środa, 30 marca 2016

Od Behemota (CD Blue): Szybkie przygotowania i walory naszej Alfy.

Gdy Behemot odwrócił pysk od niebieskiej wadery i odszedł kilka kroków, na jego oblicze wpłynął mały uśmieszek satysfakcji. Uważał się za przysłowiowego dżentelmena, który traktował samice z należytym szacunkiem i kulturą osobistą. Może było to jednym z tych praktyczniejszych i przydatniejszych owoców jego specyficznego wychowania (bo umówmy się: poprawny i charakterystyczny sposób stawiania kroków jednak nie jest najpotrzebniejszą rzeczą pod słońcem), a może basior samoistnie się tak zachowywał, bo uznawał to za stosowne. Nawet w stosunku do swojej byłej partnerki zachowywał się nieskazitelnie, choć nie miał również powodów, by było inaczej. Nie była niegrzeczna czy wulgarna, lecz nikomu nie zaszkodziłoby ociupinka szczerego pochlebstwa lub uczucia. Ale wracając… Behemot nie miał w zwyczaju wplątywać się w jakieś błahe przepychanki, niepotrzebne przekomarzania czy niewpływające na nic rozmowy. A jednak to drobne oszustwo sprawiło mu przyjemne uczucie, niby tak dawno nie kosztowane.
Prychnął lekko pod nosem, zaśmiewając się krótko. Przebił się przez ciasny tłum wilków, jednocześnie wychodząc z tego tłoku i poruszając się już na wolnej powierzchni, przyspieszył kroku, zmuszając swe, już i tak nieźle wymęczone, ciało do szybkiego truchtu, wymijając przy tym całe stado. Odszukał szybko wzrokiem białą samicę, do której skierował się niemal od razu.
Już wcześniej zwrócił uwagę na jej niebrzydki wygląd, ale teraz mógł jej się bliżej przyjrzeć, choć nie robił tego specjalnie, o nie. W pewnym momencie zauważył, że zaczął oceniać każdą waderę względem wyglądu i manier. Od kiedy to sobie uświadomił począł czuć odrazę do tego zachowania i plewił jej z siebie jak tylko umiał, bowiem uważał to za okropnie powierzchowne i nieczułe, a przecież nic tak nie krzywdzi kobiety jak jej ocenianie. Teraz, nawet tego nie kontrolując, również dokonał podświadomie takiej oceny. Cóż, pozostałości ze starych przyzwyczajeń dalej zostały i dawały o sobie znać w najbardziej nikczemny sposób.
Ikana, jako Alfa, była dość wysoka, ogółem sylwetka najprawdopodobniej nie sprawiała jej żadnych kompleksów ani przykrości. Bo któż nienawidziłby tych długich łap, ładnie wyrzeźbionych, które pod skórą chowają dobrze wyrobione mięśnie i chude kości niosące i podtrzymujące owy tułów, porośnięty nieskazitelnie białym futrem. Zgadywać można, że nawet jeśli właścicielka niespecjalnie o nie dba, ono i tak błyszczy się w nikłych promieniach słońca, nie dając sobą pogardzać i trzymając się w jak najlepszej formie, pozostając długie, miękkie i puszyste. Aż się korci, by je dotknąć, zanurzyć w nim łapę.
Pysk również nie dawał innym zazdrosnym wilkom nic do wytknięcia. Patrząc na niego, można by przypuszczać, że jeśli się go spoliczkuje (bić kobietę?! Broń Boże!) łapa dozna sporego urazu o ostre kości policzkowe posiadaczki, na których dosłownie można się zaciąć. Jedynie ten tajemniczy znak może być powodem do zakłopotania i dużej dawki wstydliwości, ale oczywiście w nim również jest pewien urok i słodycz. Nawet nie mając pojęcia co oznacza, chcąc nie chcąc i tak dostrzeżesz jego walory, szczególnie piękność czystego niebieskiego koloru, w którym także skąpane się tęczówki wadery.
Ogółem ta pora roku pasuje idealnie do Ikany, gdzie biały puch zlewa się z jej umaszczeniem, jeszcze bardziej wyróżniając idealną sylwetkę i ślepia.
– Witaj – rzekł Behemot, stając koło niej, a przez jego łeb przemknęło lekkie deja-vu. „Czyżby wszystkie samice śmiały ozwać się mianem marzycielek?”
– Witaj – odparła Alfa, odwracając łeb w jego stronę i patrząc w oczy rozmówcy, jak głoszą dobre maniery.
– Ikano, wybacz, iż bez zbędnych uprzejmości paszczę otwieram, jednak śpieszę się i rad byłbym niezmiernie przejść od razu do sedna – odparł, marszcząc w niepokoju brwi, czy aby samica się nie zdenerwowała. Ta jednak tylko skinęła wyrozumiale łbem i ponagliła:
– O co chodzi?
– Zapomniawszy, iż przecież nie jestem członkiem watahy, bowiem nigdy nie wyrażałem takowej chęci, lecz z czystych formalności teraz się do Ciebie odnoszę z prośbą… – zaczął, ostrożnie dobierając słowa. – Byś pozwoliła mi wyruszyć, acz zabierając z sobą Blue. Również z jej względów powiadam Ci o tym.
– Wędrówkę? – powtórzyła Ikana podnosząc do góry jedną brew, chcąc się upewnić czy dobrze usłyszała, acz każdy wątpi, by jej uszy kiedykolwiek ją zawiodły.
– Owszem. Zmierzam na południe, znaczy, iż w przeciwną stronę niźli my ruszamy. W moich planach jest odszukanie sposobu na zdjęcie ze mnie klątwy, którą, jak dobrze wiesz, posiadam podobnie jak wy.
– Rozumiem – odparła, pokiwawszy wcześniej łbem i odwracając wzrok od oblicza basiora, wpatrując się tym razem przed siebie.
– Oczywiście, świadom jestem pewnego prawdopodobieństwa, iż podróż możliwie jest niebezpieczna, toteż zapewniam Cię w pełni świadom, iż jeżeli niesprzyjające okoliczności z tego wynikną, odeślę Blue z powrotem do Ciebie, bądź odprowadzę, jeślim będę w stanie – rzekł Behemot z typową dla siebie powagą, dalej prowadząc chwilowo stado z Alfą, której przyglądał się kątem oka, ciekawy reakcji.
– Pozwalam Ci na tą twoją wędrówkę, czy co to tam jest – zaczęła – Ale wiesz, że jeśli pozbawisz siebie, bądź Blue klątwy to nadal jesteście tu mile widziani?
– Jestem tego świadom, acz wątpię, bym skorzystał z tejże propozycji. Jednak dziękuję za pozwolenie.
– Och, i jeszcze mała rada – przypomniała sobie Ikana, spoglądając na basiora, podczas gdy ten również zwrócił swój wzrok ku niej. – Nie próbujcie na siłę kontrolować i planować podróży, bo prędzej czy później i tak wszystko się posypie.
– Rad jestem, że na swój sposób troszczysz się o naszą dwójkę. Jeśli nie posiadasz przeciwwskazań, moglibyśmy już odłączyć się od stada?
– Tak, nie dajcie się zjeść.
Basior uśmiechnął się do Alfy. Zawsze buduje takie dziwne wypowiedzi? Można by odnieść dziwne wrażenie, że to pasuje do tej białej wadery, jednak Behemot był pewny, iż gdyby wyraziła takową chęć mogłaby poprowadzić o wiele bardziej porywczą i ciekawą konwersację bez najmniejszego problemu. Samiec skinął głową na znak, iż rozumie i nie dodawszy już nic więcej – zatrzymał się w miejscu. Ślizgał wzrokiem po pyskach wilków, aż w końcu znalazł ten jeden szukany, po czym przybliżył się do owej postaci, maszerując koło niej.
– Więc pozwolisz, iż zadam Ci takie same pytanie jak wcześniej? – zapytał, a jako, iż było to pytanie retoryczne, nie czekając na odpowiedź wadery, rzekł: – Czy zechcesz towarzyszyć mi w wędrówce, której celem będzie wyzbycie się naszych klątw?

 My lady? Mam nadzieję, że nie zakończyłam tego opka w nieodpowiednim momencie i nie będziesz miała problemów z kontynuowaniem go ^^’
Asz, no i nie wyjaśniłam w końcu, dlaczego Cię tak nazywam ;-; No, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! W następnym opku pewnie ten wątek mi go przedłuży XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz