niedziela, 10 maja 2015

Od Jenny - CD Marvel'a: Więcej wilków, nadziei i głupich myśli

Od razu robi mi się lżej. Jasne, może jeszcze trochę czasu nam zajmie szukanie Ikany i reszty ale przynajmniej mamy ich trop i w dodatku za chwilę powinniśmy znaleźć Paluku i te wadery. Matko, na prawdę, można się pogubić. Jeszcze przed chwilą wróciła Azzai i pobiegła szukać Hiro. Razem z nią jakiś basior, Chris chyba i młoda wadera... i ta mała... A potem ta od Marva.Yh, Ikana zdecyduje, czy przyjąć wszystkich, tymczasowo mogą iść z nami.
Kiedy Ver przyprowadza ostatnich członków, ustawiamy się jako-tako w szyku i idziemy za Corvo. Kruk prowadzi nas w tempie marszu, i dobrze, za długo leżeliśmy w miejscu. Jasne, wilkom to pasowało, ale wystarczy, na prawdę.
Idę, kopię kamyki, uśmiecham się, ziewam, kicham... Myślę o nowych. I o Azz. Idzie gdzieś w środku grupy razem z Hiro, Rirą i Asher'em. Nareszcie się znalazła. Wiedziałam, że nie zginęła. I mimo, że ją zostawiliśmy kawałek dalej, przyszła, wróciła. Zastanawiam się, czy jest zła że tak zrobiliśmy. Ale chyba rozumie, że musieliśmy? Tylko jedno nie daje mi spokoju. Dlaczego tam nie poszłam?! Mogłam przecież... Ale co chwilę było coś. Ja już na prawdę nie wiem co...
 - Dżej? W porządku? - Ver wyrywa mnie z zamyślenia.
 - Tak, jasne. Tylko tak... rozmyślam.
 - Rozmyślasz? To brzmi strasznie dziwnie w twoim pysku, wiesz? - Vervada się uśmiecha.
 - No wiesz? Mam się czuć oburzona? - żartuję.
 - Hym, no nie wiem... Sama pomyśl.
 - A ty jak się czujesz? W końcu znajdziemy Paluku, nie?
 - No tak... - Ver zwiesza głowę i już wiem, że coś ją męczy.
 - Ale...?
 - Ale on jest z jakimiś waderami! Znowu...
 - Aleś ty zazdrosna. Wiesz, że Paluku to taki typ. Trochę tu, trochę tam... Ale chodzi mu o ciebie.
 - Hym...
I każda z nas znów wpada w zamyślania. Rzeki myśli złączają się w naszych umysłach. Nienawidzę tego. Ale nic nie zrobię, nie da się.
 Chris i Darkne idą niedaleko za nami. Oglądam się na nich. Basior sie uśmiecha, Yomu też a potem dalej coś opowiada basiorowi. Wracam wzrokiem na ścieżkę. Corvo sygnalizuje, że skręcamy, więc skręcamy. Słyszę wybuch śmiechu. To Rira i paczka obok niej. A potem miga mi gdzieś z boku, prawie niewidzialny Eloy. Jemu się to wszystko nie podoba. Azzai chyba wybrała... Basior rzuca mi jedno spojrzenie, wie że go obserwuję. Zamyka oczy a potem spuszcza wzrok. Nie jest w humorze. Corvo kracze, a potem widzę kolorową plamę futra w oddali. Paluku! Ver zauważa to w tej samej chwili, przyspieszamy, a potem po prostu wyję do kolorowego wilka, sygnalizuję, że jesteśmy na przeciwko. Oni też przyspieszają, a chwilę później kotłujemy się w grupce, na trawie. Słońce powoli zachodzi, a my jesteśmy szczęśliwsi. Cieszę się, że Paluku się znalazł. Może teraz Ver znów będzie taka wesoła jak dawniej.
Odchodzę na bok tego zbiorowiska, nienawidzę tłumów. Teraz musimy znaleźć tylko Ikanę, Sohę, Jason'a. Okazało się, że Moon była jedną z wader idących z Paluku. Musiała się kompletnie odczepić od grupy. A ta druga jest nowa, ma na imię Appalosa.
Proszę, by ustawili się w rzędzie, tylko na chwilę. Liczę wilki, jest nas 19.
 - Słuchajcie. Jutro rano wyruszymy. Corvo złapał trop Ikany więc na prawdę, spinamy tyłki bo już niedługo. Wy powinniście się spinać najbardziej, bo o ile się nie mylę, moje "rządy" nie przypadły wam do gustu. - Kilka wilków się śmieje, inni mają dziwne miny. To nie miał być żart, po prostu motywacja. - Dlatego mam nadzieję, że znajdziemy grupę najpóźniej pojutrze. No, cieszcie się czasem wolnym.
Wilki się rozchodzą. Nie patrzę już co robią. Kładę się trochę dalej od "centrum imprezy", krzyżuję łapy i kładę na nich łeb. Patrzę w niebo, horyzont... Nie wiem, co robić. Ver pewnie poszła pogadać z Paluku. Myślę, że Blue i Behemot siedzą razem. Dołączyli do grupy trochę później, wyjaśnili że być może ktoś do nas przyjdzie, ale nie może się zdecydować. Reszta... pewnie znaleźli sobie jakieś zajęcia. Mimo woli, odwracam łeb w stronę chichotów i rozmów. Eloy chyba zapalił ognisko. Dobrze, noce tutaj są chłodne. Ktoś mi macha. Stwierdzam, że to Azz. Uśmiecha się i zaprasza mnie do nich. Krzywię się, macham łapą na boki, że nie. Nie teraz. Azz uśmiecha się porozumiewawczo i wraca do rozmowy z Rirą. Patrzę dalej. Marvel leży na boku, niedaleko tej wadery z którą wcześniej gadaliśmy. Ona sama po prostu obserwuje, tak jak ja. Nasze spojrzenia się krzyżują. Taksujemy się wzrokiem, a potem ja się wyszczerzam, tak o, po prostu i salutuję waderze. Nadal nie zdradziła imienia. Ona parska i robi to samo. Potem ja się odwracam i widzę, że już zrobiło się ciemno. Słysze trzask więc odwracam głowę i widzę, że coraz więcej wilków siedzi przy ognisku. "Odludkami" pozostałyśmy tylko ja i wadera do Marva... kurczę, trzeba coś jej wymyślić, nie da się tak gadać. Może...Baiṅganī, znaczy Fioletowa. Dopóki nie wyzna imienia, będę ją tak nazywać. Przy ognisku jest coraz głośniej, jakaś część mnie chce tam iść, ale coś mnie trzyma tutaj. Nie wiem. Może po prostu nie czuje się dobrze przy nich wszystkich.
Wzdycham i odwracam głowę. Kładę ją między łapami i zamykam oczy. Chwilę później dostaję porządną sójkę w bok. Uchylam prawą powiekę marszcząc nos w irytacji.
 - Kogo przywiało? - pytam, choć miało to pozostać w mojej głowie.
<No więc? Kogo przywiało?>

1 komentarz:

  1. Czy moge dostac ten zaszczyt dokonczenia tego opo? Jutro by bylo. Tak pisze, zeby mnie nikt nie wyprzedzil...
    Wybaczcie za brak polskich znakow, ale taka klawiatura.
    *Wielce blagalna Appa*

    OdpowiedzUsuń