środa, 30 marca 2016

Od Raza (CD Farce): To szczęście...

Biała Alpha zabrała mnie na stronę. Oddalając się co chwilę odwracałem się w stronę Farce. Heh... Dobra jest. Ciekawe czy jeszcze się zmierzymy? To, że zażądam rewanżu to pewne, ale czy ona się zgodzi? Z zamyślenia wyrwał mnie głos tej... Ikany.
- Więc chcesz dołączyć? Musisz wiedzieć, że to nie jest normalna wataha. - To już wiedziałem od Farce. Zne spojrzałem się w jej stronę. Skarciłem się w myślach. Co mi odbija. Zauważyłem, że Alpha spokojnie czeka.
- A w jakim sensie ta wataha jest nadzwyczajna? - Bez tej wiedzy przecież nie dołączę nie? Mam nadzieję, że nie chodzi o jakieś porąbane obrzędy albo dzikie orgie.... Chociaż... Przy tym drugim jakąś bym wytrzymał.
- Każdy z tej watahy posiada pewną przypadłość zwaną klątwą... - Potrójne szczęście... Chyba wykorzystałem zapas na całe życie. Po raz pierwszy jestem naprawdę wdzięczny swojej "Matce"! Chciała mnie ukarać, a mi pomogła!!! Moje sny się spełniają. Ale... Czy mówić jej na czym polega moja klątwa? Może to się obrócić przeciw mnie. Może powinienem jednak odejść. Znów spojrzałem na Farce. Czekała z uśmiechem. Jednak zostanę.
- Wiem co to klątwa. Na moje nieszczęście czy może właśnie szczęście zostałem nią obdarzony. - Zapyta, czy nie zapyta? Nawet jeśli zapyta to odpowiem ale wolałbym nie. Właściwie nie wiem czemu. Nie jest to powód do wstydu, do strachu też raczej nie. Może to jakieś moje wewnętrzne zabezpieczenie przed paplaniem? Biała wadera lekko się uśmiechnęła i zapytała tylko.
- Czy ta klątwa może zagrażać komuś z watahy? - Czy zagraża? Chyba nie. Moje żarty raczej nie są strasznym zagrożeniem.
- Nie. Klątwa jest w pełni bezpieczna. - Uwierzy czy nie? W sumie jest to prawda ale powiedziałem to w taki niepewny sposób. Jakbym chciał coś ukryć. W sumie to chciałem ale nic złego. Wadera zmierzyła mnie wzrokiem.
- W takim razie witamy nowego członka!  W tym momencie przemieszczamy się w inne miejsce. Znajdź sobie kogoś do podróży. Idziemy co najmniej w dwójkach. Dla bezpieczeństwa. - Miód dla mych uszu. Oddaliłem się w stronę Farce. Miałem szczerą nadzieję, że ze mną pójdzie. Nikogo tutaj nie znałem. Z resztą jej prawie też nie znałem. Co nie zmienia faktu, że ze wszystkich obecnych ją znałem najlepiej. Tylko co powiedzieć aby się zgodziła. Żeby nie dało się w tym wyszukać, żadnego podtekstu. Wadery uwielbiają szukać takich rzeczy, żeby móc potem udowodnić basiorowi, że jest zboczeńcem. Wciąż spoglądała na granatową waderę i czarnego basiora kawałek dalej. W tym spojrzeniu głęboko ukryta była pogarda. Ledwo to wypatrzyłem. Ona jest fajna. Skoro ich nie lubi to znaczy, że oni nie. Więc lepiej trzymać się od nich z daleka. Podszedłem do niej. Odwróciła się z rezolutnym uśmiechem i zapytała.
- Udało się? Widzę, że tak. - Trudno było nie zgadnąć. Po mojej minie rozpoznał by to każdy. Farce kontynuowała. - Wiesz, że trzeba chodzić parami. Chcesz iść ze mną? - Heh... gładko poszło. Nawet nie musiałem się odzywać.
- Pewnie, że pójdę. Co jak co zabawa z tobą jest najlepsza. - Nie kłamałem. Nie pamiętam lepszej frajdy. Bieg, wywrotka po środku stada i śmiech na koniec. Chciałbym to powtórzyć.
- Ej. A grzbiet już nie boli? - Lubię takie troskliwe pytania. Sprawiają przyjemność. Nie wiem czemu. Po prostu mi się to podoba.
- A czy w ogóle bolał? Jesteś leciutka. - Tu też nie kłamałem. Przy takiej "sportowej" sylwetce nie mogłem mówić o dużej wadze. Zdawało mi się, że się zaczerwieniła. Potem podeszła bliżej mnie. Prawie na dotyk. Znów odwróciła się do tamtej dwójki. Tym razem obdarzyła ich kpiącym uśmiechem. Szliśmy tak kawałek. Wszyscy szli. Tyle, że my byliśmy chyba najbliżej siebie. Pomijając parkę z przodu. Czarna wadera z neonowymi włosami oczami i końcówką ogona niemal siedziała na ciemnym, żóltookim basiorze. Ten to miał przerąbane. Nie dość, że szedł tą drogą co wszyscy to jeszcze musiał utrzymać na sobie waderę. Ogólnie było tu dużo wilków. Droga była trochę żwirowata z skałkami większymi i mniejszymi. Po bokach rozpościerał się las. Robiło się trochę pochmurno. Światło przebijało się przez kłęby szarych i prawie czarnych chmur. Nastrój wspaniały. Oglądałem krajobraz. Z podziwu wyrwała mnie Farce.
- Wiesz... Mam pytanie. - Pytanie? Chętnie odpowiem. Czemu nie?
- Dawaj. - Farce trudziła się z pytaniem. Jakby ją męczyło. Może to coś ważnego? Zkłopotana zadała pytanie:
- Jak się nazywała twoja poprzednia wataha? W końcu skądś muśisz być nie? - Więc chodzi jej o moje pochodzenie. Nic szczególnego. Chociaż... Może szuka jakiejś konkretnej watahy? Zemsta?
- Urodziłem się w Watasze Niebieskiej Krwi. I wiąże się z tym pewna legenda. Jeżeli chcesz mogę ci ją potem opowiedzieć. Jej tereny są na północy. Czemu pytasz? - spodziewałem się długiej rozmowy. W końcu zarzuciła temat, nie? A jeszcze jak będę mógł potem opowiedzieć jej Legędę Niebieskiej Krwi to rozmowa rozkręci się na maksa. Coś czuję, że dzisiaj czas nie zwolni. Bardzo ją polubiłem. Z odpowiedzią też się zawahała.
- A... Pytam tak z ciekawości. - Dalej szliśmy w milczeniu. Wiatr łagodnie rozwiewał jej futro. Było zimno, a w oddali dawało się słyszeć burzę śnieżną. ("Blizzard" uwielbiam to słowo) Słońce powoli pochylało się ku ziemi. Nie świeciło na pomarańczowo, to było żółtawe światło.

 Farce? Mam nadzieję że o to ci chodziło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz