poniedziałek, 21 marca 2016

Od Keri: Wilk? Tukan? Wszystko jedno.

Keri siedziała i patrzyła. Siedziała i patrzyła. Siedziała i niemiłosiernie się nudziła. Taki już jej los marny, że mało co ją ciekawi. Obserwowanie śmiertelników było nudne gdy nie krzyczeli. Nie zapowiadało się też by w najbliższym czasie ktoś pokładał się przed nią i błagał o litość, której ona nie udzieli. Tak więc, jak już wspomniałam, niemiłosiernie się nudziła. Przenosiła wzrok z wilka na wilka nie mogąc znaleźć niczego ciekawego. Niektóre osobniki tej rasy wyróżniały się na przykład porożem, skrzydłami i innymi elementami. Nic interesującego. Widywała rogate demony i skrzydlate diabły. Nic nie zrobi na niej wrażenia.
 No chyba, że widok wilka podskakującego na dźwięk własnołapnie złamanej gałązki. Pół biedy, że śmiertelniczka raczyła się przy okazji zamienić w wielkodziobego ptaka. Bardziej interesujący, lub raczej ,,interesujący", był sam fakt wystraszenia się takiego drobiazgu. Sama Keri słabo rozumiała strach, bo doświadczyła go tylko parę razy w życiu. I to bynajmniej nie z powodu gałązki. Była jednak pewna, że to nie jest normalne. Nie miała wiele szacunku do śmiertelników, ale znacznej części, a już zwłaszcza tej przeklętej, nie mogła zarzucić tchórzostwa. Ta jednak wilczyca zdawała się bać wszystkiego.  Aż korciło by zajść ją od tyłu i wystraszyć. Nie widząc lepszej alternatywy, demon wstał i porzucając Samlena, ruszył w kierunku oddalającej się od zbiegowiska wadery.
 Śmiertelniczka nie odeszła zbytnio od watahy. Po prostu lekko się oddaliła i, trzymając się na dystans, obserwowała inne wilki. Keri próbowała się do niej podkraść, ale wadera podskoczyła na sam szeleścik (bo szelestem bym tego nie nazwała) poruszonej łapą trawy. Tym razem jednak nie zmieniła się w ptaka. Stała jednak, z rozstawionymi szeroko łapami, gotowa do ucieczki w taki czy inny sposób. Nie widząc sensu w dalszym rekwirowaniu krzaka, Keri opuściła schronienie i bezceremonialnie wkroczyła w pole widzenia nieznajomej. Zapadła cisza.
Keri nie mogła tego słyszeć, ale dałaby sobie (znaczy się swojemu więzieniu) głowę uciąć, że duszyczce podskoczyło tętno. Gdyby ten oto demon nie był demonem pewnie powiedziałby coś w rodzaju ,,Przybywam w pokoju. Nie telep się tak.". Jednakowoż demon ten wilkiem nie jest i nie odczuwa nawet najmniejszej, najsłabszej, najniklejszej potrzeby uspokojenia tego czegoś przed sobą. To nudna cisza ją do tego skłoniła.
- Zamierzasz się w końcu w tego ptaka zmienić, czy nie?- mruknęła.
Na dźwięk mowy, nieznajoma nieco się uspokoiła. A przynajmniej na tyle by wydusić z siebie coś co ledwo podchodziło pod definicję słowa.
- C-co?
Keri przewróciła oczami. Widocznie to pytanie było za trudne. Zacznijmy więc może od czegoś prostszego.
- Jak się nazywasz ptako-wilku?- Zagadnęła, a ton jej głosu do złudzenia przypominał papier ścierny pokryty masłem.
Teraz wadera chyba znowu poczuła się zagrożona. Jednak strach wydusił z niej odpowiedź.
- Hioshiru.
,,Jest progres" pomyślał demon. ,,Teraz niech poczuje się trochę bezpieczniej."
- Ja Keri- odparła usiłując dolać więcej masła na swój papiero-ścierny głos.
Wadera spojrzała na demona trochę nieśmiało, ale już chyba się nie bała. A przynajmniej nie aż tak jak na początku tej, jakże interesującej, konwersacji.
- M-miło mi p-poznać- powiedziała.
Chciała chyba zrobić krok w kierunku Keri, ale  na wszelki wypadek cofnęła łapę. I słusznie, bo rozmówczyni ptako-wilka nie lubiła i nie chciała się w żaden sposób spoufalać. Rozmówczyni ptako-wilka chciała tylko i wyłącznie z bliska zobaczyć jej przemianę w tukana.
- Byłabyś tak miła, i zamieniła się w tego ptaka?- spytał demon porzucając próby złagodzenia tonu swojego głosu.
Śmiertelniczka spojrzała na nią  lekko zaskoczona.
- Al-le ja t-tak tylko gdy się b-boję...-wyjąkała.
Keri wyprostowała się. Zmrużyła oczy.
- To znacznie ułatwia rozwiązanie problemu- stwierdziła.
Nim Hioshiru zdążyła wyczytać cokolwiek z nieczytelnego pyska demona, wadera nastroszyła futro i, lekko się pochylając, zasyczała niczym kobra prezentując przy tym cały arsenał ostrych, lśniących zębów. Nieszczęsna ofiara ledwie zdążyła pisnąć nim skurczyła się i wylądowała na ptasim tyłku.
 Keri ponownie się wyprostowała i spojrzała na śmiertelniczkę z góry, obdarzając ją nic nie mówiącym spojrzeniem.
- A więc tak to działa...
Rozmówczyni chyba jej nie słyszała. Była zbyt pochłonięta próbami uspokojenia oddechu i akcji serca. Ta jednak zdawała się tego nie dostrzegać i kontynuowała swój monolog tak, jak gdyby duszyczce wcale nie groził zawał.
-  Będę ci mówić  Hio- oświadczyła- Hioshiru jest zdecydowanie za długie i brzmi trochę za poważnie jak na kogoś twojego pokroju. A w zamian za podzielenie się wiedzą, nie zabiję cię gdy znów rozpętam piekło na ziemi. Czy to właśnie nazywacie ,,gestem dobrej woli"?

Hioshiru?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz