poniedziałek, 28 marca 2016

Od Farce (CD Raza): A wygrana, za wygraną...

„Czy odpowiednim będzie zapytać się go do jakiego stada należał wcześniej po skończonym biegu? A może lepiej by było wtedy, gdy już porozmawia z Ikaną? Ale czy w tym nie będzie nic dziwnego?”. Myśli kołatały się w moim łbie, a ja nie mogłam się zdecydować na żadną z opcji. Co prawda, raczej niebezpiecznym jest rozmyślać nad czymś taki w trakcie wyścigu, bo w każdej chwili mogę upaść, zagapiwszy się, ale chyba teraz chęć poznania nazwy jego wcześniejszej watahy jest silniejsza. Chociaż… Nie! Czekajcie! Ja MUSZĘ wygrać ten bieg! O, patrzcie! Już widzę znajome zady wilków!
Gdy wreszcie na horyzoncie dostrzegliśmy grupę zwierząt, Raz, widzący już nas cel, przyśpieszył, nieznacznie mnie wyprzedzając. Zerknęłam szybko na jego łapy – kończyny mieliśmy podobnej długości, więc teraz zadecydują jedynie siła i wytrzymałość osobnika. Przybrałam motywujący wyraz pyska i zmusiłam moje nogi do większego wysiłku, które, pokonawszy przeszkodę w postaci zwalonego pnia, przebierały jeszcze szybciej, by w końcu zrównać się z basiorem.
– Nasz cel to ta biała wadera na przodzie! – zawołałam do niego, przekrzykując wiatr świszczący mi w uszach. Czy chciałam uczciwej walki, podając mu metę? Pewnie tak, choć to było zaskakujące, zważywszy na mój charakter. A może ten „Raz” mnie zaciekawił i rzeczywiście chciałam się z nim czysto zmierzyć?
Poruszaliśmy się naprawdę szybko, toteż by nie wywalić się na innych, trzeba by było wyhamować kilkanaście metrów przed nimi. Oczywiście, nie zamierzałam tego robić, choćby ryzykując złamanym karkiem. Niebieski i ja biegliśmy łeb w łeb, grzbiet w grzbiet. On chyba także nie miał zamiaru tracić tych kilku sekund, podobnie do mnie. Wyprzedziliśmy już całe stado, teraz skręcając i ruszając prosto na Ikanę, która stanęła, zatrzymując całą grupę, patrząc na nas i nie za bardzo rozumiejąc, co zamierzamy. Na moje szczęście, przed nią znajdowało się kilka kamieni, które jeszcze bardziej ułatwiały mi moje plany. Napięłam mięśnie do granic możliwości i wyprzedziłam basiora, krzycząc przy tym głośne: „WYGRAŁAM!”, jednak nastąpiłam na jeden z owych zwodniczych przedmiotów, przechyliłam się na bok i runęłam na Niebieskiego, tym samym miękko lądując na jego ciele, i wyhamowując bezpiecznie przed Alfą.
Sypki żwir podniósł się do góry, wywołany naszym upadkiem, i posypawszy się lekko na łapy białej wadery. Nastała chwilowa cisza, w czasie której nikt za bardzo nie wiedział jak zareagować, zaskoczeni tym nagłym przebiegiem zdarzeń. Dopiero cichy chichot rozerwał ową głuszę, wydobywający się z piersi mojej i Raza, który po kilku sekundach przerodził się w niczym nie zatrzymywany śmiech.
Podniosłam się ciężko z basiora i popatrzyłam na nim wesołym wzrokiem.
– N-Nic Ci się nie stało? Przepraszam za to, potknęłam się – wydukałam przez duszący rechot.
– Nie, spoko – odpowiedział, również wstając, a ja, widząc jego poczynania, podeszłam szybko do niego i pomogłam mu w tym.
– To Raz – odparłam, zwracając się do Ikany, jednocześnie strzepując ziemię z jego futra, po czym stając koło basiora. – Chciałby tutaj dołączyć. – Uśmiechnęłam się rezolutnie.
– Witaj, Razie – przywitała do Alfa jak zwykle z pasującym do niej i ździebko przerażającym spokojem. – Pozwól na chwilkę – rzekła, po czym odeszła na kilka kroków od dalej stojącego w miejscu stada. Odprowadziłam ich wzrokiem, po czym ślizgałam nim po dziwnych minach reszty wilków.
Gdy zobaczyłam gdzieś na przedzie stojących koło siebie Gada i Luę, wyszczerzyłam się do nich i pomachałam jak gdyby nigdy nic. Nie zaprzeczam, widząc ich, dalej miałam przed oczami scenkę ich wymiany śliny oraz, przyznam, na to wspomnienie przechodzą mną dreszcze nieznanego pochodzenia, jednak dalej przecież mamy swój zakład, prawda? I on, wycofując się z niego, tym samym przyznałby się do porażki.
Padalec odwzajemnił gest z ironicznym uśmieszkiem. Odwróciłam łeb, spoglądając znowu na rozmawiającą Ikanę i Raza.
Czego ja się właściwie spodziewałam? Że nie odmacha? Że zapomniał? Hmpf! To oślizgły, pozbawiony skrupułów Gad. Jednak nie można się tym zrażać, prawda? Dalej mamy zakładzik.
– Jest czasami dziwna. Znaczy, dziwniejsza niż zwykle – mruknął do siebie Ventus na tyle głośno, iż moje uszy pochwyciły ten dźwięk.
„– Co?”, pytam w myślach, pozostawiając na zewnątrz swój wesoły wyraz pyska.
– Nic, nic – zaprzecza duch, patrząc się w tylko jego znanym kierunku.

 Razie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz