
– … stworzylibyśmy taki mały… Smoczy Krąg ... może … by się przyłączył? – Usłyszałam strzępki rozmowy. Powędrowałam wzrokiem w stronę źródła dźwięku. Była to mała grupka, składająca się z trzech wilków. Dwie wadery, jeden basior. Znam ich! Ta biała to Sonea, Ciemna Daknenyomu, a ten ze skrzydłami to Christopher!
– Podejdź do nich – zachęcił mnie Ventus, ale wcale nie takim miłym tonem, jak mogłoby się zdawać. Cóż, nie można liczyć na niego we wszystkich sprawach. Już i tak chyba przekroczył swój limit. Zaśmiałam się pod nosem na jego słowa i dziarskim krokiem podeszłam do wilków.
– Heja! – zawołałam, gdy byłam już wystarczająco blisko – Co robicie?
– O! Mamy i kolejną członkinię! – wyszczerzył się basior – Tworzymy Smoczy Krąg! Chcesz dołączyć? – zapytał raźno.
– Pewnie! – odparłam niemal natychmiastowo.
– Jak się nazywasz? – zagadnęła mnie Darkne.
– Farce – powiedziałam, przenosząc na nią swój wzrok.
– Miło Cię poznać! Ja jestem Da…
– Ależ nie musisz się mnie przedstawiać! Znam was! – uśmiechnęłam się do nich przyjaźnie – A, na czym polega ten Smoczy Krąg? – zapytała, ciekawa.
– Chris będzie nam opowiadał o różnych smokach! – zawołała Darkne, wyraźnie zadowolona pomysłem.
– O smokach? Myślałam, że wyginęły…
– No co ty! – dołączyła się do rozmowy Sonea – Dalej są! I to w dużych ilościach!
– Właśnie! – wtrącił się Chris – Usiądźcie! Opowiem wam kolejną historię! – wyskoczył dość entuzjastycznie. Wszyscy spełnili jego rozkaz, włącznie ze mną, ponieważ, prawdę mówiąc, zaciekawiły mnie te istoty. Takie wesołe i szczere. Można się przy nich odprężyć. Nie to co… Yhg, nieważne. O, proszę! O wilku mowa!
Kątem oka rzuciłam na przechodzącego niedaleko Padalca. Posłałam mu ukradkowe, ale pełne mordu spojrzenie, które natychmiast pochwycił i odbił w moją stronę. Nawet, jeśli teraz on nie za bardzo mnie obchodzi, nie dam mu tej satysfakcji! Moja duma ciągle jest ogromna i nie mam zamiaru pokazać temu gadu, że coś się zmieniło. Dalej go obserwuję…
– A więc…! – zaczął swoją historię, basior siedzący przed nami. Natychmiast moje spojrzenie skierowało się na niego, choć nie skończyło jeszcze wymieniać złośliwych obelg z t a m t y m d r u g i m.
Położyłam swój łeb na łapach i zaczęłam uważnie słuchać. Chcę wiedzieć, co się stało w tej opowieści.

 Smoczy Kręgu? Padalcu?

niedziela, 16 sierpnia 2015

Od Moonlight (CD Paluku): Wieczna Zmarźlina.

Nie byłam pewna co się właśnie stało. W pewnej chwili byłam koło Appalosy, później ten niedźwiadek, teraz jestem podpierana przez Paluku i Appalose. Zaraz... czy ja? Dopiero teraz zdałam sobie sprawę co się stało. Teraz dopiero usłyszałam skowyt niedźwiedzicy, poczułam smród palącego się futra. Przypomniałam sobie co się stało.
-Nie- Szepnęłam... Wyrwałam się od Appalosy i Paluku. Pobiegłam do niedźwiedzicy. Kuśtykałam. Bolał mnie każdy wdech, ale ja nie pozwolę. Stanęłam przed zwierzem. Widziałam tylko płomienie. To mnie przerażało. Ciepło którego pragnęłam mnie przeraziło. Wywołałam wokół mnie wielką śnieżycę która ugasiła płomienie. Wszystko w okół zamarzło. Niedźwiedzica upadła na ziemię. Poparzenia były zbyt poważne. Zaczęłam płakać. Spojrzała na niedźwiedzi wyraz twarzy. Malowało się na nim, przerażenie, ból... wiem jakie to uczucie. Oddychała płytko. Niedźwiedzica zamknęła oczy. Czułam się winna. Czułam, że tonę we własnych łzach. Brakowało mi tchu. Podeszłam do martwego niedźwiedziątka. Przyczołgałam je do jego matki. Ostatnimi siłami ona je przytuliła, i popatrzyła na mnie z wdzięcznością. Potem zapadła w wieczny sen. Łzy zaczęły spływać z moich oczu potokiem. Poczułam czyjąś łapę na moim ramieniu. Był to Paluku.
-Nie mogłaś nic więcej zrobić- W jego głosie słychać było zdziwienie, współczucie i... smutek?Odsunęłam się od niego trochę. Przecież w okół mnie panuje temperatura poniżej 30 stopni. On jednak się przysunął i otarł moje łzy. Lecz zamarł w bezruchu. Spojrzał na mnie i powiedział ledwo słyszalnie. -One s-są ciepłe Moonlight.- Potok nagle przestał płynąć. Śnieg przestał padać. A w okół mnie wyrosły lodowe kwiaty z których zaczął unosić się srebrny pył. Otrząsnęłam się. Spojrzałam za siebie. Appalosa popatrzyła na mnie z wyrzutem i zniknęła w cieniu lasu.
-Musimy ich pochować.- powiedziałam poważnie.
-J-jak?- Zapytał Paluku. O dziwo nie zmienił się jeszcze w tukana.
-Zamrozić- Powiedziałam i przystąpiłam do roboty. Usiadłam przy ciałach. Wpadłam w trans. Po trzech minutach wszystko było gotowe. Niedźwiedzie leżały w szerokiej lodowej trumnie. Oszroniłam ją jeszcze i nadałam wzoru w kształcie kwiatów.
-Wracajmy,- Powiedział Paluku.
Szliśmy chwile w milczeniu. Paluku podjął się pierwszy rozmowy.
-Czy już czujesz się lejpiej?- Zapytał.
- Tak, Kości, mają teraz przynajmniej porządny budulec. Lód podtrzymuje je i nie czuje na razie bólu. - Patrzyłam przed siebie, czy to nie dziwne, że teraz rozmawiam z nim normalnie?
-A czy lód się nie roztopi?- Zapytał. Był chyba ciekawy całej moje klątwy.
-Nie roztopi się, bo jest podobny do mojej klątwy. Nie pozwala dopuszczać do siebie ciepła. Choćby stanął, żywym ogniem, nic mu się nie stanie. Będzie teraz trochę częściej tam padać ale to tylko to.
-Achu- Powiedział i się troszkę zasmucił.

 Paluku? Appalosa?

Od Christophera CD Sonei - Smoczy krąg

<Skorzystam ze znanego nam myślę "motacza" i zrobimy tak - jesteśmy już na postoju w czasie drogi poszukiwania Sohy i Jason'a; Jenna już się wydzierała i poszliśmy, ale jest postój>

Opowiadałem właśnie Darkne kolejną historię o smokach - tym razem o smoku, starym okropnie, który nie mógł się pogodzić z tym, że to już nie te lata na... smoczyce i jaja, ekhem, wiemy o co kumon, no nie? Taaaak. Więc opowiadałem jak to podczas partyjki szachów Guiler jęczał nad swoim losem i opowiadał o swoich dawnych "podbojach", a Darkne chichotała tak rozbawiona, że mi się lepiej opowiadało. W ogóle w jej towarzystwie, kiedy potrafiła słuchać moich historyjek o smokach, a potem sama coś opowiadała albo mówiła, jakby to ona zrobiła czy coś było ciekawie. W zasadzie z całej watahy rozmawiałem tylko z nią, Jenną, Ikaną i Azzai. Nie potrzebowałem jednak większej ilości towarzystwa - to mi wystarczyło, a przy Darkne najlepiej się czułem.
- ... i  wtedy on zahaczył wąsami o swoje pionki... - ciągnąłem, jednak w tym momencie w polu widzenia pojawiła się biała wadera z szarymi i niebieskimi wstawkami.
Przyjrzałem się jej i zamilkłem, to samo zrobiła Darkne. Jednak biała podeszła tylko bliżej i ułożyła się pod drzewem obok.
- Nie przeszkadzaj sobie - zwróciła się do mnie - Opowiadaj dalej, na mnie w ogóle nie zwracaj uwagi.
Uśmiechnąłem się do niej tylko i opowiadałem dalej, choć czułem się dziwnie z tym nowym słuchaczem. Wiecie, no co innego opowiadać o przygodach ze smokami znajomej i fajnej waderze, która wyraźnie lubi mnie słuchać a co innego gdy zza krzaków wychyla się nieznajoma i kładzie się obok, słuchając zaczarowana. No ale cóż, w końcu się z tym uporałem i dokończyłem opowiadać.
- Tak, Guiler był wyjątkowo dziwnym smokiem, ale kiedy wypełniłem swój obowiązek i skierowałem go na "dobrą drogę" stał się taki... nieobecny. Wiesz, jakby nagle to wszystko z niego uleciało. Nie słyszałem o nim więcej ale myślę, że już wydobrzał. Może nawet znalazł sobie fanki? - zażartowałem kończąc i wstałem.
Przeciągnąłem się, strzelając kośćmi. Ziewnąłem i spojrzałem na niebo. No, środek dnia. Ładnie, wędrowaliśmy całą noc? I trochę dnia, jest postój. Choć myślę, że niedługo jeszcze on potrwa. Nasze Alfa, Delta i Gamma nie dadzą nam leżeć długo. Ale przynajmniej wyleźliśmy z tych durnych gór, jesteśmy w jakiejś dolinie. I dobrze, nie jest tu tak zimno, choć trzeba przyznać że jesień daje nam w kość a i zima niedługo się odezwie. Wypadałoby, żebyśmy się do tej pory znaleźli z tymi zaginionymi, bo nie będzie ciekawie...
- Ciekawie opowiadasz - usłyszałem nagle.
Odwróciłem się i zobaczyłem tą białą waderę. Ach, zapomniałem zupełnie że ona tu dalej jest.
- Tylko... skąd tyle wiesz o smokach?
- Ja... taką mam klątwę. Wiesz, muszę nawracać złe smoki. Żeby były dobre, i takie tam. A tak w ogóle, to jestem Christopher, ale mów mi Chris albo Rist. Jak wolisz. A ty to...
- Sonea. Wiesz, smoki to ciekawe stworzenia. Opowiesz mi o nich więcej?
- Jaaaaaaaaaasne, że tak. Tylko poczekaj.
W zasadzie to zdziwiło mnie to zaciekawienie Sonei. Nikt mnie nigdy nie wypytywał o takie rzeczy, ale cóż. Na razie tylko Darkne mnie słuchała. Choć nie powiem, bardzo mnie to cieszyło. Poza tym, Sonea była bardzo ładną waderą więc tym bardziej chciało mi się opowiadać. Ten piękny humor zepsuł trochę taki oto obrazek - nachmurzona jak nie wiem Darkne.
- O co  chodzi, mała? - spytałem, podchodząc do wadery.
W zasadzie nie była już taka mała, w końcu jest dorosła ale nie mogłem się do tego przyzwyczaić.
- Hympf - mruknęła i odwróciła łeb.
- Darkne... - powiedziałem, jakby jej grożąc.
- No bo zawsze omawialiśmy twoje przygody po zakończeniu a teraz co? Zobaczyłeś ładny pyszczek i już mnie nie słuchasz.
- Oj, oj, oj. Nie bądź zazdrosna, ona też chce posłuchać. Choć, przedstawię was sobie.
Podeszliśmy z Yomu do Sonei i przedstawiłem je sobie.
- No, dobrze. Jeśli chcecie to mogę wam opowiadać dalej o smokach, chyba że teraz chciałybyście zrobić coś innego? W ogóle, mogę wam opowiadać co jakiś czas o tych stworach. Stworzylibyśmy taki mały... hym, Smoczy Krąg. Może ktoś jeszcze by się przyłączył? - zaproponowałem wypełniony nadzieją. Zawsze o czymś takim marzyłem ale czy one będą chciały?
<Dziewczyny? Wybaczcie, za średniej jakości opo ;/>

sobota, 15 sierpnia 2015

Od Paluku (CD Hioshiru,Moonlight)

Uniosłem do góry jedną ,,brew". Na osobności, tak? No dobra, czemu by nie? Całą ta akcja z ,,jestem twoją kuzynką" jakoś mi śmierdziała, ale nie mam pojęcia czym.
- Dobra- wzruszyłem ramionami i odszedłem ze swoją niwą...kuzynką...na ubocze- No więc?
Wadera była  taka rozpromieniona, podekscytowana, po prostu szczęśliwa. Chyba naprawdę cieszyła się, że mnie widzi. Ciekawe. Z Ver widywałem się wielokrotnie i nigdy nie radował jej mój widok. A tu przychodzi zupełnie obca mi wadera i...cieszy się.
- Mam mnóstwo pytań...-powiedziała przeskakując z łapy na łapę.
- Nie dziwię ci się...- mruknąłem.
- Po pierwsze. Jak ty tu w ogóle trafiłeś? To przecież szmat drogi.
Wzruszyłem ramionami.
- Tam mnie nie chcieli więc...brnąłem na północ aż...No wiesz.-wskazałem ruchem głowy na watahę. - Rozumiem. Od dawna tu jesteś? Jakim cudem cie przyjęli?!
- Tu? Niezbyt. Podróżujemy. Do watahy należę...ze trzy lata?- zrobiłem krótką przerwę dla uporządkowania myśli-Przyjęli mnie bo to właśnie wataha dla takich jak ja.
Zagwizdała. Spojrzałem na nią podejrzliwie.
- Co to miało być?
Uśmiechnęła  się nieporadnie.
- Ja też jestem przeklęta- przeskoczyła z łapy na łapę- Myślisz, że mnie przyjmą?
Wzruszyłem barkami.
- Ja nie widzę przeszkód.
Wadera rozpromieniła się i zaczęła nerwowo rozglądać się dookoła. Wtem dobiegł do nas głos, a raczej ryk, Jenny. Zwróciłem głowę w stronę piłującej gardło Gammy. Wyruszamy? No, w sumie...Najwyższa pora. Zwróciłem się w stronę kuzynki, ale zastałem tylko wystraszonego, ciezko dyszącego tukana.
- Em...-przekrzywiłem głowę lekko skonsternowany- Przywykniesz.
Ona jednak nadal ciężko dyszała. Mam nadzieję, że Jenna nie będzie się już dzisiaj wydzierać bo jej małe ptasie serduszko może tego nie wytrzymać.
Już miałem podjąć kolejną próbę uspokojenia kuzynki kiedy do mych uszu dobiegł jakiś odgłos.
Ryk? Tym razem to nie była to Jenna.
Ruszyłem w tamtą stronę, a tak właściwie to pobiegłem. Po drodze napotkałem nietypowy widok. Appę z zamarzniętymi łapami. To mogło oznaczać tylko dwie rzeczy: a)Zima nadeszła szybciej niż się spodziewałem, b) Moonli oszalała.
To drugie wydawało się o wiele bardziej prawdopodobne. Podbiegłem do przerażonej wadery. Dlaczego po prostu tego nie roztopi?
- Appa, co z tobą! Skup się!- krzyknąłem błądząc wzrokiem między drzewami w poszukiwaniu niedźwiedzia, bo brzmiało to jak niedźwiedź.
Roztrzęsiona wadera spojrzała na mnie lekko zdezorientowana. Spojrzałem na jej łapy. Lód zniknął, podejrzanie szybko.
- M-moonli- wydusiła wskazując łapą jakiś kierunek.
Na sekundę mnie zamurowało.  Nie-jest-dobrze. O dziwo to Appa pierwsza się opanowała i pobiegła we wcześniej wskazanym kierunku.

***

Stanęliśmy na niewielkiej polanie. Przy jej skraju, po drugiej stronie leżał miały kształt, Moonlight. W jej stronę zmierzała rozjuszona niedźwiedzica. Zerknąłem jeszcze na skamieniałą Appalosę i pomknąłem w stronę niedźwiedzia. Zwierze było ogarnięte żądzą mordu, tak silną, że nie usłyszało mnie. Skutkiem tego było to, iż bez większych przeszkód wskoczyłem na grzbiet bestii i wgryzłem mu się w skórę między łopatkami. Mierzyłem gdzieś wyżej, ale weź tu się utrzymaj na niedźwiedziu.
I tak już wściekła była, a tu ją coś użarło. Wstała na dwie łapy i i zaczęła się szarpać. Ja nadal uparcie trzymałem się jej skóry, przeklinając każdą sekundę takiego dyndania. Obok przemknęła Appa i podbiegła do leżącej pod drzewem wilczycy. W końcu puściłem i opadłem na ziemię, w sposób mało zgrabny i elegancki. W ostatniej chwili przeturlałem się na bok unikając ciosu łapą. Nim niedźwiedzica zamachnęła się po raz drugi jej futro stanęło w płomieniach. Zerwałem się na równe łapy. Zwierze rzucało się na wszystkie strony, tarzało w ziemi i ryczało wściekle. Gdzieś za nim leżał znacznie mniejszy brązowy kształt. Chwila...niedźwiedziątko? Spojrzałem na Moonli. Gdyby nie fakt, że byłą ranna i prawdopodobnie nie do końca świadoma tego co się wokół niej dzieje, byłbym wściekły. Wiszenie na niedźwiedziu naprawdę nie jest przyjemne. 
Z zamyślenia, o ile zamyśleniem można to nazwać, wyrwało mnie delikatne szturchnięcie. Appalosa zmierzała w stronę watahy podpierając oszołomioną koleżankę. Spojrzałem na niedźwiedzia. Był chyba zbyt przejęty gaszeniem futra by zwracać na nas uwagę. Nie chciałem jednak ryzykować i podparłem Moonli z drugiej strony.

Appa?Moonli? Sory, że musiałyście tak długo czekać na tak krótkie opko.




czwartek, 13 sierpnia 2015

Od Sonei: Kto wiatr sieje?

Wiatr to ciekawy żywioł natury. Dla wielu z nas jest on bardzo oczywisty, a zbyt mało agresywny i najczęściej ginie, przyćmiony przez potęgę i brutalność swego starszego brata- ognia. Jednak ja zawsze fascynowałam się wiatrem, zefirami, czy też najgroźniejszymi huraganami.
Gdy zbiera się na burzę, najczęściej najpierw czujemy podmuch wiatru na pysku. Mówimy wtedy, że wiatr zawiał. No właśnie. Wiemy i czujemy, gdy wiatr się do nas zbliża i gdy jesteśmy już uwięzieni w jego objęciach. Potrafimy stwierdzić skąd przybiegł, a niektórzy są w stanie w miarę precyzyjnie określić jego dalszy kierunek. Ciężko jest powiedzieć, gdzie wiatr ma koniec. Najczęściej po prostu straci na silę i znika. Ale to nie koniec wiatru, a jego początek zawsze mnie ciekawił. Gdy wiatr do nas dochodzi, czujemy, że przybywa i zaczyna nas otaczać. Ale skąd przybywa? Jak powstał? I co ważniejsze, z jakiego powodu? Co sprawia, że wiatr… żyje? Żyje i szepcze nam do uszu, jakby chciał nas uspokoić przed huraganem, który ma zamiar sam wywołać.
Tego dnia wiatr zawiał w miarę gwałtownie, bez żadnego ostrzeżenia. Poruszył trawą, sierścią, sprawił, że z gałęzi drzew spadły resztki gnijących liści. Nie był to bardzo silny podmuch. Daleko było mu do huraganu, jakie spotykałam w górach, ale nie był również łagodnym zefirkiem. Nie wiedziałam, czy symbolizuje burzę i przez chwilę obawiałam się, że ten żywioł ma zamiar popsuć nam plany i utrudnić wędrówkę.
„Ciii… ciiii.”- szeptał mi ucha, słysząc moje myśli i starając się mnie uspokoić. Tak, wiatr zawsze do nas mówi, choć nie każdy go słucha. Składa tysiące obietnic i obiecanek. Przysięga na wszystko, że nie zrobi zamieszania i będzie spokojny. „Ciii… ciii”- szepcze do nas zaraz za razem. „Nie Mart się, będzie dobrze. Ciii… Wszystko jest w porządku. Ciii… ciiii”- tak właśnie nam obiecuje.
Ale tylko głupi by mu uwierzył.
-A szepcz sobie dalej, oszuście.- mruknęłam, jakby miało to cokolwiek zmienić.
Wiatr jeszcze przez chwilę wisiał nad nami, szepcząc mi do ucha. Testując i sprawdzając, czy może teraz go posłucham. Dopiero, gdy dostrzegł, że nie dam za wygraną, opuścił nas i pognał daleko przed siebie. Nikt mu tutaj nie wierzył i nie dał się skusić na jego kłamstwa, dlatego pofrunął dalej, szukając bardziej łatwowiernych istot. Tak, wiatr to doprawdy ciekawy żywioł.
Przekręciłam głowę, starając się znaleźć jakieś spokojne miejsce, gdzie mogłabym odpocząć podczas postoju. Z początku starałam się znaleźć Blue, ale doszłam do wniosku, że nie ma to głębszego sensu. Siostra poświęciła naprawdę wiele czasu, by opowiedzieć mi wszystko co wie. Ja z resztą też. Chyba powinnyśmy dać sobie trochę czasu, by oswoić się ze sobą i ze świadomością, że istniejemy dla siebie, jako rodzeństwo. Tak… chyba wołałam zostać sama. Albo przynajmniej poznać jakieś nowe wilki.
Przez chwilę leżałam w cieniu, obserwując osoby dookoła. Przeskakiwałam z pyska na pysk, zastanawiając się, czy już znam tego wilka, czy nie. Niektórych pamiętałam i to całkiem dobrze, innych znałam tylko z widzenia, a co do reszty… to miałam wrażenie, że widzę ich po raz pierwszy w życiu. Nie miałam pojęcia, czy to dlatego, że ta wataha jest tak duża, czy może faktycznie ciągle dołącza co nas ktoś nowy? A z resztą! To nie miało takiego znaczenia. Prędzej, czy później ich imiona jakoś wejdą mi do głowy, czy sobie tego życzę, czy nie. Musiałam tylko czekać…
Nagle znów poczułam wiatr, który wiejąc zaczął szarpać moim krótkim futrem. Czy to przez to, że go wcześniej nie słuchałam? Że starałam się go ignorować, lub przepędzić? Być może… chociaż i tym razem nie dałam się skusić na jego szepty.
„Ciiii… ciii”- wiatr znów zaczął swoją śpiewkę.
-Oh, spadaj. –mruknęłam do niego, jakby to miało być zupełnie normalne. Nie było, a ja zdawałam sobie z tego sprawę. Ale jeśli chcecie zobaczyć i porozmawiać ze zdrowo myślącym wilkiem, to lepiej przerzućcie się na inne opowiadanie.
Nagle usłyszałam czyjś głos. To znaczy, w okolicy przez cały czas słyszałam mnóstwo przeróżnych głosów, ale ten jakimś cudem wyróżniał się spośród reszty. Chyba dlatego, że był po prostu najbliżej.
Podniosłam głowę, która do tej pory leżała na moich łapach i zaczęłam nasłuchiwać. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, że owy wilki opowiada jakąś historię. Usłyszałam jakaś wzmiankę o smokach.
„Ach! Smoki! Czy on je kiedyś widział?!”- pomyślałam z zaciekawieniem, ale i lekkim ukłuciem zazdrości. Widziałam już na świecie przeróżne zwierzęta i potwory. Oczywiście… to inne wilki nazywały je potworami. Ja zawsze miałam do nich „smykałkę”, jak to mówił mój kolega Harrin. Przyjaciele ze starej watahy uwielbiali opowiadać przeróżne historie, jak to rzekomo widz lei mnie, rozmawiającą z Mantikorą, czy też ścigającą się z Harpiami. Lub jak przyłapali mnie na zabawie w berka lub chowanego z młodą Chimerą. Większość tych opowieści była częściowo zmyślana i kolorowana, tak by dostarczyły zabawy innym wilkom. Ale miały w sobie ziarnko prawdy…
W każdym bądź razie, jeszcze nigdy nie widziałam prawdziwego smoka. Słyszałam o nich wiele przeróżnych opowieści, ale tylko tyle. Dlatego też podeszłam z zaciekawieniem w stronę głosu.
Zauważyłam sporego, brązowego wilka, o ciemnych skrzydłach, który leżał na trawie. Obok niego leżała jakaś młoda, czarna wilczyca (może jeszcze szczeniak), której samiec najwyraźniej opowiadał historię o smokach. Zaciekawiona podeszłam bliżej, by móc lepiej słyszeć. Oba wilki dostrzegły mnie jednocześnie, ale ja nic sobie z tego nie robiłam.
-Nie przeszkadzaj sobie.- zwróciłam się do skrzydlatego.- Opowiadaj dalej, na mnie w ogóle nie zwracaj uwagi.- położyłam się pod drzewem, układając pysk na przednich łapach. Owinęłam się puszystym ogonem, zwijając się w „kłębek”. Zamknęłam oczy, chociaż nie miałam zamiaru spać. Po prostu wsłuchiwałam się w opowieść o skrzydlatych bestiach, które zawsze chciałam spotkać. Nieznajomy chyba uznał, że może dalej kontynuować swoją historię, a ja przysłuchiwałam się z zaciekawieniem.

 Chris? Darkne?

wtorek, 11 sierpnia 2015

Od Blade'a (CD Farce): Chęć mordu, skryta pod maską

Nie miałem ochoty spędzać ani chwili wolnego czasu podczas postoju z tą czarną waderą, o nienaturalnie jasnych włosach i zbyt entuzjastycznym uśmiechu. Właściwie to nie miałem ochoty na spędzanie tego czasu w niczyim towarzystwie. No… może ewentualnie mógłbym pogadać z Luą, ale fioletowa wadera spała jak zabita, a ja nie chciałem jej budzić.
Tak naprawdę to w tym wszystkim najgorszy nie był brak towarzysza, tylko niechciane towarzystwo zbyt rozradowanej wadery. Miałem z nią gadać, po tym jak Farce nagadała jej tych głupstw?! To gorsze od pogrzebania żywcem pod stertą śniegu! Poza tym miałem ochotę wyrwać Farce język! Że niby ja i ona? Ha! Przezabawne. Ciekawe czy uśmiechałaby się tak tryumfalnie, gdyby to jej przyszło spędzić najbliższe minuty z ekspertką od „nieistniejącej przyjaźni damsko-męskiej”.
Jednak chcąc, nie chcąc (w moim przypadku zdecydowanie nie chcąc) poszedłem za Rirą. Nie, wróć! Co ja takiego mówię! Nie poszedłem za nią z własnej woli. Właściwie to miałem wrażenie, jakbym był przez nią porywany. Brakowało jej tylko smyczy, za którą mogłaby mnie ciągnąć.
Co gorsza, Rira zdawała się być takim typem wilka, jakich zawsze unikałem. Nie chodziło o to, że była wesoła i optymistycznie nastawiona do życia. Nie miałem też nic do jej przyjacielskiego nastawienia w stosunku do każdej napotkanej istoty żywej (choć było to trochę nierozważne). Przeszkadzało mi jedynie to, że Rira zdawała się być nie tylko specjalistką od przyjaźni damsko-męskiej, ale i posiadała skłonności do łączenia za sobą randomowych wilków w pary. Posiadała tak zwany „tryb swatki”, który można było wyczuć na kilometr.
Właśnie dlatego nie chciałem znaleźć się w zasięgu jej tajemniczej broni do swatania. Jednak dzięki tej żmii, Farce zostałem wepchnięty na jej pole rażenia. Poza tym byłem pewien, że przez brednie tej jędzy, niebiesko włosa od razu uaktywniła swą maszynkę.
Teraz już wiedziałem jaki Farce miała plan i od niego zaczęło mnie mdlić. Planowała poszczuć mnie Rirą. Super. Jeszcze się za to zemszczę. Odwdzięczę się i to z nawiązką! Popamięta mnie, hipokrytka jedna. Znalazła się arogancka żmija, która dba tylko o siebie. Egoistyczny gnojek, ostatnia szuja, zakłamana…
-Oh, nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę!- Rira klasnęła w łapy z zachwycenia. Próbowałem wyłapać jej tok rozumowania, ale po sekundzie dałem sobie spokój.
„Nawet nie masz pojęcia jak bardzo mam to głęboko…”- pomyślałem i w ostatniej chwili powstrzymałem się od wywrócenia oczami.
Nie zwracając uwagi na towarzystwo Riry, spojrzałem się w bok, kierunku miejsca gdzie zostałem uprowadzony przez swatkę. Oczywiście, Farce leżała niedaleko nas i przez cały czas nie spuszczała z nas wzroku. Wiedziałem, że będzie mnie pilnować i sprawdzać czy gram uczciwie (jak?), ale nie sądziłem, że będzie robić to bez przerwy!
Gdy nasze spojrzenia się spotkały, posłałem waderze zimne spojrzenie, mówiące: „Wiesz, że się zemszczę.” Jej tryumfalny wzrok odpowiedział: „Nie masz szans!”
Odwróciłem wzrok od księżniczki z czarną różą, gdyż szanowałem swoje oczy, a miałem świadomość, że dłuższe spoglądanie w stronę Farce sprawi, że strasznie ucierpią. Dlatego musiałem znów zwrócić swoją uwagę na moją obecną towarzyszkę, o żarówiastych włosach. Dopiero teraz doszło do mnie, że Rira przez cały ten czas mówiła. O czym i do kogo?- nie miałem pojęcia, ale chyba wołałem nie wiedzieć. Z resztą, równie dobrze mogła nawijać do samej siebie. Raz podjąłem próbę (nawet nie wiecie ile mnie to kosztowało) słuchania tego, co mówiła, ale gdy usłyszałam słowo „słodcy” poddałem się po raz kolejny.
„Oj, zemszczę się na tej jędzy, tak, że na zawsze mnie popamięta!”- pomyślałem, gdy przypomniałem sobie, że to nie kto inny jak Farce, wpakowała mnie w to bagno.
Znów zerknąłem w stronę Farce, która jak do tej pory nie przestała mnie bacznie obserwować. Z jej rozbawionego wzroku wyczytałem: „I jak tam rozmowa?”. Zmrużyłem swe czerwone ślepia, mówiące: „A ty czego się gapisz?”. Farce chyba odczytała to bezbłędnie, bo na chwilę odwróciła wzrok. Nie wiedziałem, czy skierowała go z powrotem na mnie, ale szczerze to gó.wno mnie to obchodziło. Usłyszałem jak Rira wymawia moje imię, więc odruchowo odwróciłem się w jej stronę.
 -Możesz powtórzyć?- spytałem najmilej jak potrafiłem. Rira uśmiechnęła się z rozbawieniem, ale wolałem nie pytać co ją tak bawiło.
-Pytałam się jak trafiłeś na nasze stado. A tak w ogóle to podoba ci się tutaj? O! Chcesz z nami zostać?!
Po raz trzeci powstrzymałem się od wywrócenia oczami.
-Przypadkiem. Natknęliśmy się z Farce na siebie, a ona zaprowadziła mnie do watahy, gdy dowiedziała się, że jestem przeklęty.
-Ach! To wspaniale! Czyli tak się poznaliście?!- Owszem, ale od tamtego momentu przeklinam los, za to że z ponad dwudziestu wilków, musiałem natrafić akurat na wiedźmę.
-No, właściwie to tak. Ale zgaduję, że ty jesteś w tej watasze już jakiś czas, mam rację?- starałem się zmienić temat. Uznałem bowiem, że rozmowa z Rirą może nie być taka zła, jeśli tematem przewodnim nie będzie przyjaźń damsko-męska. Poza tym wadera wydawała się zadowolona z faktu, że ma kolejnego towarzysza.
-Acha! Jestem tu już trochę długo. Wiesz, kiedyś ta wataha nie była taka duża. Ale podczas podróży przez góry dołączyło do nas sporo wilków. Farce też!- dodała, jakby miało mnie to chociaż odrobinę obchodzić.- Wiesz, ona jest z nami krócej niż mogłoby się wydawać.
Super. Próbowałem zmienić temat, a ta i tak jakoś połączyła fakty w tak dziwny sposób, że dotarła do Farce.
„Ech… czyli będę musiał przebrnąć przez ten temat. Chociaż, zaraz! Może w ten sposób dowiem się czegoś o tej wiedźmie i będę mógł wykorzystać to przeciwko niej? Tak! To nie jest kiepski pomysł.”
-Cóż, rozumiem. Skoro my już się znamy, to jak dobrze znasz Farce?- wypowiadanie jej imienia na głos, bolało bardziej niż nacieranie świeżej rany solą. Czarna wadera rozpromieniła się, jakby przez cały czas czekała na to pytanie, a ja powoli zacząłem żałować, że żyję.
-Oh, naprawdę chcesz wiedzieć?! Widzisz, natknęliśmy się na nią podczas wędrówki. Szukała swojej dawnej watahy. Miała wtedy zaledwie 7 miesięcy. Oh, była wtedy taka słodka!- Rira odpłynęła w swój świat fantazji, ale ja wolałem ją tam zostawić. Najlepiej na zawsze. Byłem bardzo zawiedziony, gdy wróciła. Co gorsza, z okropnym pytaniem.
-Dla dobra naszej znajomości- uśmiechnęła się po raz kolejny.- Jak dobrze t y ją znasz, Blade?
Nagle naszła mnie ogromna ochota, by skręcić jej kark, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili.
Znałem Farce zaledwie kilka godzin, a już miałem jej dość. Właściwie to z wzajemnością. Ta arogancka gówniara szczerze mnie nienawidziła, a ja uwielbiałem ją denerwować. Byliśmy wrogami, inaczej nie dało się tego nazwać. Ale co mogłem odpowiedzieć Rirze?
-Trochę. Przyjaźnimy się.- było to chyba największe kłamstwo w moim życiu.
-Jak kuzynostwo? Jak rodzeństwo?
-Z pewnością nie znam jej tak dobrze, jakbyś sobie życzyła.- odparłem, dając waderze do zrozumienia, że między mną a Farce niczego nie było, a już z pewnością nie było to pozytywne uczycie. Ale mogłem sobie strzępić język, bo tacy jak ona zawsze będą patrzyli na wszystko inaczej, wyobrażając sobie o kilkanaście scen za dużo.
-Jassssssneee, rozumiem! Nie będę się mieszać w cudze sprawy, nie martw się!- szczerze w to wątpiłem, ale nie mogłem jej tego powiedzieć, gdyż przez kolejny pojedynek musiałem udawać miłego. Albo przynajmniej mniej wrednego.
Nastała między nami cisza, która była dla mnie błogosławieństwem. Chyba właśnie tego mi brakowało. Nie mówię, że jestem odludkiem , gdyż nigdy nie gardziłem towarzystwem. Tylko, że istnieje ogromna różnica, między towarzystwem, a t o w a r z y s t w e m. Naprawdę wolałem, by ta wadera przestała mówić swoje, a najlepiej niech przestanie wypowiadać imię tej wiedźmy. Zerknąłem na Rirę. Wiedziałem, że o czymś myślała i wiedziałem, że ona wie, że ja wiem. Zgadywałem, że chciała bym się o to zapytał. Tak, to by się zgadzało. Zrozumienie jej toku myślenia było całkiem proste, chociaż bardzo różnił się od mojego. Po raz nie wiem już który powstrzymałem się od wywrócenia oczami i spytałem, wiedząc, że będzie to kosztować mnie życie.
-Możesz chyba powiedzieć, o czym myślisz?
-Nie, nie mogę.- przyznała się natychmiast, wyraźnie zadowolona, że została zachęcona do rozmowy i zadałem jej pytanie, na które czekała.- Bo to dopiero byłoby mieszanie się w nieswoje sprawy. Na razie wystarczy.
Uniosłem brwi ze zdziwienia.
-No dobrze.- zaczęła po chwili, a mojej uwadze nie umknęło to, że powstrzymuje się od uśmiechu.- Więc co tak n a p r a w d ę dzieję się między tobą, a moją podopieczną? Farce?
Wypuściłem powoli powietrze, po raz drugi powstrzymując się od skręcenia Rirze karku, i po raz już nie wiem który od wywrócenia oczami. Nie wiem po raz który przekląłem los, za to że trafiłem na towarzystwo Riry- swatki i specjalistki od przyjaźni damsko-męskiej, do usług!
-Jeżeli nie odpowiadasz na moje pytanie, żeby przekonać mnie, że nic to wiedz, że ci się nie udało.
-Nie dlatego nie odpowiadam.- powiedziałem w końcu, gdy udało mi się opanować.- Nie powiedziałbym, że nic. Tyle tylko, że nie wiem co to jest.
No właśnie. To oczywiste, że gdy myślę o Farce, od razu mam ochotę skręcić jej kark, poćwiartować i zakopać głęboko pod ziemią. Ewentualnie powiesić na najbliższej gałęzi. Ale z drugiej strony… z kim bym się wtedy mógł sprzeczać? No właśnie, mam jej szczerze dość, a zawsze gdy ją widzę zaczynam żałować, że żyję. Problem polega jednak na tym, że ta wadera jednocześnie mnie ciekawi i odpycha: jest taflą wody, w której widzę siebie, i drzwiami do tej części świata, do którego nie należę i nie mam zamiaru należeć.
Szkoda tylko, że zauważyłem, jak Farce się wszystkiemu przysłuchuje, zanim odpowiedziałem na pytanie Riry. Po raz trzeci chciałem im obydwóm skręcić kark, lub popełnić samobójstwo. Nie… myślę, że samobójstwo to przesada. Zamordowanie tamtej dwójki w zupełności wystarczy. Usłyszałem jak Rira znów zaczęła o czymś mówić, ale byłem zbyt pochłonięty rozmyślaniem, czy jej żarówiaste włosy świecą w ciemności, by cokolwiek usłyszeć. Z resztą nie chciałem nic słyszeć, dlatego postanowiłem skorzystać ze starej sztuczki.
-O, chyba ktoś mnie woła. Muszę już iść.
-Oh, doprawdy? Nic nie słyszę. Kto to taki?- wadera zaczęła się rozglądać dookoła. No tak, miałem jeden problem. Znalem w tej watasze imiona czterech wilków. Jednym była Rira, więc to odpadało. Drugim Farce, ale wołałem by swatka nie wyobrażała sobie zbyt wiele. Ponieważ Lua spała, to została tylko jedna osoba.
-Chyba… to był Asher.- wadera przestała się rozglądać, a jej uśmiech zbladł. Czyżby znała tego wilka? Z resztą, to nie było ważne. Istotne było to, że mi uwierzyła i puściła mnie wolno. Odszedłem jak najszybciej, w obawie że wadera zmieni zdanie i będzie chciała dalej drążyć temat. Gdy się oddalałem, natknąłem się na Farce, która przyglądała mi się z niedowierzaniem i udawanym współczuciem. Było oczywiste, że wszystko słyszała, ale myślę, że jeśli była chociaż odrobinę inteligentna, domyśliła się, że wszystko co mówiłem było kłamstwem.
„Jesteś martwa.”- posłałem jej zimne spojrzenie, żądne mordu.


Farce? Rira, wybacz mi że tak potwornie cię opisałem XD

Od Farce (CD Blade'a): Na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone!

Yhg! Denerwował mnie! Och, jak on mnie denerwował! Kiedy się przybliżył, pierwszym moim odruchem, byłoby uderzenie go z całej siły w ten jego pysk, by przestał już żartować! Tak, miałam ochotę go tak załatwić, ale mimo to, nie zrobiłam tego. Zapewne znacie to uczucie, kiedy coś was tak totalnie zaskoczy, prawda?
Wyobraźmy sobie taką sytuację: Zrobiliście się głodni, więc bez zastanowienia idziecie na jakieś większe polowanie. Zauważacie zwierzynę i zaczynacie przygotowywać się do skoku. Nagle – Bum! Wyskakujecie! Biegniecie za swoim posiłkiem, aż w końcu drogę zagradza wam wielki, ale to wieki niedźwiedź lub inna bestia. Załóżmy, że nie jesteście na tyle silni (bez przesady, co nie?) by go pokonać samemu. Wokół żadnego innego wilka, który by wam pomógł.
Przez te kilka sekund właśnie tak się czułam. I to było idealne porównanie. Oczy jak spodki, kończyny przygwożdżone do ziemi, żołądek wam się zaciska na supeł, struny głosowe odmawiają posłuszeństwa, a w głowie pustka. Dosłownie. Kto w takiej sytuacji myślałby logicznie. Na szczęście bestia, z którą ja miałam do czynienia odsunęła się ode mnie i zaniosła się kpiącym śmiechem. W jednej chwili odzyskałam utracone czucie w łapach i swoją pewność siebie. Zyskałam też coś nowego – wściekłość na tego, kto mnie tak zaskoczył.
Idiota! Jak mógł?! Zniosłabym wszystko – bezpośrednie obrażanie, wytykanie wad, naśmiewanie się, ale takie podłe sztuczki mógł wykonać tylko ten gad. On nie gra czysto.
Hej! W takim razie dlaczego by nie trzymać się jego zasad? Wyłożył karty na stół. Teraz wiem, z czym mam do czynienia. Moje, czyste zagrania, są bezsilne w stosunku to tego Padalca. Od teraz, zmieniam taktykę! Właśnie! Czas na mój ruch!
Wtem, wpadł mi do głowy pewien pomysł. Uśmiechnęłam się dumnie, patrząc na niego złowieszczo. Na moje szczęście byliśmy już niedaleko od watahy, więc nie musiałam przemierzać nie wiadomo jakiej odległości.
– Uh, więc pojedynek, oficjalnie czas zacząć! – mruknęłam, patrząc się na niego kpiąco, z nutą wyższości. Nie czekając na jego odpowiedź, ruszyłam przed siebie, w stronę stada.
„Gdzie jest nasza zguba?” zapytałam się w myślach samą siebie.
– Kogo szukasz? – Odezwał się Ventus, również rozglądając się wokół siebie, tak samo, jak w tamtym momencie robiłam to ja.
– Och, Farce! – Uśmiechnęła się czarna wadera, gdy natrafiła na mnie wzrokiem. Natychmiast zmaterializowała się przy mnie – I nawet jest Blade! – zawołała, widząc idącego za mną basiora.
– Gdzie wyście byli? I dlaczego on jest taki brudny? – zadała te dwa, krótkie i zarazem proste pytania. Mogłoby się wydawać – nieszkodliwe. Ale ja zamierzałam je obrócić przeciwko mojemu wrogowi. Taka mała zemsta.
– Bo my właśnie…! On próbował…! – zaczęłam z entuzjazmem, jakbym chciała jej wszystko opowiedzieć na jednym wydechu, lecz wtedy nagle zamilkłam, „przypominając sobie”, że nie powinnam tego mówić. Położyłam uszy po sobie, schowałam łeb między ramiona i zakłopotałam się fałszywie przed dwoma wilkami – Ach, chyba nie wypada o tym wspominać… – zarumieniłam się delikatnie. Nawet potrafiłam wywołać na pysku sztuczny rumieniec! Jestem mistrzem w aktorstwie! – T-To raczej n a s z e prywatne sprawy… – powiedziałam cicho i lekko piskliwie, kładąc prawie niezauważalny nacisk na trzecie słowo. Rira, jakby porażona piorunem, nagle się ożywiła (nie to, żeby wcześniej nie była) i wytrzeszczyła na nas (Fuj!) oczy. Nagle oczy niepokojąco jej rozbłysły, a na pysk wcisnął się szeroki uśmiech. Jestem pewna, że gdybym jeszcze to ciągnęła, z nosa wystrzeliłby niekontrolowany strumień krwi z jej czarnego nosa.
– A-Ale jestem pewna, że Blade Ci wszystko opowie! – zawołałam szybko w jej stronę. Następnie popatrzyłam się na lekko zdezorientowanego basiora – Ze szczegółami. Prawda, skarbie? – zapytałam uroczo, najsłodszym głosem na jaki było mnie stać. Niebiesko włosa niemal rzuciła się na tego gada.
– Opowiadaj! Opowiadaj! „Skarbie”? Aw, to takie słodkie! – powtarzała ciągle, skupiając całą swoją uwagę na Padalcu. Posłałam tej dwójce zwycięskie spojrzenie i oddaliłam się. Oczywiście, niezbyt daleko, bym mogła stwierdzić czy basior nadal gra miłego, czy też pękł. Postanowiłam położyć się może gdzieś na uboczu, wymawiając się lekkim zmęczeniem, bo przecież: „Nie chcę opóźniać stada”.Usiadłam gdzieś pod jakimś losowym drzewem, dotykając prawym bokiem grubego pnia, a następnie ostrożnie położyłam się na zimnej ziemi. Mam nadzieję, że nie zostawi ona żadnych plam na moim futerku na brzuchu. Ono było tam wyjątkowo jasne, dlatego mogło być to bardzo dobrze widać, nawet w nocy.
Mimo, że gwar rozmów był dość głośny, przebijały się przez niego głośne piski podekscytowanej Farce, która najwidoczniej dalej nie wypuściła Blade'a ze swojej pułapki, aż jej wszystkiego nie wyśpiewa. Mam nadzieję, że nie uwierzy w gadanie Węża, że „to są prywatne sprawy” ani tym podobne. Chociaż nie. Na pewno nie da się na coś takiego nabrać. Mimo, że jest raczej lubiana w stadzie, charakter ma dosyć wścibski, co akurat teraz działało na moją korzyść.
Oczywiście, hałas panujący koło mnie nie za bardzo mi przeszkadzał, bo byłam teraz pogrążona w swoich myślach i miałam inne sprawy na głowie. Ostatnio dręczyła mnie pewna myśl. Nie byłam pewna d l a c z e g o ona mnie nawiedza. Mianowicie: „Co z Ventusem?” Mam mu go pokazać? Czekaj, dlaczego w ogóle zadałam sobie to pytanie? Oczywiście, że nie! Wystarczy, że poznał moją skłonność do hipokryzmu! To mu powinno wystarczyć. Zresztą, ja nie wiem o nim kompletnie nic, poza faktem, że posiada naprawdę irytujące usposobienie, charakter i w ogóle zachowanie. Dlaczego miał być na prowadzeniu? O nie, nie mogę do tego dopuścić.
Właśnie! Co z moją wygraną? Teoretycznie, ten mały pojedynek dzisiaj rano się nie liczył, ponieważ k t o ś postanowił oszukiwać! Ale wątpię, by tak łatwo udało się temu Wężowi to wbić do jego pustej bańki. Nie zauważyłby swojej winy nawet, gdyby stanęła mu na drodze i powiedziała: „Hej! Jestem Twoją winą i chciałam Ci powiedzieć, że to rano jest nie aktualne, a Farce nie wisi Ci żadnej przysługi!”
Jak się tak zastanowić, to dzisiaj nie zrobiłam niczego, co by mnie zwolniło z tego obowiązku. To była jednorazowa wpadka i się już nie powtórzy! Nie może się powtórzyć! Dlatego teraz, podczas tej konkurencji, na pewno nie przegram…
„ – Mało się odzywasz”, powiedziałam nagle w myślach do Ventusa, nadal obserwując mimikę pyska Blade'a i starając się coś wyczytać z jego ruchu ust. Nie mogę pozwolić, żeby jego złośliwości przemknęły mi koło nosa.
– A co mam się odzywać? Czuję się, jakbym tylko oglądał niezłą komedię-romantyczną – odprał, patrząc na mnie z ukosa.
„ – Jaki film?!”, krzyknęłam w głowie, wytrzeszczając nagle oczy, oczywiście dalej gapiąc się na Gada. Kiedy rozmawiałam z Ventusem, z zewnątrz wyglądało to tak, jakbym prowadziła jakiś naprawdę zawzięty monolog w swojej głowie, nie urywając przy tym emocji. To było naprawdę zabawne, również ze względu na to, że naprawdę mogłam się tym wymówić.
– Ech, nieważne. Po prostu, rób to co robisz… – odparł, wyginając kocio swój grzbiet i porządnie się przeciągając…

Blade?

Od Blade'a (CD Farce): Pojedynek aktorski, co?

Podniosłem się i otrzepałem częściowo ubłocony pysk. Przymrużyłem oczy i zakląłem niedelikatnie, wypowiadając może nawet kilka słów za dużo. Powiedziałem wszystko na głos, bez obawy, że ktoś usłyszy, gdyż byliśmy z daleka od reszty stada. Nie obchodziło mnie towarzystwo Farce, nawet jeśli była dziewczyną. Nie miałem zamiaru traktować jej jak „damy” (jak kogo?).
Wstałem i już miałem coś powiedzieć tej wrednej jędzy, która zapewne zaraz skomentowałaby mój upadek. Przeklęta dziura i ta chol.erna kałuża błota!
„A ty czego się tak śmiejesz, co?”- pomyślałem od razu, zakładając z góry, że wadera wybuchnie kpiącym śmiechem.
Ale nie! Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu ona… ona śmiała się naturalnie. Zupełnie, jakby ktoś właśnie opowiedział jakiś strasznie zabawny żart. Zupełnie, jakby spędzała czas w towarzystwie swych najlepszych kumpli. To głupie porównanie, zważywszy, że byłem tam tylko ja, ona i kałuża błota.
Ale musiałem przyznać się przed samym sobą do jednego. Jej śmiech nie był tylko naturalny, ale również… delikatny? Czysty? To był jeden z tych rzadkich rodzajów śmiechu, które sprawiają, że od razu masz dobry humor. Równie dobrze mógł należeć do kogoś innego. Zapewne, gdybym usłyszał taki śmiech, nie widząc jego właścicielki, pomyślałbym, że to jakaś ładna, delikatna wadera śmieje się tak pięknie i czysto. Był po prostu śliczny i miałem ochotę usłyszeć go po raz kolej… ej! Zaraz, ZARAZ! O czym ja w ogóle myślę?! Chol.era! Jak to „śliczny”?! Co mi znów do głowy strzeliło!? To chyba przez ten upadek. Może poprzestawiało mi się coś w głowie i teraz nie potrafię normalnie myśleć? Tak, wygaduję bzdury i tyle.
Jednak coś mi tutaj nie pasowało. Dlaczego ktoś taki jak Farce został obdarzony takim głosem? Przecież wiedźmy powinny śmiać się tak, jak na wiedźmy przystało. Czyli rechotać, robiąc przy tym paskudne miny, od których aż włos się jeżył. A tutaj co? Nie dość, że śmiała się naturalnie to jeszcze… no, w miarę ładnie (jak na czarownicę, oczywiście. Żebyśmy się przypadkiem źle nie zrozumieli).
Otrząsnąłem się i szybko przywołałem na twarz swój złośliwy grymas. Przypomniały mi się słowa tej brązowej wadery. Nasz następny pojedynek miał polegać na byciu miłym, tak? A właściwie to na udawaniu miłego. To miała być tylko gra aktorska.
Kto pierwszy pęknie? A proszę bardzo! Dla kogoś kto nie zna takiego sowa jak „honor”, ani nie ma żadnych hamulców, to nie będzie znów takie trudne. Byłem jednak ciekaw, jak księżniczka poradzi sobie z tym zadaniem. A raczej, byłem ciekaw jak bardzo jej duma na tym ucierpi.
Podszedłem do Farce, która dalej patrzyła na mnie rozbawiona. Złapałem się na tym, że chciałem po raz kolejny usłyszeć jej śmiech. Zdawało mi się, że w jej niebieskich oczach… co? Skąd ja znam kolor jej o c z u ?! Ugh, zmieńmy temat (To przez ten chol.erny upadek!).
Skoro wszystko było tutaj tylko grą, to ja mogłem robić co zechcę. Oczywiście, wiedziałem, że oficjalny pojedynek jeszcze się nie zaczął, gdyż wtedy musielibyśmy być dla siebie mili, pomocni i… po prosu musielibyśmy ograniczyć wszelkie złośliwości i podłe gierki. Założyłem jednak, że tym będę martwić się później. A póki co… póki co mogłem chwilkę pograć. Nic mnie to nie kosztowało, bo potrafiłem udawać i sprawiać, że ktoś czuł się niezręcznie. Jak zareaguje Farce? Byłem tego niezmiernie ciekawy.
-Pięknie się śmiejesz.- podszedłem do niej, patrząc się jej głęboko w oczy. Wadera stała nieruchomo i już się nie uśmiechała. Teraz przypatrzy wala mi się ze zdziwieniem i niepewnością. Na to właśnie liczyłem.
Uśmiechnąłem się do niej delikatnie (tak, moi drodzy! Ja nie zawsze uśmiecham się wrednie.) i poprawiłem jej czarną różę, którą miała wpiętą we włosy. Farce dalej patrzyła się we mnie z niedowierzaniem, robiąc wielkie oczy. Ani trochę się jej nie dziwiłem.
Nie potrafiłem się teraz powstrzymać. Mój delikatny uśmiech znikł z mojego pyska, a zastąpił go mój zwykły, złośliwy grymas. Zacząłem się śmiać, szczerze rozbawiony. Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie zrobiłem. W to jak daleko się posunąłem. I to tylko po to, by sprawdzić jak zareaguje. A ona wpatrywała się we mnie z takim zdziwieniem w oczach! Ha!
-Pojedynek aktorski, co?- odezwałem się w końcu, patrząc na waderę kpiąco.- Już widać, że przegrasz.- znów zacząłem się śmiać.
Kątem oka zerknąłem na Farce. Teraz już nie patrzyła się na mnie z niedowierzaniem. O nie… to co dostrzegłem w jej oczach było czystą nienawiścią, jaką bez wątpienia teraz odczuwała. No cóż, jakby na to nie patrzeć to trochę uraziłem jej dumę. Sprawiłem, że zaniemówiła i w żaden sposób nie potrafiła mi się wtedy odegrać. Nie miałem pojęcia co wtedy sobie o mnie myślała.
Oczywiście, wiedziałem, że nie uwierzyła w moją grę aktorską całkowicie. A przynajmniej, nie na samym początku. Byłem właściwie pewien, że przez myśl choć raz jej przeszło, że tylko udaję i robię sobie z niej żarty. Ale byłem doprawdy ciekaw, jak się wtedy czuła i co myślała.
Że się zmieniłem? Że nie chcę już być dla niej wredny? Że zacząłem patrzeć na nią inaczej? A może, że ją polubiłem? Zauroczyłem się? Zako… Oj, bo zaraz zabrnę za daleko!
-Oh, mam cię już szczerze dość, wiesz?!- Farce warknęła oburzona.- Ciebie i tych twoich… sztuczek! Jesteś…
-Okropny?- podsunąłem jej słowo, unosząc jedną „brew” odrobinę.
-Jesteś ostatnim dupkiem.
-Ach tak? Posłuchaj, z takimi zdolnościami aktorskimi, nie sądzę byś miała szanse wygrać, wiesz?- odparłem kpiąco.
Farce wpatrywała się we mnie, jakby właśnie obmyślała plan morderstwa. Tak, nie miałem co do tego wątpliwości, że w tamtym momencie najchętniej obdarłaby mnie ze skóry. Ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Było coraz zabawniej.
Jednak nagle na twarzy Farce pojawił się przebiegły uśmiech. Dalej patrzyła się na mnie ze złością, ale teraz już trochę inaczej. Zupełnie, jakby wpadła na jakiś podły plan.

 Farce? Co tam sobie zaplanowałaś? XD

Od Farce (CD Blade'a): Kolejna twarz i kolejny pojedynek

– Och, Farce? – Usłyszałam po raz kolejny ten wesoły głos czarnej wadery, która najwyraźniej zmierza w moją stronę.
– Tak? – Uśmiechnęłam się do Riry przyjaźnie, kiedy odwróciłam swój łeb w jej stronę, a ona podeszła wystarczająco blisko. „Czego?”
– Za niedługo wyruszamy. Zauważyłaś, że kogoś nie ma? – zapytała wesoło. Pewnie teraz wszyscy upewniają się czy kogoś nie zostawili.
– Nie – odparłam stając naprzeciwko niej, nie chcąc zachowywać się niegrzecznie. To przecież takie złe. „Nie, chyba wszyscy są, chociaż wolałabym, by nie było tutaj z nami pewnego działającego mi na nerwy basiora...”
– To dobrze. Nikt by chyba nie chciał, by ktoś tu został – westchnęła z ulgą. „Jasne...” – Um, a gdzie Twój p r z y j a c i e l? – spytała, uśmiechając się do mnie wymownie z rozbawieniem na pysku.
– N-Nie wiem… – wyjąkałam, z całych sił próbując zatuszować przechodzące mnie drgawki gniewu i obrzydzenia. Ponadto, usłyszałam ciche parsknięcie śmiechu Ventusa, wiszącego mi nad grzbietem. Nie musiałam widzieć jego łba, by wiedzieć, że słuchanie tej rozmowy sprawia mu dużą przyjemność. Szczególnie, że wie, jakie emocje mną teraz targają. Najwidoczniej ma ubaw z moich starań.
– Patrz! Tam jest! I gapi się na Ciebie – szepnęła Rira konspiracyjnie, poruszając znacząco brwiami i wskazując swoim łbem „pewnym” kierunku. Sama się jednak nie odwróciła, bo pewnie chciała, bym pierwsza to uczyniła. Musiałam to niestety zrobić. Spojrzałam na basiora i, o dziwo, koło niego siedziała jakaś inna wadera. Znałam ją z widzenia, jednak nie było mi dane wiedzieć, jak jej na imię. Szczupła i smukła sylwetka stanowiła podporę dla równie pięknego łba wilczycy. Na jej pysku natomiast, znajdował się surowy grymas. Nie byłam pewna czy posiada taki wyraz twarzy, czy specjalnie zrobiła taką miną. Przez myśl przemknęło mi, że mogłaby stanowić świetną parę dla Węża. Wtedy pierwszy raz pomyślałam, że on naprawdę musi mieć niezłe branie u płci przeciwnej. Cóż, mogłam go nienawidzić i chcieć jego śmierci, ale musiałam przyznać, że był wyjątkowo przystojny (oczywiście jak na posiadacza takiego denerwującego charakteru) i po części rozumiałam te, które lgnęły do niego jak magnes. Chociaż JA nigdy nie zniżyłabym się do tego poziomu, ani dla niego, ani dla innego basiora. Tak, Blade wyglądał na typowego play i bad boya. Poza tym… Chwila, o czym ja myślę?!
Mimo, że mój monolog nie był krótki, zajął mi ledwo dwie sekundy. By nie wzbudzać podejrzeń żadnego z wilków, mój kpiący uśmiech z wewnątrz, zanim wpłynął na pysk, przeszedł przez bardzo gęsty filtr, który pozbył się z niego całego jadu z mojej strony i odwalił naprawdę dużo roboty, przemieniając go w pełen uroku wyszczerz.
O dziwo (?) basior odwzajemnił uśmiech. Zgaduję, a wręcz jestem pewna, że gdyby nie obecność naszych (znowu to okropne słowo) towarzyszek, zrobiłby to bardziej złośliwie i arogancko. Prychnęłam pogardliwie w duchu, komentując tym sposobem jego wyczyn.
Ponownie odwróciłam swój łeb w stronę Riry, która śmiała się w najlepsze.
– Stanowicie doskonałą parę! – Tupnęła z satysfakcją łapą w ziemię.
– Z-Zdaje mi się, że on nie lubi mnie tak, jak ja jego… – wyjąkałam z udawaną niepewnością. „Pff… Oboje darzymy się nienawiścią”.
– Oj, mylisz się moja kochana! – powiedziała z ciepłym uśmiechem na ustach.
– C-Co? – Tym razem szczerze zdziwiła mnie jej wypowiedź.
– Lubi Cię! Widzę to w jego gestach i oczach! A wierz mi, nikt nie zna się na tym lepiej, niż ja! – rzekła entuzjastycznie, po czym wstała i odwróciła się z zamiarem odejścia.
– Cz-Czekaj! – zawołałam za nią, podrywając się z miejsca, lecz było już za późno. Wadera odbiegła ode mnie, znikając w tłumie wilków.
– Ha! Jest dobra! – zaśmiał się Ventus. Zgromiłam go szybko wzrokiem tak, by nikt tego nie widział, po czym westchnęłam, dalej skołowana.
To prawda. Rira zna się na odczytywaniu emocji z ciała wilków, ale… Ale teraz jakoś ciężko mi w to uwierzyć. Że niby on darzy mnie sympatią? Ha! Prędzej uwierzę w to, że spadające gwiazdy spełniają życzenia lub pocałuję kobrę, niżeli miałabym przyjąć do faktu, że to, co powiedziała niebiesko włosa wadera, jest prawdą! Bo nie jest, prawda? Ach, głupia! Oczywiście, że nie. Bezsensowne i puste gadanie…

 ***

 Na moje szczęście, podczas pierwszych chwil wędrówki, nie było przy mnie tego denerwującego Padalca, ponieważ cały ten czas spędził ze swoją ukochaną, która najwidoczniej była s t r a s z n i e zmęczona i podpierała się na jego boku. Wyglądało to tak uroczo, że aż miało się ochotę podejść do tej dwójki i pisnąć im do ucha: „Słodziaki!”. Chociaż pamiętając o swojej roli, szybko o tym zapomniałam. Może „poszczułabym” ich Rirą? Znowu zaczęłaby paplać o swojej wiecznej miłości i wiązać ich świętym węzłem małżeńskim. Nie powiem, miałabym z tego niezły ubaw, jednak musiałabym się tylko ograniczać do lekkiego zdziwienia na moim pysku. Może to nawet lepiej? Szkoda by było nie cieszyć się w pełni z takiego przedstawienia.
Wkrótce stado postanowiło zrobić postój. Nie mam pojęcia z jakiego powodu. Przecież szliśmy dopiero… Nie wiem… Godzinę? Półtorej? Nieważne. To pewnie przez tą śpiącą waderę. Ygh. Nie chcę zmarnować mojej energii, dlatego może wybiorę się „pozwiedzać” tutejsze tereny?
Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Jak najszybciej oddaliłam się od watahy, wzdychając głośno z dużą ulgą, nie musząc już dalej inicjować mojego wyszczerzu i spokojnie posiadać znudzony wyraz pyska. Jakie szczęście…
– Och, to się nazywa pech… – jęknęłam, gdy ujrzałam sylwetkę basiora, siedzącą na dużym głazie nad małym jeziorkiem. Ten, słysząc mój głos, odwrócił łeb z kpiącym uśmieszkiem.
– Z ust mi to wyjęłaś – odparł, patrząc na mnie z góry. Przewróciłam oczami.
– Mogłam tutaj spotkać każdego, a trafiłam akurat na Ciebie! – przeklęłam go swoim morderczym spojrzeniem.
– Cóż, może to przeznaczenie chciało, byśmy się spotkali w tak piękną noc? – zapytał złośliwie, na co ja niemal natychmiast parsknęłam rozbawiona.
– Przeznaczenie? – powtórzyłam, jakbym nie dosłyszała jego głupiej (jak zawsze) wypowiedzi – Hmm, widzę „przeznaczenie” chce kolejnej wojny – odparłam, zerkając na niego pogardliwie.
– Wojny? Czyżbyś znowu wymyśliła jak mam Cię pokonać? – powiedział, zeskakując z głazu, lądując miękko na ziemi i prostując się dumnie.
– Nie. To tym razem JA pokonam CIEBIE! – zawołałam, dumna ze swojego pomysłu – Rzucam Ci rękawicę! – powiedziałam wyniośle.
– Pff, już to widzę – zakpił – No, ale dobrze k s i ę ż n i c z k o, co to za rodzaj potyczek? – zapytał złośliwie, kładąc nacisk na moje przezwisko. Uśmiechnęłam się triumfująco.
– Dowiesz się, gdy już będziemy widzieli naszą watahę. Chodź – odparłam z dziwną dla Blade'a satysfakcją, który bez słowa spełnił mój rozkaz.
Hahaha… Skoro tak bardzo tego chcę, to go pokonam! Ale moją własną bronią! Właśnie! Mam coś, czego on nie posiada! Dokładnie…
– Co tak zamilkłaś, księżniczko? – zapytał z przekąsem Wąż, przerywając między nami ciszę, która trwała już od dłuższych chwil.
– Och, czyżbyś miał dość milczenia i pierwszy zaczął rozmowę z e m n ą? – powiedziałam z teatralnym przejęciem. Ten tylko prychnął rozbawiony.
– Pamiętaj, że musisz mi powiedzieć, co wymyśliłaś – rzekł, spoglądając na mnie kpiąco kątem oka.
– Och, jasne, jasne. – Natychmiast się rozpromieniłam – Czekaj, aż w końcu zobaczymy stado… – rzekłam tajemniczo, patrząc na niego tak, jak bym już wygrała.
– Nie ciesz się zbytnio. Cokolwiek to będzie i tak jestem lepszy od Ciebie – powiedział dumnie. Nie odpowiedziałam, tylko zaśmiałam się złowieszczo, co było do mnie nie podobne (w sensie, że nie odpyskowałam).
– Teraz syp swoimi kąśliwymi uwagami, póki jeszcze możesz – odparłam pewna siebie. Ten tylko, popatrzył na mnie uważnie.
– Co ty kombinujesz?
W końcu, by zobaczyć jego reakcję, zaczęłam tłumaczyć:
– A to, że to właśnie będzie nasz (Yhg) pojedynek. Skoro twierdzisz, że we wszystkim jesteś lepszy, to zobaczymy, czy jesteś też dobry w mojej specjalności. Mianowicie: aktorstwie. – By potwierdzić te słowa, uśmiechnęłam się do niego uroczo, by zaraz potem kontynuować: – Kiedy tylko dojdziemy do stada, o b o j e mamy zachowywać się dla innych oraz dla siebie miło, przyjacielsko i tym podobne… Pojedynek się skończy, kiedy któreś z nas pęknie. Proste. Jest oczywiście, kilka zasad, ale o nich potem…
– Co to za rodzaj konkurencji? – rzucił basior. Chyba nie podoba mu się mój pomysł. „Idealnie!”.
– Ale teraz jeszcze się nie zaczęła, ciamajdo – powiedziałam z przekąsem.
– Co powiedziałaś, różyczko?
– Ciamajda. Dobrze słyszałeś. Niezdara i ciapa życiowa! – powtórzyłam złośliwie, będąc z tego nadzwyczaj dumna.
– Posłuchaj uważnie – zaczął – Jedyną ciapą z tej dwójki, jesteś…
I zgadnijcie co się wtedy stało. Nie uwierzycie! Nagle łapa Blade'a się osunęła na brzegu małego dołka, wykopanego pewnie przez jakieś inne zwierzęta. Basior przewrócił się na ziemię i pięknie zarył pyskiem w częściowo już zamarznięte przed nami błoto.
Parsknęłam śmiechem. Nie był on kpiący czy złośliwy, tylko… Naturalny? Nie chciałam dopiec Wężowy (No dobra, chciałam), ale wtedy to nie to było moim motywem przewodnim. Po prostu mnie rozbawił i tyle. Gdybyście to widzieli ten widok tego Padalca, również zwijalibyście się z bólu. Mój perlisty śmiech brzmiał, jakbym właśnie usłyszała jakiś dobry kawał czy opowiastkę…

Blade?


Od Blade'a (CD Luy): Bratnia dusza

Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc jak moja nowa towarzyszka przysypia podczas naszego marszu. Tak, nie powinienem tego mówić, ale to jednak b y ł o zabawne. Widok Luy, która utkwiła głową w dziupli? Widok jej, która omal nie spadła pyskiem w kałużę? Poza tym czasem zdarzało jej się upadać tak gwałtownie, że omal nie podcięłaby komuś łap. No tak, jeszcze tylko tego brakowało by ktoś się o nią potknął. Chociaż, wadera była tak zmęczona, że nie sądziłem by się wtedy obudziła.
Tak naprawdę to chyba dobrze, że przez cały ten czas byłem obok niej. Właściwie to było dziwne uczucie. Po raz pierwszy w życiu byłem komuś potrzebny. K t o ś potrzebował m o j e g o towarzystwa. To nie było normalne. Z resztą, zdziwił mnie sam fakt, że fioletowa wybrała akurat mnie. To znaczy…. Miałem pilnować by nie zasnęła i by nikt jej tutaj nie zostawił samej. Czyli poniekąd, jakby na to nie patrzeć, byłem za nią odpowiedzialny. Dlaczego zaufała akurat mi? Nie miałem pojęcia. Wiedziałem natomiast, że jest pierwszą, ostatnią i jedyną osobą na świecie, która była do tego zdolna. Co z pewnością było niezłym dowodem na to, że byliśmy do siebie w miarę podobni. Czyli w tej watasze są i n n e wilki! Tak, to było dla mnie najważniejsze. Bo skoro znalazłem bratnią duszę, kogoś kto mnie zrozumie, nie musiałem szukać nowej sfory. Innymi słowy, zapowiadało się bardzo ciekawie i obiecująco.
Myślę, że bez większych problemów (jak jest się czarnym charakterem to jednak niestety zawsze jakieś problemy są) moglibyśmy się ze sobą dogadać. Oczywiście pod warunkiem, że fioletowa najpierw się wyśpi.
-Dobranoc.- mruknąłem w jej stronę, gdy ta bez ostrzeżenia położyła się na ziemi. Dziwne… nie wybrała sobie nawet żadnego miejsca, tylko po prostu wwaliła się gdzie popadnie. Ja zawsze starałem się odpoczywać na uboczu, zdała od wszystkich. Chociaż z drugiej strony… zapewne gdybym był tak samo zmęczony jak Lua, również walnąłbym się gdziekolwiek.
„Chyba ona potrzebuje tego postoju bardziej niż my wszyscy.”- pomyślałem.
Miałem z resztą rację. Waderze nie przeszkadzały wilki, które przechodziło obok niej. Nie otworzyła oka, ani nie zmrużyła powiek, reagując w jakikolwiek sposób na hałas rozmów, czy odgłos kilkunastu wilków idących zaraz przy jej pysku. Nie reagowała na to, bo jej to nie przeszkadzało, albo po prostu nie chciała by ktoś zauważył, że coś jej w tym nie pasuje. Chociaż biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej drzemała z głową w dziupli, uznałem, że chyba faktycznie nie przeszkadzał jej ten chaos.
Nie czekając na odpowiedź fioletowej, oddaliłem się by jej nie przeszkadzać. Skąd u mnie ten gest dobroci? Tak jak już wcześniej mówiłem, zawsze wspierałem i pomagałem tym i n n y m. Taki mój kaprys.
Przez chwilę miałem wrażenie, że gdy się oddalałem, Lua coś do mnie mruknęła w odpowiedzi. Ale równie dobrze, to mógł być tylko i wyłącznie mój wymysł. Albo był to głos jakiejś innej wadery, która pomyliła mi się z Luą. Chociaż wątpiłem w ten drugi scenariusz.
W każdym bądź razie, oddaliłem się od drzemiącej wadery, ale nie miałem zamiaru jej zostawić. To znaczy, tylko na czas postoju. Chciałem się gdzieś przejść, pooglądać niebo nocą. Może to dziwne, ale czasem miałem takie chwile, w których potrzebowałem spokoju i ciszy. Lubiłem wtedy podziwiać naturę lub rozmyślać na jakiś temat. Od zawsze zdawałem sobie sprawę z tego, że był to mój słaby punkt, dlatego potrzebowałem być wtedy sam. I nie lubiłem gdy mi przeszkadzano. A po Luę wrócę, gdy skończy się postój. Obudzę ją, tak jak mnie prosiła i znów zaczniemy wędrówkę. Może gdy będzie bardziej wypoczęta, będziemy mogli o czymś pogadać? Nie miałem pojęcia.
Oddaliłem się od reszty stada, na tyle bym już nie słyszał ich rozmów. Właściwie to nie dobiegały już do mnie żadne dźwięki i gdybym nie wiedział o obecności stada, mógłbym uznać, że znalazłem się na odludziu. Oczywiście, gdyby nie liczyć zapachu wilków.
Usiadłem nad niewielkim jeziorem, które mieniło się ciemną, granatową barwą, wdzięcznie odbijając nocne niebo, usiane łańcuchami gwiazd. Podniosłem głowę go góry. Ne znałem wielu gwiazdozbiorów. A przynajmniej, nie tych oficjalnych. Oczywiście, takie jak Wielka Niedźwiedzica, Smok, czy Lew nie były mi obce. Jednak ja miałem tendencję to tworzenia własnych skupisk gwiazd i nadawaniu im nazw. Tak powstały takie gwiazdozbiory jak Kruk, Lis, czy też ta piekielna Czarna Róża.
Zamknąłem oczy i wbrew zdrowemu rozsądkowi (czemu? Co to takiego?) zacząłem nucić piosenkę. Był to nawyk, który wykształcił się u mnie, gdy podróżowałem sam i mogłem pozwolić sobie na tego typu chwile. Coś mi jednak mówiło, że nie powinienem tego robić, gdy podróżuje z ogromną watahą wilków. Byłem sam, ale zawsze ktoś mógł się tutaj przypałętać.
Ja jednak nie brałem tego pod uwagę.

Drain the Pressure from the swelling
The sensation over whelming
Give me a long kiss goodnight
And everything will be alright
Tell me that I won’t feel it again
so, Give me a Novacaine…. *

Nagle do moich uszu dobiegł szelest liści. Właściwie to mógłbym nie zwrócić na niego uwagi, gdyż dźwięk był łudząco podobny, do porywania liści przez wiatr. Łudząco podobny, ale nie identyczny.
-Oh, to się nazywa pech.- usłyszałem głos wadery. Znałem go chyba zbyt dobrze. Poza tym sposób, w jaki wypowiedziała te słowa, wyraźnie wskazywał, że mnie rozpoznała. Do nikogo innego nie odezwałaby się tak kpiąco.
-Z ust mi to wyjęłaś.- posłałem jej złośliwe spojrzenie.
-Oh, mogłam spotkać tutaj każdego, a trafiłam akurat na ciebie!
Nie mogłem powstrzymać się od złośliwej docinki. Wiedziałem, że czasem powinienem sobie odpuścić, ale nie potrafiłem się pohamować.
-Cóż, może to przeznaczenie chciało byśmy się spotkali w tak piękną noc?- odparłem kpiąco.


Farce?

  *Fragment piosenki Green Day „Give me a Novacaine”. Blade zaśpiewał całą piosenkę, ale ja dałam tutaj tylko jej refren, gdyż jest najciekawszy. Jak chcecie to możecie sobie posłuchać od początku, by „wczuć się” w klimat ^^

niedziela, 9 sierpnia 2015

Od Luy (CD Blade'a)

Mlasnęłam kilkakrotnie zapoznając się z otoczeniem. Wodziłam wzrokiem od wilka do wilka usiłując dopatrzeć się tego który wzbudził zainteresowanie mego rozmówcy. Niestety wokół panował okropny chaos uniemożliwiający mi skupienie się. Odpuściłam sobie dochodzenie i spojrzałam na słońce. Już raczej nie zdążę się wyspać. Jak nic zasnę w drodze...Chwila...chyba mnie olśniło.
 - Wyruszam, wyruszam Wężyku, ale pod jednym warunkiem- zrobiłam śmiertelnie poważną minę.
Wilk uśmiechnął się szeroko. Zlitował się, obudził, a ta mu jeszcze łaskę robi.
- A więc słucham jaśnie pani. Czego pani trzeba?
Te słowa wręcz ociekały sarkazmem. Kontynuowałam więc z niemniej poważnym wyrazem pyska.
- Pójdziesz ze mną- spojrzałam mu głęboko w oczy- A jeśli zasnę dopilnujesz bym nie rozwaliła sobie nosa- to powiedziawszy wskazałam na nadal nieco umorusany w krwi narząd węchu.
Basior skłonił się ironicznie.
- To będzie zaszczyt.
Wymianę uprzejmości, która mogłaby potrwać jeszcze dobre parę minut, przerwał głos wadery, która, z tego co udało mi się podchwycić z umysłów wilków, była kimś ważnym. Zakładam, że Alfą bo większość umilkła.
- Wyruszamy- powiedziała i odwróciła się.
Skrzywiłam się. Północ.
- Stryczek na skazańca czeka... Życie z oddechem ucieka.... Jeszcze chwilę będzie walczyć... Potem nigdy nie zatańczy...
- Że co proszę?- Blade' spojrzał na mnie jak na wariatkę- To jakiś wierszyk? Czyje to słowa?
Zaśmiałam się gorzko.
- Moje.

Podczas pierwszego etapu nocnej podróży kilkakrotnie przysypiałam przez co Wężyk, zgodnie z umową, zmuszony był do podpierania mnie. Łapy maszerowały dalej, ale umysł odleciał do sfery snów. Po przebudzeniu, jeszcze trochę zmulona, traciłam resztki równowagi i zbaczałam z trasy w padając między drzewa. Blade zanosząc się śmiechem szedł za mną i podnosił z ziemi lub wyciągał mi łeb z dziupli.
Uśmiechnęłam z satysfakcją na słowa ,,Zrobimy tu krótki postój"i bezceremonialnie obeszłam nieruchomego i wyraźnie rozbawionego Blade'a dookoła nie odrywając wzroku od jego ciała. Ostatecznie stanęłam na przeciw niego. Przeanalizowałam wszystkie dane dotyczące jego emocji, wyglądu, zaobserwowanego zachowania, tonu głosu i sposobu wypowiadania się.
- Lubie cię- stwierdziłam bez ogródek i uśmiechnęłam się serdecznie i wyciągnęłam ku niemu łapę- Lua.
Basior przekrzywił lekko głowę i uśmiechnął się. Po chwili wyciągnął ku mnie swą kończynę.
- Blade.
 W zasadzie wyglądało to bardziej jak ,,piątka" niż uścisk, ale co tam.
- Trudno jest uścisnąć komuś łapę bez przeciwstawnych kciuków- stwierdziłam marszcząc brwi i przebierając swoimi małymi, wilczymi paluszkami.
Wilk milczał uważnie się czemuś lub komuś przypatrując. Powiodłam za jego spojrzeniem. Któż to tego jegomościa tak interesuje?
W końcu udało mi się wypatrzeć obiekt. Okazała się nim młoda, brązowa wadera. Hmmm...to chyba ten szczeniak, który dołączył niedługo po mnie. Nie miałam jeszcze okazji z nią porozmawiać, zresztą jak i z większością członków tego społeczeństwa. Zerknęłam na Blade'a.
- Brzydka nie jest- mruknęłam.
Wzrok basiora powędrował ku mnie. Nie wyczułam z jego strony zmieszania, prędzej rozbawienie. Uniósł wyżej jedną brew.
- Sugerujesz mi coś?
Wzruszyłam barkami.
- Raczej nie, nazwałabym to raczej stwierdzeniem faktu. Pomyślałam, że skoro tak cię interesuje to może wolałbyś zmienić temat na jej osobę.
Basior pokręcił głową.
- To dobrze bo wolałabym uciąć sobie drzemkę. Obudź mnie jak będą wyruszać.
Nie czekając na odpowiedź wilka położyłam się na ziemi i zamknęłam oczy.

Blade?

Od Moonlight (CD Appalosy): Emocje

Coraz częściej tracę kontrolę. To nie jest już zabawne. Coś ciągle każe mi pruć do przodu, chodź mocno trzyma mnie na łańcuchu. Nie podaję się, niestety wiem, przyjdzie dzień  który zakończy moje męki. Coraz bardziej wątpię żeby udało mi się uwolnić od klątwy . Zmienia mnie. Moja klątwa mnie zmienia w potwora. Nie mam uczuć, nigdy nie poznam co to ciepło. A jeśli ciepło mnie zabije? Tak długi czas byłam za barierą zimna... Prawie go już nie odczuwam. Przywykłam do wiecznej zimy. Nagłe ciepło mnie stopi, mimo, że już nie jestem z lodu. Ciepło którego tak pragnę może mnie zabić. Przegrać, doprowadzić do wyparowania.  Ale cóż mi pozostaje? Czy to nie było by najpiękniejsze zakończenie mojego zimnego i wiecznie białego snu. Łzy które zawsze są zimne. Smutne przeszklone oczy. Pyszczek, wykrzywiony w grymas rozpaczy. Wszystko we mnie krzyczysz ,,chce już zasnąć. " Też chcę zasnąć. Zasnąć w cieple, nie czuć chłodu już nigdy. Zasnąć, i nie widzi nikomu. Źle się czuję. Nie jestem wolna. Patrzę zza lodowych krat. Piękny letni krajobraz, czuć ciepło, w powietrzu, kolorach a nawet w wodzie. Wyobrażam sobie jakie jest ciepło. Jakie to uczucie gdy cię wypełnia? Jak jest odczuwać radość?  Radość... Tak błahe uczucie które odczuwa się nawet przy, cieplejszym podmuch wiatru. Radość pojawia się na łące, jest zajęta w kolorach, roślinach, chmurach w woni kwiatów. Zimna bariera to niszczy. Wszystko umiera. Ja sprawiam, że wszystko umiera. Ja zabijam...  Ja... 
   Z moich przemyśleń wyrwały mnie trzaski gałązek. Appalosa... Potrafi odczuwać ciepło. Miłość,  Radość... A nie uśmiecha się. Woli zimno. Nagle ogarnęło mnie uczucie zazdrość czy nawet złości. Woli zimno? Gdyby znalazła się na moim miejscu...  Właśnie... Spojrzałam, jej w oczy próbując zamrozić.  Zanim się obejrzała jej łapy oblepił lód. Była przerażona ale jej klątwa była chyba osłabiona. Podeszłam bliżej. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Emocje miotały mną. Chciały mnie rozszarpać. Nagle coś zmieniło mnie od czubka ogona po sam nos. To było nawet jak dla mnie za zimno. Zaczęłam się trząść. Jedyne co przeszło mi przez myśl to uczucie którym była nienawiść. Zaczął padać śnieg. Czas się zatrzymał. Lodowe żmije okręciły mi się w okół łap  zaczęły syczeć jedną przez drugą.
-Chcessssz ssssię uwolnić od tego bólu?- zapytała jedna.
-Pewnie, że chcessssz. To prossste.- przytaknęła druga.
-Chodź... Chodź... - zaczęły mnie prowadzić. Dotarliśmy na polane gdzie świeciło słońce. Film mi się urwał potem widziałam tylko ścinki. Zabitego niedźwiadka, potem jego matkę. Znów wróciłam do rzeczywistości. Niedźwiedzica uderzyła mnie łapą. Z hukiem uderzyłam o drzewo. Poczułam jak łamią mi się żebra. Nagle z odsieczą przybiegli, Appalosa i Paluku.

Appa? Paluku?  Macie czas mnie ratować?

sobota, 8 sierpnia 2015

Od Blade'a (CD Farce i Luy): Ci, których odrzuciło Piekło.

Zbliżaliśmy się do reszty watahy. A tak właściwie to Farce się do nich zbliżała, gdyż ja w żadne sposób nie potwierdziłem swojej przynależności do owego stada Przeklętych. Uznałem ich po prostu za dość ciekawy i rzadko, (naprawdę rzadko) spotykany okaz. Poza tym miło być w towarzystwie wilków, które dźwigają podobne brzemię co ty. No, może poza tą jedną jędzowatą odmianą wadery, która szła przede mną. Jednak, gdyby jej nie liczyć, to miałem nadzieję, że w tym stadzie znajdą się wilki, które będą… hm, no cóż tutaj ukrywać? Szukam wilków, które nie są normalne i tyle.
Każdy ma swoje dziwactwa, większe lub mniejsze, to jest oczywiste. Jednak niektórzy swoje nawyki chowają i nie chcą o nich mówić, ani ich pokazywać. A niektórzy mają dziwactwa, które nie są ani trochę interesujące. Ja szukałem wilków, które są inne niż wszyscy. Oczywiście, dla wielu was zapewne sam fakt, że jesteśmy Przeklęci będzie pewną odmiennością. Jednak ja szukałem dziwaków pośród tych najdziwniejszych. Głupie i szalone? Oczywiście, że tak! Ale ponieważ sam do tych normalnych nie należę (z takim charakterem i umiejętnościami to nawet i bez klątwy odstawałbym od społeczeństwa) to chyba naturalne jest to, że szukam na świecie wariatów, prawda? Wcześniej wiele podróżowałem i zawitałem do naprawdę wielu stad. Niektóre były ogromne, a inne składały się z zaledwie garstki wilków. Jednak w prawie każdym z nich mogłem znaleźć bratnią duszę. Zaprzyjaźniałem się już z wieloma skazańcami, straceńcami, kryminalistami i oszustami, których czarne uczynki jeszcze nie ujrzały światła dziennego. Były wadery, które bawiły się Czarną Magią i interesowały się okultyzmem. Były basiory, które potrafiły powalić cię za jednym zamachem, w dodatku z zimną krwią. Były nawet szczeniaki, które w niesłychany i świetny sposób wykorzystywały swój wiek i niewinny wygląd. O, i to jak! Nie dość, że okradały i oszukiwały innych, to jeszcze do ostatniego momentu udawały niewinnych i przerażonych tym ,że ktoś je oskarża. Tak, to właśnie takie małe gremliny uczyłem grać w karty i oszukiwać, by dały sobie radę w tym świecie, gdy zostały pozbawione rodziców lub opiekunów. To właśnie wtedy również powstał pomysł na grę w łapanie czarnego zająca. Tworzyłem już takie szaraczki kilka razy, po to by uczyć małych polować. Jednak zanim wam się wymsknie lub chociaż pomyślicie „Jaaaaki on był dooobry! Uczył osierocone szczeniaki polować! Ach, cudnie!” (nawet się nie ważcie tak pomyśleć!!!) to powinienem dodać, że nie zawsze byłem no, co tutaj ukrywać- nie zawsze byłem wredny. To jest, nie dla wszystkich. Kieruję się zasadą, że odmieńcy i skazańcy powinni trzymać się razem i wspierać, dlatego pomagałem takim jak ja. Niektórzy nawet nauczyli mnie kilku rzeczy, albo chociaż podali kilka wskazówek. Chociażby pomysł z tą piekielną Czarną Różą podsunęła mi pewna młoda wadera, z ostatniej watahy, do której zawitałem.
W każdym bądź razie, szukałem w tym świcie odmieńców i po cichu liczyłem również, że spotkam w tej Watasze Przeklętych wilki, które były ścigane przez prawo. A jeśli takowych tutaj nie będzie?- cóż, żaden problem! Świat jest długi i szeroki! Opuszczę tą sforę i poszukam kolejnej. Nic mi nie szkodzi, zwłaszcza, że nigdy nie potrafiłem się przywiązywać do wilków.
-A ty coś tak ucichła, księżniczko? Mam zacząć się martwić?- rzuciłem po dłuższej chwili milczenia. Jednak najjaśniejsza pani najwyraźniej uznała, że nie jestem godny by udzielić mi odpowiedzi, gdyż zupełnie mnie ignorowała. No nic, niech będzie. Mi również należy się chwila spokoju. Przynajmniej nie muszę słuchać jak się przechwala.
Jednak dopiero po chwili zauważyłem, że wadera nie ignoruje mnie świadomie. To znaczy, może na początku faktycznie tak robiła, ale później chyba pochłonęły ją jej własne myśli.
Nagle Farce gwałtownie odskoczyła w bok. Nie tak, jakby robiła unik, ale tak jakby czegoś się przestraszyła. Nie, jakby ktoś nagle do niej wrzasnął, kiedy spacerowała w ciszy, pochłonięta przez swoje myśli. Uniosłem jedną „brew” do góry. Nie miałem pojęcia o co jej chodziło i już zamierzałem otworzyć usta, by wypowiedzieć złośliwy komentarz, który w jednej chwili przyszedł mi do głowy. Ale w końcu się powstrzymałem. O dziwo, nie miałem ochoty po raz pięćdziesiąty czwarty zaczynać z nią kłótni. To znacz, akurat nie teraz. Ale później, oczywiście (żebyście sobie nie myśleli!).
A i jeszcze zanim przejdziemy dalej, to wolałbym sprostować pewną sprawę. To nie jest tak, że powstrzymałem się od złośliwości, bo było mi żal Farce i się nad nią zlitowałem (co to „litość”?). Powstrzymał mnie od tego zdrowy rozsądek i obietnica, którą złożyłem. Znajdowaliśmy się pośród innych wilków, więc niemądrze byłoby wszczynać tutaj kolejną kłótnię. Chociaż, nie ukrywam byłem ciekawy jak Farce zachowa się przy innych, gdy nie będzie mogła odpowiedzieć na moje złośliwe zaczepki. Ale powstrzymałem się, bo czasem nawet taka parszywa szuja jak ja potrafi dotrzymać słowa. A skoro charakterek naszej Różyczki miał pozostać tajemnicą, to niech tajemnicą zostanie. No, przynajmniej na jakiś czas. Do póki mi się to nie znudzi? Tak, to chyba dobry termin.
Znów zacząłem się rozglądać dookoła, przyglądając się nieznajomym pyskom. Niektóre wilki pamiętałem z wcześniejszych obserwacji, tak jak chociażby czarnego basiora z krukiem….
Jednak wiele twarzy było mi zupełnie obcych. Najwyraźniej ktoś zwołał całą watahę i to chyba dość głośno, lub dość strasznie, bo ci zaczęli zbierać się bardzo szybko jeszcze przed zachodem słońca. Gdzieś wyruszają? Skoro tak to może wypada zabrać się z nimi? Oczywiście, jeśli znajdę tutaj kogoś ciekawego…
Nagle w tym całym chaosie spieszących, biegnących i liczących się nawzajem wilków, zauważyłem pewien nieruchomy kształt. Nie, to nie był kształt tylko inny wilk. Jednak jemu, a właściwie jej jak zauważyłem gdy podszedłem bliżej, ani trochę się nie spieszyło. Właściwie to zdawała się być trochę inna od reszty i to nie tylko przez te świecące łańcuszki, które owijały jej ogon oraz talię. Zaciekawiony podszedłem bliżej. Teraz już wiedziałem, dlaczego fioletowa wadera nie szykowała się do wymarszu jak inni.
„Czy ona przypadkiem nie śpi?”- pomyślałem, gdy pochyliłem się nad nieznajomą. Miała zamknięte oczy i nie zwróciła uwagi na moją obecność. Tak, z pewnością spała.
-Pobudka, fioletowa!- klasnąłem w łapy przy jej uszach. Był to okropny sposób budzenia innych, ale właśnie dlatego zawsze go stosowałem.
Nieznajoma niechętnie otworzyła zaspane oczy. Najwyraźniej nie lubiła gdy ktoś budzi ją klaskaniem. Cóż, mogłem jeszcze zagwizdać jej do ucha, ale to kończyło się jeszcze gorzej.
-Masz…- mruknęła cicho, przypatrując mi się przez chwilę, gdy zdała sobie sprawę, że dalsze próby zaśnięcia mijają się z celem.-… masz czerwone oczy.
„I pani również: dzień dobry”
-Wywalili cię z Piekła?- spytała, uśmiechając się niewinnie. Wykrzywiłem usta w złośliwym grymasie. No proszę, czyli może jest tutaj ktoś i n n y ?
-Mówili, że nie chcą tam jadowitych węży. Chyba otrułem Hadesa.- odparłem, niby to obojętnym tonem.- Ale widzę, że ty również nie ominęłaś Tartaru, co?- wskazałem na jej blizny. Wiele wilków uważa, że wszelkiego rodzaju zadrapania, blizny i znamiona szpecą i tylko psują wygląd. Ja uważam, że dodają nam charakteru.
-Spłoszyłam Cerbera.
-Tak? Wszystkie trzy głowy?
-Kiedy je widziałem, uciekały razem.
Uniosłem „brwi” ze zdziwienia. Między nami zapanowała cisza, jednak nie było w niej niczego niezręcznego. Przez chwilę myślałem, że fioletowa wadera-pogromczyni- wszystkich- głów- Cerbera, wstanie i dołączy do reszty stada. Ale ona chyba naprawdę nie miała ochoty się podnosić. Nie wyglądała na leniwą. Ale była tym wszystkim… a bo ja wiem? Zmęczona? Znudzona? Tak, to chyba dobre określenia.
Nie wiedząc co robić znów zacząłem się rozglądać dookoła. Przyglądałem się wilkom, które zaczęły się zbierać w jednym, wyznaczonym miejscu. Było ich coraz więcej. Zakładałem, że około 24, może 25. Mój wzrok wbrew mojej woli padł na brązową waderę, z czarną różą we włosach.
„Chol.era! Dlaczego akurat o n a ?!”
Rozmawiała z czarną waderą, tą samą, która wcześniej do nas podbiegła. Rira Niebieskowłosa, wilczyca od przyjaźni „damsko- męskiej” do usług!
Farce, jakby wyczuła, że się im przyglądam spojrzała w bok i napotkała spojrzenie moich czerwonych ślepi. Posłała mi chyba najbardziej wymuszony i naciągany przyjacielski uśmiech, na jaki było ją stać, a ja bez żadnych hamulców i obaw uśmiechnąłem się szelmowsko. Byłem pewien, że gdyby nie towarzystwo Riry, księżniczka zabiłaby mnie wzrokiem.
-Komu się tak przyglądasz, co? Zabójco Hadesa?- odezwała się fioletowa, której najwyraźniej spodobała się moja historia. Podniosła się i przez chwilę studiowała moje spojrzenie.
-Nikomu.- szybko odwróciłem wzrok od tamtych dwóch wader.- Tamci chyba już się zbierają. Wyruszasz z nimi?

 Lua? Wyszłaś z Tartaru, to i drogę dasz radę z nami pokonasz. A może Farce też coś od siebie dorzuci? ^^

Od Farce (CD Blade'a): Spacerek po mostku.

– A co ty się tak mną przejmujesz, co? – zagadnęłam go i szybko zmieniłam temat, dalej truchtając za sporą już grupką wilków. Zdaje się, że zmieniamy miejsce pobytu…
– Nie przejmuję się Tobą. Po prostu to zabawne! – Basior wyszczerzył swój pysk w kpiącym uśmiechu. Ponownie zarobił ode mnie wściekłe spojrzenie. Prychnęłam z pogardą po raz kolejny i wypięłam dumnie pierś do przodu. Odwróciłam łeb i przyśpieszyłam tępa, by nie musieć już słuchać jego komentarzy na mój temat.
Słońce już dawno zaszło i zastąpił je biały księżyc, tylko on oświetlający nam drogę. Zrobiło się dość chłodno, a na dodatek wiał wiatr. Na moje nieszczęście, futro jeszcze nie wyschło i dalej było wilgotne, przez co odczuwałam tą zmianę temperatury jeszcze mocniej, od innych wilków. Szkoda, że nie mam umiejętności stworzenia sobie termicznej bariery, czy czegoś w tym stylu. To by znacznie ułatwiło życie niejednemu wilkowi. Albo posiadać zdolność do magii. Jak ten tam plebs. Zdaje mi się, że nie wykorzystuje swojej Czarnej Magii dostatecznie dobrze. Używa jej, chcąc się komuś naprzykrzyć albo zrobić jakiegoś niedojrzałego psikusa… Albo tą róże, którą teraz mam na łbie, ale to nieważne! Ważne jest to, że można ją wykorzystać do czegoś znacznie lepszego! Do czego? Och, no nie wiem, jest dużo takich opcji! Na przykład to, co mówiłam przed chwilą: „Bariera termiczna”. Być w środku wielkiej bańki, która zapewnia Ci to wspaniałe ciepełko, o którym teraz marzę, bo KTOŚ, nie wskazując go, (Ekue, Ekue, Blade! Kaszle) wrzucił mnie do wody, oczywiście doskonale zdając sobie sprawę, z obecnej pory roku.
Inny pomysł: skrzydła. To by było jeszcze fajniejsze! Wyczarowujesz sobie pełnoprawne skrzydła, takie z gładkimi, jedwabnymi piórami w jakimś pięknym kolorze! Nie dość, że możesz wznosić się w przestworza, to jeszcze inni będą Ci zazdrościć! To świetny pomysł, nieprawdaż? Ach, kocham mój umysł…
Wzniosłam pysk ku górze z powodu nieokreślonego czynnika. Ot, tak. Automatycznie i odruchowo, lecz nie żałuję tego. Gdybym tego nie zrobiła, prawdopodobnie byłabym tak pochłonięta swoją wyobraźnią, że nie ujrzałabym tego nocnego nieba. Och, na bogów! Lepszy od zachodu słońca jest tylko ta granatowa płachta, usiana tysiącami białych kropek, świecących w najlepsze. Oczywiście, rzeczywistość jest bardziej brutalniejsza, bo to tylko wielkie kule gazowe, oddalone od Ziemi nawet o tysiące mil. A niektóre nawet, mogą już nie istnieć i gdy wypowiadasz życzenie do gwiazdy, ona tak naprawdę już nie żyje, tak samo jak Twoje marzenia. Cóż, zderzenie z twardą rzeczywistością zawsze jest dość brutalne, o ile nie bujasz w chmurach i stąpasz twardo po gruncie…
Niemniej, zaślepiając się swoimi wierzeniami jest naprawdę miło i przyjemnie. Możesz wymyślić cokolwiek! Między innymi, że chmury są z waty cukrowej i w to ślepo wierzyć. I nie przekonasz się, że to nieprawda, póki sam nie zobaczysz, racja? Wyobraźnia znacznie ułatwia życie w tym srogim świecie, co nie? Dlatego wszyscy tak często jej używają. Bo w ten sposób, możemy poczuć się naprawdę lekko i nie przejmować się tym ciężarem, który mamy na barkach.
Ych, dobra, gadki, szmatki. Wróćmy do teraźniejszości!
Tamten facet, idący za mną, wie o mojej prawdziwej naturze. Teraz chyba nie da się go przekonać, że jest inaczej. Nie nabierze się. Zresztą, i tak już wcześniej mnie podejrzewał. Wyznaję pewną zasadę: „Być hipokrytą nie jest łatwo. Zawsze znajdzie się taka jedna osoba, która będzie miała wobec Ciebie podejrzenia i nie nabierze się tak łatwo, jak wszyscy. Lecz kiedy jest to WIĘCEJ niż jeden wilk, możesz być pewny, że Twoja maska jest do dupy”. Kierowałam się tą mądrością od wczesnego dzieciństwa, dlatego muszę pilnować, by takie niedopatrzenia więcej się powtórzyły, inaczej będzie źle. Chociaż wątpię, by za to wyrzucili mnie ze stada, tak jak wcześniej mówił Blade. Udawanie kogoś, kimś się nie jest to drobnostka w porównaniu do tego, za co naprawdę wydalają z watahy, czyż nie? Jak zwykle, ten basior próbuje mi dopiec. Cóż, nic nowego, chociaż mam nadzieję, że ja też się teraz za to odwdzięczam, nosząc cały czas tą zakichaną różę. Przynajmniej Rira wcześniej nie zwróciła na nią uwagi. Pewnie była zbyt podekscytowana tą wędrówką w nocy oraz nowym „przybyszem” i wymyślaniem przeróżnych spekulacji na NASZ temat (ledwo myślę o tym słowie, już mnie bierze chol.era), by przejmować się taką błahostką, A szkoda. Już sobie wyobrażam, jak bym wkurzyła Blade'a, gdybym na pytanie „O, ładna róża! Skąd ją wzięłaś?” odpowiedziała: „A, to tylko prezent od MOJEGO PRZYJECIELA”. Ahaha! Chciałabym w tamtym monecie zobaczyć jego pysk! Pewnie gotowało by się w nim od środka stwierdzeniami: „Ha! Jasne!”.
Hej…! Czy wy też zauważyliście jakąś dziwną pustkę? Nikt nie komentuje waszych wyborów i słów… Gdzie do licha jest Ventus? Zaginął, czy jak? A może się wreszcie ode mnie odczepił…?! Nie, złudne nadzieje. To raczej niemożliwe. Z uwagi na jego charakterek, prędzej przyszedłby się ze mną pożegnać i rzucić tekstem w stylu: „Wiem, że będziesz tęsknic!”. Normalnie nie do wiary… Nie dość, że muszę znosi jego, to jeszcze mam na głowie tego węża…
– Czyli się stęskniłaś? – Usłyszałam kpiący głos tuż nad swoim uchem. Zaskoczona, podskoczyłam lekko, czym przykułam uwagę kilku wilków idących niedaleko mnie. Położyłam uszy po sobie w akcie fałszywego zakłopotania, po czym krzyknęłam w myślach:
„ – Co ty wyprawiasz?! I gdzie byłeś?!”
– Och, czyli się stęskniłaś. Nie bój nic, zniknąłem tylko na chwilę. Wiesz, wzywali mnie Ci „tam na górze” – pochwalił się i wskazał łapą na niebo.
„ – I ile Cię nie było? Albo inaczej: kiedy się wyniosłeś?”
– Niedawno. Kiedy zachwycałaś się zachodem słońca – powiedział obojętnie i wzruszył ramionami – Ale i tak teraz widzę tą scenkę w Twoich wspomnieniach! – zawołał triumfująco – Och, to słodkie. Rozpłakałaś się? I co, łyknął Twoją grę aktorską? – zapytał podle, chociaż dobrze wiedział, że nie chce o tym rozmawiać i dlaczego. Głupi otwarty umysł!
„ – Przecież dobrze wiesz, co się stało! Nie denerwuj mnie!”, warknęłam na niego w głowie.
– Lubię się tak z Tobą droczyć!
„ – A ty, co? Drugi Blade?
– Nie. To właśnie on jest drugim mną – odparł, wyszczerzając się głupio.

 Blade? Powrót Ventusa!

piątek, 7 sierpnia 2015

Od Blade'a (CD Farce): Jak kończą oszuści?

Przyglądałem się tej scenie, powstrzymując się od wszelkich komentarzy, jakie cisnęły mi się na usta i próbując zachowywać się w miarę przyzwoicie. Jak na mnie, oczywiście, co i tak nie było proste. Widok radosnej, przyjacielskiej i pokojowo- nastawionej- do- otaczających- ją -osób Farce, która biegnie w storę niebieskowłosej wadery, był zabawniejszy niż mogłem się tego spodziewać. A ten tekst o przyjaźni? Że niby ja i o n a?! Ha! Nie, no oooooczywiście. I co jeszcze? Za żadne skarby tego świata! Już i tak wystarczy, że ta egoistka zaczęła mnie wkurzać, paradując z tym kwiatkiem we włosach i paplając o swojej „zjawiskowej urodzie”! Że też w ogóle stworzyłem tą różę! Po co to było? Co mi strzeliło do głowy?!
Parsknąłem śmiechem, widząc jak Farce wyciera łapę o swoje futro. Było mnie nie dotykać. Niech teraz cierpi.
-A tobie co?!- fuknęła, widząc moją rozbawioną minę.
-A nie, nic.- skłamałem, nie przestając się śmiać. Zdobyłem się na najbardziej przyjazny i najmilszy uśmiech, na jaki kiedykolwiek było mnie stać i krzyknąłem przesadnie, naśladując dziewczęcy głos Farce.- Ohhhh, Riraaaaaaa!
Ale niezbyt głośno, by czarna wadera tego nie usłyszała i nie pomyślała przypadkiem, że ją wołam. Oj, wolałem by mnie nie usłyszała, bo nie potrzebowałem kolejnego wykładu na temat przyjaźni damsko-męskiej. No, a już na pewno nie między mną, a tą pustą, arogancką, egoistyczną, zapatrzoną w siebie…
-Oh, prześmieszne.- wadera, widząc jak ją naśladuję posłała mi spojrzenie pełne pogardy i nienawiści.- Długo będziesz robić z siebie jeszcze większego głupka, niż w rzeczywistości jesteś? Zakładając, oczywiście, że da się upaść jeszcze niżej.
Księżniczka wypięła się dumnie i uniosła głowę go góry. Uśmiechnęła się kpiąco, a ja poczułem się jakbym oglądał damską wersję siebie. Nie! Stop! Co mi przyszło do głowy?! Ona nie jest do mnie podobna, nawet w jednym malutkim procencie! Nie ma takiej opcji! Ta wadera nawet nie dorasta mi do pięt w przebiegłości.
-Tak długo, do póki będzie cię to denerwować, różyczko.- mrugnąłem do niej, najwyraźniej doprowadzając waderę do szału. Ciekawe czy da się mnie jeszcze bardziej nienawidzić? Nie, chyba jest to niemożliwe.
-Że przepraszam, co? Jaka znowu r ó ż y c z k o?!
Wskazałem łapą na czarną różę, którą wadera miała we włosach. Tą samą różę, którą wcześniej nie wiadomo po co jej wyczarowałem. I tą samą, którą miała zamiar nosić, by mi o tym wszystkim przypominać.
-Taką różyczką. Jest czarna jak twoje serce.- mruknąłem i w ostatnim momencie zrobiłem unik, odsuwając się z pola rażenia, dzięki czemu nie dotknął mnie cios Farce, wymierzony w moją twarz.- Oh, a było taaak blisko.
-Och, wkurzasz mnie! Mam cię dość, słyszysz!?- krzyknęła w moja stronę.
-Nie ty pierwsza i nie ostatnia!- odkrzyknąłem, ale nie podszedłem bliżej wadery.
Ona też trzymała się w bezpiecznej odległości, tak by każde z nas mogło czuć się w miarę swobodnie i bezpiecznie w swoim towarzystwie. Tak, odległość kilku metrów wystarczyła bym prawie zapomniał, że ta egoistka jest niedaleko. Niestety, prawie czasem robi wielką różnicę.
-Mogę cię o coś zapytać?- rzuciłem w końcu w jej stronę od niechcenia.
-Właśnie to zrobiłeś, debilu.- parsknęła i spojrzała się na mnie kpiąco. Najwyraźniej wytykanie czyichś błędów sprawiało jej niemałą przyjemność. Nie, poprawka. To wytykanie m o i c h błędów tak bardzo ją cieszyło. Jaaaassssssnee, niech ta jędza przez chwilę sobie myśli, że jest górą.
-Jasne, jasne. Dlaczego udajesz miłą przy innych wilkach, co?- Farce zatrzymała się na chwilę i stała w miejscu jak zahipnotyzowana. Zdawała się teraz mniej pewna siebie niż zwykle. Ale ta pauza trwała tylko chwilę, po zaraz prychnęła w moją stronę:
-Nie muszę ci na to odpowiadać!
-Oczywiście.- odparłem ze stoickim spokojem. – Nie musisz, a ja cię do niczego nie zmuszam.
Powiedziałem wszystko poważnym głosem, ale nie dlatego, że ta cała sytuacja wiele dla mnie znaczyła. Szczerze? Nie pytałem się o to, bo byłem ciekawy jej zmiany charakteru. A w życiu! Zadałem jej to pytanie bez większego powodu. To był zwykły kaprys. Ale przez ten czas spotykałem już wiele wilków i nauczyłem się kilku sztuczek, do których nie była potrzebna czarna magia. Wiedziałem też, że aby od niektórych coś wyciągnąć, powinno się mówić wszystko poważnie i nie zmuszać ich do mówienia. A ci prędzej czy później zaczną gadać.
-Na serio? Coś ci się stało? Upadłeś na głowię?
-Nie, nic.- odparłem spokojnie, ledwo powstrzymując się od uśmiechu. Nie byłem takim specjalistą w udawaniu, jak ona ale coś tam umiałem.
-No dobrze, tak bardzo chcesz wiedzieć? Proszę bardzo!- posłała mi spojrzenie, mówiące „to wszystko przez ciebie!”, ale ja sobie nic z tego nie robiłem. Zbyt wiele osób patrzyło ma mnie takim wzrokiem.
-W takim razie, zamieniam się w słuch.
-Powiedzmy, że wtedy jestem akceptowana i lubiana przez wszystkich. Nie to co ty, z takim wężowym charakterem.- prychnęła.
-Ach tak? Na pewno masz dzięki temu tak wielu przyjaciół?- zaśmiałem się, jednak w tym śmiechu nie było ani odrobiny wesołości.
-Na pewno! Co cię tak bawi, huh?
-Chcesz żyć w friendzonie? Ponoć to trudne.
-Taaak? Słyszałeś o tym, czy doświadczyłeś na własnej skórze?- byłem pod wrażeniem jej złośliwości, oraz tego jak szybko potrafiła zmienić swoją osobowość. Ale nie miałem zamiaru dawać tego po sobie poznać i jak zwykle schowałem wszystko pod maską. Pod moim złośliwym grymasem.
-Nie doświadczyłem ,ale widziałem na własne oczy, księżniczko. I muszę cię ostrzec.
-Ohhh, tak? To co takiego masz mi do powiedzenie, wężu?
-Powinnaś uważać i powstrzymać się od udawania kogoś kim nie jesteś.- zacząłem poważnie, grając swoją rolę.- Widziałem już podobne sytuacje, wiesz? Wilki wygnano ze stada, albo stracono do nich zaufanie, gdy dowiedziano się, że ciągle udają.- Teraz już nie potrafiłem powstrzymać się od kpiącego uśmiechu.- Ale najgorzej miały wadery.
-Wadery?
-Tak, dokładnie. Młode, brązowe wadery. A najgorzej jak miały na imię Farce.- pokazałem jej język, a ta tylko wywróciła oczami i parsknęła kpiąco.

 Farce? Wybacz mi stan tego opka, a zwłaszcza końcówki.