sobota, 31 października 2015

Od Grim'a: Między niańką, a mordercą.

-Hej, Lukas! Gdzie ty biegniesz?- wesoły głos niewielkiej istotki rozniósł się po lesie.
Należał on do nikogo innego jak do drobnego, niemalże półrocznego szczeniaka, który, jak torpeda, puścił się w pogoń za swoim rówieśnikiem, wywracając się co kilkanaście kroków i potykając się o własne łapy.
-Goń mnie!- odparł tylko Lukas i choć on sam również nie był mistrzem w przeskakiwaniu tak wielkich (jak dla szczeniaków) przeszkód, w postaci pni, wystających korzeni, czy grubych gałęzi, to przyspieszył trucht, kiedy kolega zaczął go doganiać.
Szczeniaki bawiły się tak w najlepsze i prawie w ogóle zapomniały o całej sytuacji, która spotkała je zaledwie dwie godziny temu, A było to tak...
Grim wędrował samotnie po, jak wcześniej myślał, zupełnie opustoszałych terenach. Wszędzie, gdzie się zatrzymywał, dookoła niego rosły tylko drzewa... ogromne, rozłożyste, które powoli zaczęły tracić swe liście. Nie potrzebował snu (albo właściwie, nie mógł zasnąć), dlatego też wędrowanie dniami i nocami nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Oczywiście, co jakiś czas musiał zatrzymać się na odpoczynek, lub zapolować na mniejsze zwierzę, jednak nie musiał tracić kilku godzin na spanie. W innych okolicznościach zapewne znów przeklinałby swoją klątwę, jednak podczas tułaczki okazywała się niezwykle przydatna.
A gdzie go tak wiodło? Na koniec świata... i jeszcze dalej. Najdalej, jak tylko jest to możliwe. Na południe, w przeciwnym kierunku, z którego przyszedł.
Właściwie to nie miał żadnych konkretnych planów. Chciał iść przed siebie, nic więcej. Nie wiedział co może go spotkać na drodze, choć zakładał wiele scenariuszy. W żadnym z nich nie uwzględnił jednak dwójki szczeniaków, które zgubiły swoją watahę i desperacko próbowały odnaleźć rodzinę. Kiedy po raz pierwszy je spotkał, miał zamiar je przegonić, jak to zwykle czynił ze starszymi osobnikami. Ale dwa malce zdawały się nieustraszone. Nie bały się ani jego ślepi, ani rozciętych warg w dziwnym, trochę przerażającym uśmiechu. Ani nawet czarnego szlamu, który wypływał z niego zamiast krwi, za każdym razem, gdy przeciął sobie skórę. Ale dzieci chyba po prostu tak mają, nie boją się niczego, do póki rodzic nie powie lub nie udowodni mu wyraźnie, że to coś faktycznie jest groźne.
Dlaczego zdecydował się pomóc im odnaleźć rodzinę? Z dobroci? Pffff... jasssne, i czego jeszcze?! Zrobił to właściwie tylko i wyłącznie z jednego powodu- z nudów. Nie miał niczego w planach, a jego niekończąca się wędrówka mogła przecież poczekać, prawda? Poza tym dwa malce miały naprawdę wielkie szczęście, że trafiły akurat na Grim'a. No, właściwie to szczęście i nieszczęście. Basior nigdy nie lubił dzieci, dlatego z początku starał się je ignorować, jeśli przestraszenie ich nie wchodziło w grę. Ale szczeniaki uczepiły się go jak rzepy, więc o samotnej wędrówce nie było mowy. Całe szczęście, że Grim wiedział, gdzie jego dwaj nowi towarzysze powinni się udać.
Malce opowiedziały mu całą historię, o tym jak i gdzie zgubiły rodzinę. Stwierdzenie "na północy" z reguły nie pomogłoby wielu wilkom, ale biały basior doskonale znał tamte tereny. Poza tym dowiedział się od smarkaczy gdzie zawędrowała ich wataha. Opowiadały, jak alfy ich stada były zmuszone poprowadzić watahę na nowe, bardziej urodzajne tereny. Wśród wilków krążyły plotki o zamieszkaniu nowych terenów, niedaleko ogromnego, szafirowego wodospadu. Cóż, takie miejsce naprawdę trudno było przeoczyć, a ponieważ Grim wędrował właśnie stamtąd, on również nie przeoczył ogromnego wodospadu. Znał te tereny, nie miał co robić i lubił wędrować. Co więc stało na przeszkodzie, by zaprowadzić szczeniaki do domu? Nic... choć niech gremliny nie myślą sobie, że będzie robić za niańkę. A już na pewno nie miał zamiaru za nimi biegać i szukać ich wśród stert liści.
-Przestańcie tak wrzeszczeć.- mruknął w ich stronę.
Właściwie to nie przeszkadzały mu te krzyki, a przynajmniej nie aż tak bardzo... ale sama świadomość, że mógł oglądać ich zawiedzione miny odrobinę go bawiła. Taaak, on z pewnością nie powinien był zajmować się malcami. Czy był okrutny? Cóż, on by tak tego nie nazwał. ale na pewno nie należał do tych najnormalniejszych. Czy był stuknięty? No, może troszeczkę.
-Dlaczego jesteś taki straszny?- jeden malec podbiegł do niego. Ten drugi miał chyba na imię Chusei, choć Grim nie był do końca pewien.
-Ja? Straszny?- uśmiechnął się z pobłażaniem, unosząc jedną brew do góry.
-Straszny ponurak z ciebie.- dodał Lukas, któremu również znudziło się bieganie po lesie i postanowił dołączyć do rozmowy dwóch towarzyszy.
Drugi szczeniak pokiwał energicznie głową, potwierdzając słowa swojego przyjaciela.
-Cięgle marudzisz i nam wszystkiego zabraniasz... jakbyś się nie wyspał!- Chusei dodał, śmiejąc się zadowolony. Lukas również zaczął się śmiać, choć Grim nie miał pojęcia co ich tak rozbawiło. Nigdy nie zrozumiem tych gremlinów i ich dziwnego poczucia humoru.
Choć w jednym te smarkacze faktycznie miały rację. Nie wyspał się ani dziś, ani wczoraj... ani przez ostatnie pięćdziesiąt lat. Ale one nie wiedziały o jego klątwie, ani o tym ile tak naprawdę żył.
Może gdybym im powiedział w końcu by się przestraszyły? Uznały by mnie za... ducha? Wampira...?
Taki oto pomysł narodził się w jego głowie. Przez chwilę zastanawiał się dlaczego tak bardzo zależało mu na przestraszeniu tych bachorów. Może po prostu naprawdę ich nie lubił... albo nie podobało mu się, że malce niczego się nie bały.
-Nigdy się nie bawiłeś?
-Ohh, ależ oczywiście, że potrafię się... bawić.- uśmiechnął się ni to wrednie, ni tajemniczo.
Młode przysunęły się bliżej i zaczęły przyglądać się mu z wielką uwagą, jakby właśnie miały usłyszeć od nieznajomego wilka lekcje swego życia.
-Kiedyś, dawno temu brałem udział w pewnej wojnie. Widzicie, byliśmy dość... wyjątkową armią. Kilku z nas posiadało dość dziwne zdolności. Zapędziliśmy wrogie nam wilki do mglistej doliny... utknęli wśród gęstej, mlecznej mgły.
-I co się stało dalej?
-Dalej..? Wtopiłem się w nią. Nie było mnie zupełnie widać, dzięki mojemu ubarwieniu, ale również specjalnym zdolnością, których nauczyłem się podczas wielu treningów.
-Iii...?
-Ich krzyki porwał wiatr, a oni sami w końcu opuścili ten świat.- skończył, przywołując w głowie wspomnienia z tamtej bitwy. Szczeniaki nie były zachwycone jego opowieścią, a w ich oczach Grim dostrzegł... coś na kształt strachu. Czyżby w końcu osiągnął zamierzony efekt?
-Eeee, to nie była zabawna.- mruknął Lukas, a przerażenie, które rodziło się w jego ślepiach zupełnie zgasło. Chusei przytaknął swemu przyjacielowi. On również już się nie bał.
-To było ok..okrt..
-Okrutne?- zagadnął Grim, unosząc jedną brew w górę.
-Tak! Właśnie to!- młody zamerdał ogonem, ciesząc się, że nieznajomy pomógł mu znaleźć właściwe słowo. Biały basior wywrócił oczami, niezadowolony z porażki.
-Kiedy będziecie starsi zrozumiecie, że pewne rzeczy są zupełnie inne, niż wam się wydaje.- zauważył, choć powiedział to bardziej do siebie, niż dwójki szczeniaków.
-A kiedy to będzie?
-Jak będziecie w moim wieku.
-A...achaaa.- młode znów przytaknęły, nie próbując nawet podważyć słów białego basiora. Bo to przecież on tutaj był starszy, on wiedział lepiej. Nawet jeśli nie potrafił bawić się tak samo, jak oni.
-A ile pan dokładnie ma lat?- Lukas spytał się Przeklętego.
Samiec spojrzał na malca z góry (dosłownie i w przenośni), nie mogąc uwierzyć, że w końcu padło pytanie, na które przez cały ten czas czekał. Ale czy powinien zdradzić im swój prawdziwy wiek? Może jednak nie warto...? Bądź co bądź, to były jeszcze małe szczeniaki... małe, denerwujące, nieporadne gremliny, których tak bardzo nie lubił, a jednak przyszło mu się nimi opiekować. Los najwyraźniej postanowił sobie z niego pożartować. Ale w takim razie, dlaczego by nie wyjść Losowi na przeciw? To był bardzo dobry plan. Powiedzieć smarkaczom prawdę i oglądać ich przerażone miny. A co te zrobią potem? Czy będą krzyczeć? Cóż, zapewne później Grim uda, że tylko żartował i powie im, że w rzeczywistości ma tylko... a bo ja wiem? Pięć lat? Tak, to dobry pomysł. Kłamanie nie było takim wielkim złem, zwłaszcza, jeśli przez chwilę dzieciaki będą się go bały. Ciekawe tylko za kogo go wezmą? Może za ducha, skoro wcześniej opowiedział im jak "wtopił się" w mgłę?
-Pięćdziesiąt cztery.- uśmiechnął się jadowicie, a jego rozcięte wargi jeszcze bardziej podkreśliły strach i grozę, jaką sobą reprezentował. Naprawdę chciał zobaczyć ich miny. Ciekawe co teraz powiedzą te małe gremliny.
-Staruch.- mruknął Lukas i jakby nigdy nic podszedł do rówieśnika i dotknął go w ramię, krzycząc "berek!".
W ogóle się nie przejął. Ale jak to możliwe...? Czy teraz te gówniarze niczego już się nie boją? Kiedyś można było przestraszyć je właściwie wszystkim, a malce trzęsły się jak galarety. Co z nimi jest nie tak, do ciężkiej cho*ery?
Takie to właśnie rozmyślanie towarzyszyły Grim'owi, kiedy przyglądał się dwójce dzieciaków, bawiących się wśród stert kolorowych liści. Czy im naprawdę wszystko jest obojętne? Skupiają się tylko na zabawie?
Cóż, tak właśnie było. Tak jest z każdym szczeniakiem, choć Grim nigdy nie zachowywał się tak beztrosko. W ich wieku on sam musiał pomagać siostrze zajmować się młodszym rodzeństwem. Możliwe więc, że nigdy nie zrozumie takich szczeniaków. Ale czy mu na tym zależało? Ależ skąd! W życiu! On tylko chciał je nastraszyć. A skoro przez brak wiedzy i jakiegokolwiek doświadczenia nie odczuwały one lęku, ponieważ nikt nie wytłumaczył im czym owy lęk jest... tutaj jego rola się kończyła. Poddał się, choć nie ukrywał, że trochę się zawiódł.
Przyspieszył więc kroku, który zmienił się w trucht, a później szaleńczy bieg. Młode podłapały "zabawę"... a przynajmniej myślały, że była to zabawa. W rzeczywistości on po prostu chciał szybciej znaleźć się przy wodospadzie i pozbyć się tych dwóch rzepów. A potem każde z nich o sobie zapomni. One wrócą do swoich zabaw, a on do swoich spraw. I wszystko będzie tak, jak być powinno., pomyślał.

                                                                          ~***~

Właściwie to żadne z nich nie musiało długo czekać. Wodospad ukazał się im zaledwie kilka godzin później. W środku wędrówki malce padały z wycieńczenia, a jeden z nich spytał się Grim'a, czy mógłby ich przez chwilę ponieść. Ale on tylko odpowiedział im pobłażliwym uśmiechem i jedyna rzecz, jaką zrobił to odrobinę zwolnił tempa. Szczeniaki nie były zachwycone, ale przecież nie mogły narzekać. Nieznajomy obiecał im pomóc, więc nie mogły być niemiłe... bo jeszcze je zostawi same w tym lesie. A uwierzcie mi, w gorsze dni byłby do tego zdolny.
I choć dzieciaki padały i nie miały już sił, by stawić kolejny krok, to zaraz ożywiły się na widok ogromnego wodospadu i... tak! Swej watahy! Tam była ich rodzina, najbliżsi, których zgubili, a zaledwie kilka godzin temu rozpaczali, że już nigdy nie uda im się odnaleźć drogi do domu. Ale nie! Dom był tuż przed nimi i obaj do niego wrócili. Cali i zdrowi!
-Mamo! Tato!- krzyknęli i puścili się pędem przed siebie.
Po chwili już byli przy swej rodzinie i utonęli w uścisku najbliższych. Małe wilczki ściskały swych rodziców i opowiadali o tym jak się zgubili i jak dzielnie ich szukali. Z kolei rodzice cieszyli się, że ich pociechom nic się nie stało. Po prostu rodzina jak z obrazka...
Gówniarze., pomyślał Grim, widząc całe zamieszanie. A właściwie to obserwując je z ukrycia.
-Sami znaleźliście drogę?- ojciec spoglądał na swych synów, nie ukrywając zdziwienia, ani podziwu. Te jednak szybko zaprzeczyły i wesołe pokazały na zarośla za nimi.
-Nie! Pomógł nam taki miły wilk... o, tam stoi!- ale tam nikogo nie było. Albo raczej był, ale siedział w ukryciu, obserwując całe zdarzenie... wtopiony w mgłę.
-Skarbie, tam nikogo nie ma.
-Ależ nie, był przed chwilą!
-To był taki bardzo mądry wilk.- drugi szczeniak postanowił wesprzeć swego brata.
-Miał pięćdziesiąt cztery lata!- dodał Chusei, a w jego rozradowanych, zielonych oczach tańczyły małe ogniki.
-Tak, oczywiście skarbie.- matka uśmiechnęła się do synków, udając, że im wierzy.
W istocie nie brała tych słów na poważnie. To przecież były tylko małe szczeniaki, które mają głowę wysoko w chmurach... w swym świecie magii i fantazji. Zmyśliły wszystko, a nawet jeśli kogoś spotkały, to ten wilk nie mógł mieć tylu lat. Poza tym pewnie już dawno sobie poszedł.
Ale ojciec nie był taki beztroski, jak jego partnerka. Przez cały ten czas czuł na sobie czyjś wzrok... spojrzenie czarnych ślepi, od których aż włos na karku się jeży. Poza tym ten wiek... żeby basior przeżył aż tyle dekad? Nie, jego synowie z pewnością nie mogli sobie tego wyobrazić. Poza tym Lukas właśnie opowiadał im o bitwie, którą stoczył owy nieznajomy. Dawno, dawno temu... o wtapianiu się w mgłę, o zagonieniu wrogów w ślepy zaułek. O ich krzyku oraz odejściu z tego świata. Nawet jeśli był to opis przerażającej bitwy, dzieci mówiły go z radością i uśmiechem na ustach, traktując jak kolejną, zabawną historyjkę.
Matka tylko przytakiwała, udając że słucha. W istocie cieszyła się, że jej dzieciom nic nie jest, to wszystko. Ale ojciec nie był niczego pewien. Dalej czuł na sobie czyjeś spojrzenie. I choć po raz kolejny zerkał w kierunku, który wcześniej pokazał mu syn, nikogo nie mógł tam dostrzec. Zaraz jednak dziwne uczucie ustało... a on już nie czuł się obserwowany. Dołączył do swej partnerki i dwóch synków, przekonując się, że to było tylko złudzenie. I rzeczywiście, w końcu uwierzył w swoją teorię.
Grim tymczasem odszedł bez słowa, nie oglądając się za siebie. Był całkiem zadowolony. Bo chociaż nie udało mu się przestraszyć gremlinów, to przynajmniej na chwile widział przerażenie i trwogę w oczach ich ojca. To, że później ustał, już go tak bardzo nie interesowało. Uwierzył we własną historyjkę, niech i tak będzie. Bo jaki normalny wilk wierzyłby, że jego synkowie spotkali na swej drodze Przeklętego? W dodatku takiego, który zaprowadził ich do domu? No właśnie... nikt.
Takie to właśnie rozmyślenia towarzyszyły białemu basiorowi, podczas jego samotnej wędrówki. Kolejnej wędrówki, pozbawionej snu. Nie kierował się on jednak na południe, tak jak wcześniej zamierzał. Może warto by odwiedzić rodzinne strony? Tak, to wcale nie był taki zły pomysł.
Pewny siebie, owiany aurą mroku i tajemnicy, skierował swe kroki na północ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz