Wiecie co? Ja rozumiem, że kiedy JA kogoś budzę, to musi to być okropne. Wataha dobrze o tym wie. Ale... w życiu nie spodziewałam się, że kiedyś ktoś obudzi mnie z koszmarów na temat porypanych smug ciemnego dymu, który chciał zawładnąć moja duszą i kazać mi być "damą" sposobem jakże NORMALNYM - walnięciem ciałem, jak się potem dowiedziałam, Morowej Dziewicy.
Otwieram oko i co widzę? Truchło jakiegoś zdechlaka rodzaju żeńskiego. Spoko. Normalka. Ten smród też jest bardzo normalny. Czy tylko ja go czuję? Czy ten gość nie ma nosa? Zaraz... i czy on miał to w zębach? Jeśli tak - daję mu góra 2 dni życia.
- Musisz mi pomóc - oświadcza z bardzo poważną miną.
- Aha. A to moja zapłata? Dostanę walące truchło... tego w zamian za...? - Wstaję ze zmarszczonym nosem i trącam łapą zdechlaczkę.
- Nie. Tylko... - Rozgląda się. - Możemy porozmawiać gdzieś w lesie? Na tej polanie... Jest trochę za mało zasłonięta.
- Tak, jasne. Ale... bierzemy to ze sobą? - pytam.
- Mhm. Właśnie o to chodzi. - Zabiera ciało i idziemy do lasu. Nie odzywa się, a i mi przestaje być do śmiechu. O co tu, do wulkana chodzi?!
- No dobra. To wytłumaczysz mi po co tu wleźliśmy z tym cudnym trofeum?
- To jest ciało... To kiedyś była wadera, ale zapewne ją zamordowano. Stałą się taka, bo mści się na innych za krzywdy których doznała. Tak zwana Morowa Dziewica.
- Aha. I co my mamy z nią zrobić? Mam... no nie wiem. Mam z tym coś wspólnego? Mnie podejrzewasz? A może to na mnie chciała się zemścić? Ale wiesz, dałabym sobie radę, w końcu na coś mam te dymki...
- Jenna! Uspokój się. Ona nie chciała cię zabić. Nie uważam też, żebyś ją zabiła. Tyle, że tam w tym zgniłku nadal jest dusza. I ja chciałbym, żebyś pomogła mi ją uwolnić. - Mam wrażenie, że ciężko mu prosić o pomoc. - Dlatego muszę spytać... Zostaniesz moim medium? - Nie zabrzmiało to zbytnio jak pytanie, bardziej jak stwierdzenie.
- Iiii... według ciebie to było pytanie? Nieważne, dobra okey. Zostanę medium. Ale co konkretnie mam zrobić?
John wytłumaczył mi, że mam być "łącznikiem" z duszą wadery i mam wyciągnąć, jak ma na imię. Pokiwałam głową i uspokoiłam się, bo mimo że starałam się tego nie pokazywać, od zawsze chciałam coś takiego zrobić.
W końcu basior rozpalił ognisko, wrzucił tam ciało i po chwili wypowiedział formułkę, której nie rozumiałam. Ogień buchnął i w moim umyśle pojawił się dobrze znany mi głos Jane.
~~Zdrajczyni! Mnie nie chcesz wpuszczać do umysłu i zaczynasz mnie blokować a inne wpuszczasz tak?
Nie miałam czasu jej odpowiedzieć bo usłyszałam okropny wrzask, a potem do umysłu wdarł mi się kolejny, nieco spokojniejszy głos.
~~Czego ode mnie chcesz?
- Eee... Ja normalnie to bym nie pytała, pewnie nadałbym ci własne, ale uważam, że taka wadera jak ty zapewne ma jakieś wspaniałe imię i chciałbym je poznać.
~~Hmmm. Rzeczywiście, posiadam dumne imię. Mam nadzieję, że ty również posiadasz jakieś odpowiednie imię bo nie zadaję się z byle kim. Imię musi pięknie brzmieć a i musi coś znaczyć. Nie chcę sie czuć jakbym pluła, wypowiadając czyjeś imię. Jestem Lumehelves (czyt. Lumielfs) a ty?
- Mi na imię... Jenahia. - Nie chcę wiedzieć, jaką minę ma w tym momencie basior i modlę się, by był zbyt skupiony na zadaniu, żeby zakodować to, co właśnie powiedziałam.
~~Wspaniałe imię. Wiesz, ja...~~ciągnie podczas gdy ja skrobię imię wadery na ziemi. Boję się, że dusza za szybko ucieknie albo coś... John odczytuje imię i mówi:
- Jesteś wolna, Lumehelves.
Połączenie się przerywa. Słyszę okropny zgrzyt, jazgot... A potem bijąca cisza tłucze mnie w głowę.
- I jak poszło? - pytam, krzywiąc się i łapią się za głowę. Mam zawroty... To drzewo wcześniej tu było?
- Dobrze. Dusza jest wolna - mówi.
Wzdycham głęboko i uśmiecham się lekko. Fajnie. To było ciekawe doświadczenie, ale... Te zawroty, nigdy takich nie miałam. I w dodatku jedyne co koduję to głupi, złośliwy uśmieszek wypływający na pysk John'a. A więc jednak zakodował! Cholercia.
- Z czego się śmiejesz? Nie poszło mi chyba ani tak źle, ani tak dobrze? - pytam. Może jednak...?
<John? Trochę kiepskie ale mam nadzieję, że przynajmniej dobrze opisałam rytuał?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz