Stado nagle się zatrzymało, a ja o mało nie wpadłem na
stojących przede mną jego członków, pogrążony w swoich myślach. Wyprostowałem
łeb i zerknąłem nad głowami wilków; z przodu, koło Alfy, stały jakaś parka.
Brązową waderę kojarzyłem z widzenia, choć nie znam jej imienia. Chciałem ją
kiedyś zapytać o jej klątwę, lecz sprytnie się wymigała, w związku z czym po
odejściu tak naprawdę czułem się jakby ta rozmowa w ogóle nie miała miejsca,
bowiem odszedłem z niczym wartościowym. Westchnąłem cicho widząc, iż nasza
przewodniczka odchodzi na bok z tym, którego jeszcze na oczy nie widziałem.
Widocznie trafił nam się kolejny towarzysz, co znaczy, że chwilę jeszcze sobie
tak postoimy.
Przez pewien czas miałem wrażenie, że jestem tylko obserwatorem. Znaczy, zawsze
praktycznie nim byłem, jednak teraz, z niewiadomych przyczyn, ten fakt zaczął
mi niebezpiecznie i dziwnie ciążyć na przysłowiowym karku. Również to, że ta
przeklęta klątwa męczyła mnie dzień w dzień i nic z tym nie robiłem, podobnie
mnie irytował, bowiem to oznaczało, iż daję im wolną łapę oraz pozwalam sobą
manipulować, wysysać energię i tym podobne. Co więcej, przeżyłem już niecałe
osiem wiosen, co znaczy, iż jestem w kwiecie wieku. I zamiast się tym cieszyć,
muszę dzierżyć te plugawe… Cienie. Tak naprawdę nic o nich nie wiedziałem,
wyłączając ich działanie. Co się z nimi stanie po mojej śmierci? Jak wyglądają?
I, co najważniejsze – skąd je mam i jak się, ich pozbyć? Przez te kilka
miesięcy, które zleciały jak z bicza strzelił, miałem okazję dowiedzieć się co
nieco o klątwach innych. Mimo, iż nazbyt nie miłuję wdawać się w jakieś
konwersacje, chcąc nie chcąc wypytałem o to kilka wilków. Wyniki były takie jak
się spodziewałem: większość pozyskała swój plugawy dar poprzez podpadnięcie
komuś innemu, wpadnięcie do jakiejś magicznej sadzawki, zagryzienie zatrutego
jelenia, coś w tym guście. Prościej – zostali bezpośrednio przeklęci. Niektórzy
jednak odziedziczyli klątwę po swoich przodkach. Ta informacja odpowiada mi na
jedno i częściowo również na drugie pytanie: odziedziczyłem Cienie oraz, gdybym
posiadał potomków, one przeszłyby na jedno z nich lub rozbiły się na kilka
części i zatruła wszystkie. A co, gdybym owych nie posiadał?
Lecz zastanawianie się nad tym jest zbędne, przynajmniej teraz. O ile dobrze mi
wiadomo, w mojej dawnej watasze istniały stanowiska szamanów, którzy brudzili
sobie łapy w ziołach czy magii. Moje stado nie było jakieś specyficzne czy
wyjątkowe. Na świecie muszą istnieć inni członkowie na tych stanowiskach. To
oczywiste. Jest szansa, iż mogę skorzystać z ich pomocy. Ale znam ja ten typ.
Nie robią nic za darmo. Zawsze trzeba im czymś zapłacić. Jak nie materią, to
jakąś wartością duchową. Choć to zależy tylko od nich. Czegokolwiek by nie
chcieli, jestem gotów im to dać, wyłączając życie. Na co mi by było pozbycie
się klątwy, jeśli musiałbym oddać swe istnienie?
Jedno jest pewne – muszę wyruszyć w poszukiwaniu sposobu, by zdjąć z siebie to
przekleństwo.
Wypuściłem cicho powietrze z płuc, czując kolejny raz to samo uczucie znużenia.
Sam byłem już zmęczony faktem, że dzieje się to non stop. Nie pamiętam nawet,
kiedy moje ciało przepełniała energia, a ja mogłem polować całe dnie, nie
męcząc się już po kilkudziesięciu minutach.
Rozejrzałem się dookoła, aż mój wzrok zatrzymał się na szaro-niebieskiej
waderze, którą zwykłem zwać Blue. Wdzięczne imię, nie zaprzeczę. Krótkie,
dźwięczne, łatwe do wymówienia i przyjemnie się kojarzone. Nie to co moje. Choć
gdybym miał możliwość, nie zmieniłbym go. Dobrze do mnie pasuje, a w moich
oczach urosłem jako tak samo plugawy stwór jak te, które mnie nawiedzają.
Cmoknąłem lekko pod nosem, po czym uczyniłem w stronę wadery kilka kroków, tym
samym stając z nią łeb w łeb, bowiem nie stałem daleko.
– Witaj – odezwałem się pierwszy, zauważywszy, iż Blue wpatruje się w sytuację,
która wynikła z przodu i nie zwróciła na mnie uwagi.
– Och, cześć – odparła, zdziwiona zarówno tym, iż tak nagle znalazłem się koło
niej i dlatego, że dawno nie rozmawialiśmy. Po jej wypowiedzi, nastała wyraźnie
odczuwalna cisza, a którą wadera próbowała zatuszować udając, iż dalej ciekawi
ją nowy członek ich stada.
– Miałbym do Ciebie prośbę – rzekłem, rozrywając niezręczną głuszę. Samica
popatrzała na mnie zainteresowanym jak i zaskoczonym wzrokiem. – Oczywiście nie
zmuszam Cię do niczego, ale jako, iż jesteś najbliższą mi osobą, zwracam się z
tym właśnie do Ciebie – powiedziałem, zanim ona zdążyła cokolwiek odrzec. Nie
wiem czy to przez moje słowa, które, jakby mogło mi się zdawać, dobrze pasowały
do sytuacji, choć może były zbyt śmiałe, czy dlatego, iż może miała tak w
nawyku, ale na chwilę jakby niekontrolowanie spuściła zakłopotana wzrok, jednak
szybko znowu wbiła je w moje oczy, jakby próbując przewidzieć o co chcę ją
poprosić.
– Co masz na myśli? – zapytała, tym samym mnie poganiając, bowiem dalej
milczałem, czekając na jej ruch.
– Czy zechciałabyś towarzyszyć mi w pewnej wędrówce? – Popatrzyłem na nią
miłym, lecz badawczym wzrokiem, czekając na jej reakcję.
– J-Jakiej wędrówce? – dopytywała, zdaje się, jeszcze bardziej zdziwiona niż
poprzednio.
– Och, ruszamy – zauważyłem, gdy wilki przede mną w końcu poczęły iść na przód,
a od tych z tyłu posłyszałem kilka słów upomnienia. – Powiem Ci o wszystkim
trochę później, a teraz zastanów się nad tą propozycją, M’lady – rzekłem
łagodnie, skinąwszy lekko łbem i oddaliłem się od niej, zmierzając go Alfy.
My lady? Och, tak dawno chciałam użyć tego przezwiska w stosunku do Ciebie *-*
Jest takie ładne… Chyba zacznę już na stałe się tak do Ciebie zwracać :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz