Wadera odciągnęła małe, dziwne rogate coś od swojej zdobyczy i puściła. Przez chwile przyglądała mu się krytycznie, usiłując ustalić czym właściwie jest. Niby wyglądało na bardzo małego basiora z rogami, w jej kręgach norma. Jednak ów basior był do tego stopnia poobijany, że gdyby się nie ruszał uznałaby go za ścierwo i to niekoniecznie wilcze. Wolała się więc upewnić. W sumie to rozważała nawet czy to nie jakiś zdeformowany szczeniak. Już miała spytać czy rodzice nie nauczyli go, że nie ładnie jest kraść, ale powstrzymała się na wypadek gdyby jednak nie był szczeniakiem.
- Jesteś wilkiem, tak?
Rogaty stworek usiadł.
- Może trudno w to uwierzyć, ale tak.- potwierdził beznamiętnym głosem po czym wyjrzał zza wadery i spojrzał na - Pozwolisz, że dokończę twój posiłek?
Ikana skrzywiła się z niesmakiem. Nie wiedziała już nawet co sama myśli i czuje. Wściekłość? Współczucie? Ale, tak właściwie, to z jakiej beczki jedno ma wykluczać drugie? W końcu, już się najadła.
- Tak- odparła.
Basior wstał i podszedł do jelenia po drodze potykając się o jakiś korzeń. Kiedy jadł uważnie go obserwowała. Nigdy się na anatomii nie znała, ale z tego co wiedziała to tylko przeklęci miewają rogi. W głębi duszy podziękowała pierwszemu lepszemu bóstwu za to, że ona ich nie ma. Miała w prawdzie już dość wielu Przeklętych na głowie, ale jeden więcej, do tego pokurcz, nie powinien wiele zmienić. Dlatego gdy tylko nieznajomy skończył konsumować jej posiłek rozpoczęła tradycyjną gatkę, której tak bardzo nie znosiła.
- Przeklęty, co?
Basior spojrzał w górę jakby chciał zobaczyć własne rogi, ale to chyba nie było możliwe.
- Niewątpliwie- powiedział.
- Całkiem nieźle się składa- mruknęła wadera wstając- Bo widzisz, pewnego dnia przyszło mi do głowy założyć watahę tylko dla dziwolągów i do dziś nie wiem, czy to był dobry pomysł- stwierdziła usiłując wyliczyć w głowie wszystkie znane sobie klątwy- Tak, więc jeśli chcesz możesz się do nas podpiąć.
Basior przez chwilę milczał. Widać było, że intensywnie myśli. Postanowiła mu nie przeszkadzać, bo sama nie lubiła gdy ktoś przeszkadzał jej. W końcu wilk wstał i stanął obok.
- Chwila, moment... To ile was w końcu jest?
Ikana przez chwilę usiłowała pozbierać myśli. Z trudem zapamiętywała imiona tych nowych.
- Sama nie wiem- westchnęła- Jednego policzyłam chyba z pięć razy, a sześcioro nie policzyłam w ogóle. Ale chyba coś pod trzydziestką.
Pax uniósł wyżej brwi, tak że wadera nie była pewna czy to ze zdziwienia, czy podziwu. Ale chyba, tego pierwszego, bo basior najpewniej już zauważył, że nie do końca to wszystko ogarnia. Nie dość, że sama się spóźniła, to do jej powrotu zgubiło się kilka wilków, które wcześniej, według Jenny, jeszcze niedawno tu były. Nie znosiła kogoś zostawiać, ale przywykła już do tego, że raz na jakiś czas ktoś znika i pojawia się po dłuższej, czy krótszej nieobecności. Niektórzy nie wracają w ogóle. Wadera zacisnęła zęby usiłując, nie myśleć o Sohy i Jason'ie. Niektórzy po prostu odeszli, ale ci dwaj niewątpliwie ponieśli śmierć. Nie widziała dlaczego jest jej z tego powodu tak żal. Wielokrotnie widziała śmierć, być może o wiele bliższych osób, minęło mnóstwo czasu, a jednak ona wciąż nie mogła zapomnieć tych ostatnich dwóch dni zanim spotkała Soneę. Kiedy przez chwilę, miała wrażenie, że Soha jednak nie jest bezmózgim, pozbawionym własnej woli, workiem mięsa. Nie brzmiało to do końca jak komplement, ale basior nie pożył dość długo by mogła pomyśleć cokolwiek innego. Nie mówiąc już o tym by coś powiedzieć.
Zdarzały się Alfy, które spoufalały się i przyjaźniły z członkami watahy. Były też takie, które uważały ich tylko za swoich podwładnych. A ona nie zaliczała się do żadnej z tych grup. Zbyt aspołeczna i zamknięta by tworzyć więzi, za mało władcza by rozstawiać po kątach. W zasadzie to pełniła tu głównie rolę przewodnika, i to kiepskiego.
Otrząsnęła się z zamyślenia gdy dotarło do niej, że wszyscy zebrani się na nią gapią i czekają aż coś powie.
- Idziemy!- zawołała i poprowadziła watahę ku północy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz