czwartek, 24 marca 2016

Od Blade'a (CD Luy i Riry): A mimo to, dalej wędrujemy

        Kąciki ust basiora uniosły się odrobinę do góry, zdobiąc jego pysk szelmowskim uśmiechem. Trójkątne, białe kły, zdecydowanie zbyt równe i nienaturalnie ostre, niczym rząd zębów rekina, błysnęły obnażone. Podobnie, jak jego czerwone, pozbawione źrenic ślepia, które, choć chyba po raz pierwszy w życiu nie przyglądały się wszystkim i wszystkiemu złowieszczo, to nadal miały w sobie to niebezpieczne światło wilka, który byłby w stanie nie tylko odtrącić sięgającą po pomoc łapę towarzysza, który spadając z urwiska zdesperowany chwyta się brzytwy, ale jeśli nie darzyłby danej osoby sympatią, zdolny byłby i do obserwowania jej upadku w przepaść, z uśmiechem na ustach. Grymasem bardzo podobnym, do tego, który obecnie tańczył mu na wargach, choć może nieco bardziej pewnym siebie. Tak, mimo tego, iż w tamtym momencie (jak w każdym innym, swoją drogą) Blade wyglądał jak demon, wcielenie czerwonookiego zła, to w rzeczywistości nie był do końca pewien, czy aby na pewno tlące się w nim emocje, powinny przybrać taki kształt i pod obecną postacią ukazać się światu. Ubierając wszystko w prostsze słowa, po raz pierwszy nie był pewien, czy powinien się uśmiechać, jak zwykle. Tak, był niepewny, choć nie to było w tym wszystkim najgorsze. Przez cały ten czas myślał, że bez najmniejszych problemów potrafi przejrzeć każdego na wylot, w krótszym, lub dłuższym czasie. Choć Blade na takiego nie wyglądał, w rzeczywistości potrafił wyłapać tok rozumowania naprawdę wielu wilków i gdyby nie jego osobowość, możliwe, że byłby świetnym psychologiem. Z drugiej strony, może to właśnie przez swój charakter nauczył się wnikać w umysły innych? Cóż, to nie było teraz istotne. Bo jakkolwiek wyglądała prawda, oraz cały ciąg przyczynowo-skutkowy, w dni dzisiejszym basior musiał przyznać, że po raz pierwszy w życiu udało się komuś go zaskoczyć. Poważnie.
  Przed oczami mignął mu obrazek, przedstawiający dzień, w którym to poznał Luę. Właściwie nie było to tak bardzo dawno temu, jak z początku mogłoby się wydawać. O ile dobrze pamiętał, poszedł obudzić ją, gdy cała reszta watahy szykowała się do wymarszu, choć szczerze powiedziawszy, z początku wziął ją za dziwnie zabarwiony, świecący głaz. Później wdali się w pogawędkę o zamieszaniu, jakie swego czasu zgotowali w Piekle i właściwie tak zaczęła się ta dziwna znajomość. Co ciekawe, oba wilki były do siebie bardzo podobne, a jednak w pewnym stopniu tak od siebie różne. Ale przecież nie o to tutaj chodzi. Pisząc te wszystkie rzeczy, zmierzam do przekazania wam, że Blade, choć znał i zdążył polubić fioletową waderę (tak, nawet takie szuje jak on były w stanie uważać kogoś za towarzysza, choć bynajmniej nie oznaczało to ograniczenia w stosunku do nich wszelkich złośliwych uwag), to szczerze nie spodziewał się takich zagrań z jej strony. Owszem, był gotów na wiele, ale po takich jak ona w życiu nie spodziewałby się czegoś takiego. Miał więc prawo czuć się trochę niepewnie, ale też nie wyobrażajmy sobie zbyt wiele. Poza tym, to, że nie spodziewał się po akurat tej waderze tego typu zachowań, nie oznacza, że zaraz był tamtemu incydentowi bardzo przeciwny. Stało się, to trudno. Nic na to nie poradzi. Poza tym, szczerze wątpił, by tamto drobne zamieszanie miało jakikolwiek wpływ na ich znajomość, choć słowa wypowiedziane przed chwilą przez Luę jeszcze raz zadźwięczały mu w uszach.
"Jeśli zechcesz, będę się na Tobie wieszać." Z niewiadomych przyczyn, sprawiły one, że basior zaśmiał się krótko i być może odrobinę kpiąco.
-Skoro taka panienki wola.- rzucił, dalej nie przestając się uśmiechać. Teraz, kiedy znów zaczęli ze sobą rozmawiać, Blade przestał zastanawiać się nad tym, czy odzwierciedlenie jego emocji, w postaci szelmowskiego uśmiechu i złowieszczego, ostrzegawczego spojrzenia jest właściwe w stosunku do sytuacji, w jakiej wcześniej znalazł się z Luą. W zasadzie był to moment tak samo właściwy, jak każdy inny.
  Lua uniosła jedną brew, przyglądając się basiorowi z lekko rozbawionym spojrzeniem, choć bliżej nieokreślony wyraz jej pyska pozostawał tajemnicą.
-Widzę, że Ci to nie przeszkadza, co?- zauważyła, uśmiechając się złośliwie do Zdradnicy. Tak, w tym momencie Blade nie miał już zupełnie żadnych wątpliwości, co do tego, czy wredny grymas był tutaj na miejscu.
-Widzę, że nie masz nic przeciwko temu, iż mi to nie przeszkadza.- odparował, przedrzeźniając Luę.
Fioletowa wadera w odpowiedzi wywróciła oczami, parskając śmiechem, jakby zastanawiała się z jakiej to choinki urwał się jej towarzysz. Basiorowi, z nieznanych mu do końca przyczyn, przyszło na myśl, że w tym śmiechu można było wyłapać taką samą ilość wesołości, co czystej kpiny. 
-Przez grzeczność nie zaprzeczę.- Lua dodała po chwili milczenia, po czym odwróciła się od Blade'a i powoli ruszyła w obranym przez siebie kierunku. 
  Z resztą, owy kierunek nie był wybrany tylko i wyłącznie przez nią. W tamtą stronę kierowała się cała wataha, może z wyjątkiem pojedynczych wilków, które jeszcze nie zdecydowały się podnieść z miejsca. Jednak po chwili i one uznały, że warto jest dołączyć do pozostałej grupy. Przez krótki czas można więc było obserwować wilki, które niczym jeden organizm, podniosły się w tym samym momencie i wtopiły w tłum reszty czworonogów, łącząc się w pary, niewielkie grupki, lub też wędrując samotnie. Co kto woli. 
  Basior bez wahania ruszył za waderą i przyłapał się na tym, że niemalże instynktownie zerkał co chwila w jej stronę, jakby z obawy, że głowa samicy zaraz utknie w dziupli, lub reszta tułowia, jak kłoda runie na środku szlaku. W końcu, gdy stado wędrowało już parę ładnych minut, dotarło do Zdradnicy to, iż słowa Luy okazały się prawdziwe. Chyba faktycznie nie będzie musiał jej dzisiaj holować, ani nawet asekurować, co stanowiło aż dziwną odmianę.
-Co tak dziwnie umilkłeś, co?- Lua odezwała się po chwili, choć sama również milczała od momentu rozpoczęcia drogi.
-Ja wiem?- Blade wzruszył ramionami, nie do końca pewny jak powinna brzmieć właściwa odpowiedź.- Zastanawiam się.
-Nad...?- ciągnęła wadera, unosząc jedną brew. Widząc jej minę, Zdradnica uśmiechnął się złośliwie.
-Nad sensem życia.- rzucił sarkastycznie, po czym zadowolony z siebie, przyspieszył kroku. Zmusiło to Luę do dogonienia rozmówcy, choć przez długie kończyny żadne z nich nie miało najmniejszego problemu z pokonywaniem drogi w szybszym tempie.
-Ej, co to za odpowiedź?
-Tak samo idiotyczna, jak pytanie.- Blade odpowiedział wyjątkowo mniej kpiącym tonem, aby fioletowa wadera nie wzięła sobie tej uwagi do serca. Choć szczerze mówiąc, nie sądził, by bardzo się nią przejęła, ale pierwszy raz od dłuższego czasu spotkał kogoś tak samo pokręconego, jak on i miło byłoby pozostać z kimś takim w jak najlepszych relacjach. Co paradoksalnie mogło oznaczać dogryzanie sobie bez przerwy, ale pomińmy ten fakt.
-I tu mnie masz.- Lua odpowiedziała po chwili zastanowienia, po czym znów wróciła do maszerowania w ciszy. Wyglądała na trochę nieobecną i Blade miał wrażenie, że jeszcze chwila i wejdzie do jeziora i zaśnie pod wodą, albo jakby nigdy nic usiądzie, bądź zatrzyma się na środku szlaku.
-Nad czym myślisz?- rzucił, po raz drugi przedrzeźniając dzisiaj waderę. Samica spojrzała się na niego bystrymi, ognistymi oczami, po czym uśmiechnęła się złośliwie.
-Wiesz co? Jednak nie jesteś takim dupkiem, za jakiego uchodzisz.- rzuciła słodkim głosem.
Blade zaśmiał się krótko, nie wierząc własnym uszom i temu, że ktoś skierował do niego takie słowa, po czym pokręcił przecząco głową.
-Nie, naprawdę  j e s t e m .


Lua? Drama sobie była, przyszła Blue i dramę zmyła. Naprawdę nie wiedziałam co dalej pisać, ale przynajmniej masz teraz szersze pole do popisu :P

5 komentarzy:

  1. Można by napisać wiele, ale ograniczę się do krótkiego : *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emotikony wyrażą więcej niż tysiąc słów xD Ale cieszę się bardzo, że Ci się opko podoba :3

      Usuń
  2. Wiecie co? Jestem zazdrosna. Cholernie.
    Ale nie powinnam narzekać, bo przecież to ja to zączęłam... ;-;
    Co nie zmienia faktu, że JESTEM CHOLERNIE ZAZDROSNA.
    Kurde. Jego. Mać.
    Żeby się z tym chociaż jakoś kryli, po cichutku, to nie. Rzucą mi w pysk mokrą szmatą już na starcie, a co taka biedna staruszka jak ja ma zrobić? ;-; Skopią do nieprzytomności, aż dadzą sobie w końcu spokój i im się znudzi, a ja wczołgam się do jakiejś jaskini i zdechnę z zawiści.
    Oj, wy... Żebym ja się na waszą parkę gderającą sobie beztrosko w najbliższym czasie nie natknęła, bo jak matkę kocham, Asher będzie musiał mnie siłą przytrzymywać w miejscu, by wasze oczy zostały bezpiecznie w oczodołach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedziałabym coś, ale nie chcę się pogrążać :/

      Usuń
    2. A ja jestem ślepa i nie widzę w czym problem, więc nawet nie mam do czego się odnieść :/

      Usuń